Reklama

"Wzgórze nadziei": NIECH GRA MUZYKA

Minghella znany jest z precyzyjnego komponowania ścieżki dźwiękowej do swych filmów. Kręcąc „Wzgórze nadziei” ponownie spotkał się z Gabrielem Yaredem, kompozytorem, z którym współpracował przy „Angielskim pacjencie” i „Ripleyu...”. Większość jego kompozycji orkiestrowej powstała jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć. Z reguły pracujemy w ten sposób – mówił Minghella. – Muzyka niejako rozwija się i ewoluuje wraz z filmem. Powstaje równolegle ze scenariuszem, potem zmienia się i dostosowuje wraz z postępującym procesem filmowania.

Reklama

Pracę Yareda uzupełniał słynny muzyk T-Bone Burnett, wielki znawca amerykańskiej muzyki ludowej, który był odpowiedzialny za ścieżkę dźwiękową w filmie braci Coen „Bracie, gdzie jesteś ?” Burnett dokonał wyboru spośród wielu autentycznych utworów z tego okresu, wyselekcjonował też starannie muzyków, którzy je nagrali. By uzyskać większy stopień autentyzmu, użył archaicznych technik nagraniowych.

Chciałem, by muzyka stała się integralną częścią filmu. Szukałem zatem aktorów, którzy są także muzykami – mówił Minghella. – I znalazłem. Na przykład, występujący w roli Stobroda Brendan Gleeson, którego gra na skrzypcach jest ważna w strukturze fabuły, w rzeczywistości także bardzo dobrze gra na tym instrumencie. Jack White, z rockowej grupy White Stipes, miał początkowo tylko śpiewać. Ale okazało się, że ma takie aktorskie uzdolnienia, że dopisałem dla niego specjalnie dialogi. Nicole Kidman udowodniła, że świetnie śpiewa, już w „Moulin Rouge”. Jest też dobrą pianistką. Wykorzystałem jej talenty.

Reżyser tłumaczył, że muzyka miała pomóc zbudować emocjonalny charakter opowieści, ale że za wszelką cenę starał się unikać, jak to określał, „muzycznej sacharyny”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wzgórze nadziei
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy