"Wyznania gejszy": ZADBAĆ O WŁAŚCIWY WYGLĄD
Zdjęcia rozpoczęły się 1 października 2004 roku zrealizowaną z wielkim rozmachem sceną w japońskim teatrze, z udziałem dwustu tancerek. Choreografię opracował John DeLuca, który współpracował już z Robem Marshallem przy „Chicago”. Ostatni klaps padł 1 marca 2005 roku w Kioto – zdjęcia przedłużyły się o miesiąc, głównie z powodu kłopotów z pogodą. Całkowity budżet filmu – choć nie grały w nim hollywoodzkie gwiazdy – wyniósł 98 milionów dolarów. Sporą część kosztów pochłonęły scenografia i kostiumy.
Pracę nad kostiumami powierzono Colleen Atwood, czterokrotnie nominowanej do Oscara (m.in. za „Jeźdźca bez głowy” Tima Burtona) i wyróżnionej statuetką Akademii za „Chicago” Roba Marshalla. O takiej pracy marzy każdy projektant kostiumów – mówiła Atwood. – W moim przypadku przebiegała ona dwutorowo. Najpierw przez niemal rok studiowałam materiały źródłowe. Potem kupiliśmy tkaninę, z której uszyliśmy oryginalne kimona dla ośmiorga głównych bohaterów. Nim w ogóle nasi aktorzy je założyli, każdy z tych kostiumów został poddany artystycznej obróbce, zgodnie z sugestiami Lizy Dalby. Jednocześnie i ja, i moi asystenci zjeździliśmy Japonię wzdłuż i wszerz, w poszukiwaniu autentycznych kimon z epoki. Nie tylko zresztą Japonię – sporo kostiumów kupiliśmy w Kopenhadze, Londynie, Los Angeles i Nowym Jorku. A jedno z najbardziej oryginalnych kimon znalazłam w Internecie. Kupiliśmy je na aukcji od jakiegoś kolekcjonera z Rosji. Oczywiście anonimowo, gdyby bowiem sprzedający wiedział, że kostium trafi do filmu produkowanego przez Stevena Spielberga, cena byłaby znacznie, znacznie wyższa! Te wyszperane kimona nosili potem bohaterowie drugoplanowi. A i tak wielokrotnie zaskakiwali mnie statyści, którzy pojawiali się na planie w kimonach wyciągniętych gdzieś z własnych piwnic…
Nad wykonaniem kostiumów pracowało ponad 30 osób. Powstało 250 ręcznie wykonanych kompletów. Zadanie było tym trudniejsze, że miały to być kostiumy dla bohaterów pochodzących z różnych warstw społecznych, co wymagało wyjątkowego zróżnicowania strojów. Co ciekawe, w komplecie było nie tylko kimono, ale też bielizna osobista – zgodna z japońskimi obyczajami – która w większości przypadków ani razu nie była widoczna na ekranie.