Reklama

"Wzgórze nadziei": TRIUMF POWIEŚCI, NARODZINY FILMU

Debiutancka powieść Charlesa Fraziera „Cold Mountain” ukazała się w 1997 roku, zdobywając wielkie uznanie krytyki oraz prestiżową nagrodę National Book Award.

Frazier wychował w Blue Ridge Mountains w Północnej Karolinie. Tam pamięć wydarzeń wojny secesyjnej była ciągle żywa. Opowieści o tamtych dramatycznych wydarzeniach przekazywano z pokolenia na pokolenie. Szczególnie zafascynowała Fraziera historia W.P. Inmana, jednego z jego przodków, który odbył pełną niebezpieczeństw wędrówkę – liczącą ponad 300 mil – ze szpitala wojskowego w Wirginii w rodzinne strony. Frazier był zdania, że taka perspektywa w opisie wojny secesyjnej i jej skutków była stosunkowo rzadka w amerykańskiej literaturze. Jak wiadomo, piśmiennictwo na jej temat jest niesłychanie bogate, lecz główna jego część to szczegółowa i wyczerpująca rekonstrukcja działań wojennych, zwłaszcza krwawych bitewnych starć. Frazier podkreślał, że nie interesowały go dylematy ani decyzje słynnych dowódców, ale los zwykłych ludzi, zagubionych w okrutnym wojennym tumulcie, walczących o przetrwanie i często – pod wpływem brutalnych wydarzeń – przewartościowujących cały dotychczasowy światopogląd.

Reklama

Frazier odniósł wielki sukces. Jego książka przez 45 tygodni nie schodziła z listy bestsellerów „NewYork Timesa”, powitały ją bardzo dobre, często entuzjastyczne recenzje. Na przykład „Newsweek” pisał: „ Zdumiewające – romantyczna saga, która zdobyła status prawdziwej literatury”. „Powieść tak bardzo bliska mistrzostwa, jak tylko jest to we współczesnej prozie możliwe” – wtórował krytyk na łamach „The Raleigh News & Observer”.

Anthony Minghella, reżyser, który z racji swych obowiązków producenta czyta wiele przebojowych książek, też był pod wrażeniem. Uderzył mnie naprawdę osobisty ton tej opowieści, a to się bardzo rzadko zdarza. Powieści o wojnie niespecjalnie mnie interesują. Są przeważnie przewidywalne i schematyczne. Ale to jest rzecz przede wszystkim o skutkach wojny oraz towarzyszących im brutalności i chaosu we wszelkich dziedzinach życia. O tym, jak wojna odciska się na miłości, życiu rodzinnym, przyjaźniach. Ten punkt widzenia przemówił do mnie. Uważałem, że w tej książce jest prawdziwa świeżość – wspominał reżyser. Zwracał też uwagę, że Frazier odważnie, ale twórczo i, co najważniejsze, bezpretensjonalnie, wykorzystał wzorzec nie byle jaki – „Odysei” Homera. Był przekonany, że pisarzowi udało się zachować równowagę pomiędzy mitycznym wymiarem opowieści, a prawdopodobieństwem psychologicznym, co jest niezwykle trudne. Historia Inmana to seria niezwykle ciężkich życiowych prób – poddawana jest im jego lojalność, miłość, odwaga. Ta pełna perypetii podróż ma, moim zdaniem, głęboki duchowy wymiar – podkreślał Minghella. Ale zaintrygowała go też postać Ady, kobiety, która, zamknięta wcześniej we własnym, pozbawionym trosk materialnych świecie, na skutek wojny musi wyjść poza dotychczasowe doświadczenia.

Minghella sam zajął się pisaniem scenariusza. Na pierwszy rzut oka wydaje się to łatwe. Jest waleczny bohater, jest podróż oraz intrygujące historyczne tło. Ale z doświadczenia znam wiele pułapek, jakie kryją się w adaptacji utworów literackich. Literatura i kino posługują się przecież zupełnie innym językiem. Zawsze staram się maksymalnie uszanować intencje twórców pierwowzoru literackiego – sam piszę i wiem, jaka to ciężka praca, jak trudno jest stworzyć pełny wewnętrznej prawdy, samowystarczalny świat. Ale nie mogę być niewolnikiem tekstu, bo ostateczny rezultat mógłby być katastrofalny. Zresztą zauważyłem, że nad jakimkolwiek tekstem bym nie pracował, zawsze dochodzą do głosu osobiste emocje i doświadczenia, zwłaszcza rodzinne i uczuciowe. Tak było i tym razem – tłumaczył Minghella. Sydney Pollack, współproducent filmu, który od lat współpracuje z Minghellą, tak mówił o jego pracy: Od dawna uważam – i ciągle się utwierdzam w tym przekonaniu – że Anthony to skarb. Rzadko kto, tak jak on, szanuje intencje twórców literatury. A jednocześnie, każdy tekst, nad którym pracuje, przekształca w „swój” utwór. W tym przypadku, moim zdaniem, dokonał lekkiego, ale niezwykle cennego przestawienia akcentów. Tak, „Wzgórze nadziei” to poruszająca historia miłosna, ale przede wszystkim, to seria dramatycznych sprawdzianów charakterów dla głównych postaci.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wzgórze nadziei
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy