"Zabiłem moją matkę": XAVIER DOLAN - WSPOMNIENIA
Od kiedy zacząłem pisać ZABIŁEM MOJĄ MATKĘ, czuję się, jakbym przeżył milion wcieleń. Chociaż minęło już dużo czasu, to wyraźnie pamiętam pierwsze doświadczenia.
Szczęśliwe i smutne chwile paradują przez mój umysł. Ze wszystkich tych momentów, jeden zostanie ze mną na zawsze. Byliśmy na wsi. Siostra mojej babci, bardzo pobożna, wykształcona - studiowała na Sorbonie i wykładała w Burundi - zaprosiła nas do swojej posiadłości nad wodą. To właśnie tam kręciliśmy ostatnią scenę filmu. Była noc. Słychać było cykanie świerszczy i trzaskanie ognia. Rozmawialiśmy o filmie. W tym czasie mieliśmy mało pieniędzy i cały projekt mógł się zawalić. Miecz Demoklesa ciągle wisiał nad naszymi głowami. Rozkoszowaliśmy się zupą z cukinii i innymi pysznościami, kiedy rozmowa zeszła na temat ambicji. Rozpierały nas emocje. Mieliśmy dużo nadziei. I nagle zapadła cisza. Ciągle widzę siebie, jak się martwiłem, kiedy myślałem o filmie. Ciotka podniosła się z krzesła, nalała gościom wina do opróżnionych kieliszków i położyła rękę na moim ramieniu. Byłem pewien, że zaraz usłyszę jedną z jej przestarzałych przypowieści. Przygotowywałem się już na jakąś duszpasterską metaforę w stylu "Jezus i żebrak z posiniaczonymi stopami". Nic takiego się nie stało. Spojrzała na mnie spokojnie i powiedziała: ci, którzy nie mają marzeń, umrą z zimna