Reklama

"Wyspa zaginionych": WYWIAD Z ELENA ANAYĄ

Maria to chyba najbardziej dojrzała postać ze wszystkich, które zagrałaś.

Jak przygotowywałaś się do tej roli?

Elena Anaya: - Gabe powiedział, że postać Marii ma odpowiednią wagę i dojrzałość, ponieważ to kobieta, która bardzo szybko dorosła. Straciła rodziców, kiedy była młoda, mieszkała z siostrą i wcześnie zaczęła organizować własne życie. Mieszkała sama z osobą, którą uwielbiała - swoim synkiem Diego, który nie miał ojca, i wokół którego stworzyła swoisty mikrokosmos.

- Przed przystąpieniem do zdjęć Gabe miał już wszystkie sceny w głowie

Reklama

i wyjaśnił mi bardzo klarownie, jaką historię zamierza opowiedzieć. Po niemal dwumiesięcznych przygotowaniach postać zaczęła funkcjonować własnym rytmem.

- To był okres wypracowywania planu w umyśle. Miałam więcej opcji, więcej dostępnych możliwości, by dać do zrozumienia, kim jest bohaterka i kogo powinna zobaczyć w niej publiczność. Moja praca polegała na tym, by oddychać w tym samym tempie co postać, doświadczać tego samego stanu napięcia, z którym ona musiała się zmierzyć: stanu ostrego przeciążenia emocjonalnego. Żyłam w świecie Marii. Ten bardzo osobisty i osobliwy mikrokosmos jest skoncentrowany na synku, na jej związku z nim, silnym do tego stopnia, że niemal delektują się sobą nawzajem. Maria jest tak przywiązana do dziecka, że bez niego czuje, jakby umierała, nie może oddychać, nie może zaakceptować nowej rzeczywistości. Jego zniknięcie jest dla niej zbyt okrutne do przyjęcia.

- Spotkaliśmy się z mnóstwem dzieci przy dobieraniu obsady i wiele z nich było naprawdę fantastycznych, ale wyjątkowy kontakt złapałam właśnie z Kaietem. Patrzył mi w oczy i - jeśli się nawet przestraszył - nie okazywał tego, radził sobie ze stresem, a kiedy się śmiał, śmiał się oczami. Czułam, że mógłby być moim synem. Kręcenie z nim filmu było fantastyczne. Praca na planie z dziećmi jest trudna, ponieważ nic nie jest pewne. Nie wiesz, co się stanie w następnym ujęciu, nie wiesz, jak dziecko zareaguje... A ten dzieciak był po prostu niewiarygodny.

Co zainteresowało Panią w scenariuszu Wyspy zaginionych?

- Na początku zafrapowała mnie sama historia, ale kiedy spotkałam Gabe, wzbudził we mnie entuzjazm informacjami o sposobie, w jaki miała być opowiedziana, co jest równie istotne, jak historia sama w sobie. Kiedy przygotowywaliśmy moją postać, praktycznie mieszkałam w domu Gabe przez półtora miesiąca. W ciągu kilku tygodni przeszliśmy przez cały scenariusz nie tylko, żeby rozebrać historię kawałek po kawałku, ale także po to, żeby przyjrzeć się każdemu z aspektów filmu. W Wyspie zaginionych atmosfera jest tak samo ważna jak grana przeze mnie postać, a tę atmosferę współtworzyła każda z sekcji ekipy: scenografów, operatorów, projektantów kostiumów... Oczywiście, wszystkie filmy powstają w wyniku pracy zespołowej, ale na planie Wyspy zaginionych szczególnie odczułam, że codziennie korzystam ze wsparcia każdego z ekipy.

Jaką metodę pracy przyjęliście z Gabe?

- Gabe okazał się reżyserem, który nie tylko przekazał mi najwięcej informacji o swoim filmie, ale też mnóstwo pozytywnej energii. Był bardzo drobiazgowy podczas całego procesu realizacji. Chciał, żebyśmy we dwoje opowiedzieli tę historię, oczywiście z pomocą niezwykłej ekipy. Dla mnie nie ma różnicy, czy reżyser pochodzi ze świata reklamy, czy z teatru, kręci swój pierwszy film, czy też ma ich na koncie dwa tuziny. Od razu, już pierwszego dnia, powiedział: "Robienie filmów jest bardzo trudne", a ja odpowiedziałam "Masz całkowitą rację i świetnie, że zdajesz sobie z tego sprawę". Są ludzie, którzy myślą, że wszystko wiedzą, a zamiast ułatwiać pracę, czynią ją bardziej skomplikowaną. Jedną z najwspanialszych cech Gabe jest fakt, że niczego nie zostawia przypadkowi. Dzięki temu podczas zdjęć wszystko szło tak, jak było zaplanowane.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wyspa zaginionych
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy