"X-MEN": E-X-OTYKA
W realizacji "X-Menów" udział wzięło wielu światowej sławy specjalistów, wśród których byli: nominowany do Oscara koordynator efektów specjalnych Michael Fink, charakteryzator Gordon Smith, koordynator pracy kaskaderów Gary Jensen ("Dzika rzeka", "Podejrzani"), odpowiedzialny za sceny walk reżyser drugiej ekipy Corey Yuen ("Zabójcza broń 4") i koordynator efektów specjalnych Colin Chilvers, nagrodzony Oscarem za "Supermana".
Michael Fink korzystał z komputerowego scenopisu obrazkowego w formie krótkich filmów animowanych, które służyły ekipie jako punkt odniesienia w pracy na planie.
Fink zaprojektował efekty specjalne, dzięki którym "X-Meni" zaskakują przeciwnika stalowymi szponami i trzymetrowym językiem, rażą śmiercionośnymi promieniami z oczu i zmieniają kształty na oczach widzów. "Postanowiliśmy, że nie będziemy czekać z efektami na sam finał" - mówi.
Szpony Rosomaka, elastyczny język Ropucha oraz specjalne aplikacje dla Mystique, Szablozębego i Ropucha zaprojektowała ekipa Gordona Smitha skupiona wokół założonego przez niego studia FX Sith, Inc.. Smith wykonał piętnaście kompletów szponów dla grającego rolę Rosomaka Hugh Jackmana. W zależności od sceny aktor miał do dyspozycji szpony wykonane z metalu lub tworzywa, twarde jak stal lub plastyczne.
Filmowy Ropuch może wyrzucać język na odległość od dwóch do czterech i pół metra. Smith zaprojektował specjalną aplikację dentystyczną, która zmuszała aktora Raya Parka do trzymania półotwartych ust. Sam język "wyczarował" Mike Fink.
Gordon Smith mówi: "Na planie "X-Menów" wdrożyliśmy wiele nowych technologii. Nigdy dotąd przy charakteryzacji nie wykorzystywano silikonu na tak wielką skalę".
W przypadku Ropucha i Szablozębego charakteryzowano tylko widoczne części ciała - twarze, głowy i ręce. W przypadku grającej rolę Mystique Rebeki Romijn-Stamos w grę wchodziła jednak charakteryzacja całego ciała - od stóp po czubek głowy.
Gordon Smith mówi: "Był to żmudny proces. Rebecca musiała nosić blisko 70 samoprzylepnych aplikacji. Jakby tego było mało, całe jej ciało - nie wyłączając uszu, nosa i podbicia stóp - musieliśmy pomalować na niebiesko. Do tego dochodziła czerwona peruka i żółte szkła kontaktowe. Pierwszy raz pełna charakteryzacja zajęła nam dziesięć godzin, w końcu jednak udało nam się skrócić ten czas do ośmiu, a nawet sześciu godzin".
Trudno się dziwić, że charakteryzacja wywoływała u Rebeki Romijn-Stamos tzw. "mieszane uczucia". Aktorka mówi: "Z jednej strony nigdy nie przypuszczałam, że mogę tak wyglądać, z drugiej jednak muszę przyznać, że było to najbardziej obsceniczne, męczące i upokarzające doświadczenie w moim życiu. Nie mogłam znieść tych długich godzin, podczas których malowano mi najintymniejsze miejsca".
Biorąc pod uwagę czas, jaki zajmowała charakteryzacja i zdjęcia, zdarzało się, że aktorka pracowała na planie po 22-24 godziny na dobę. Nic zatem dziwnego, że nie mogła pracować dwa dni pod rząd, co nakładało na ekipę kolejne ograniczenia.