"Wyścig": SAMOCHODY I ZDJĘCIA
Howard szczyci się tym, że nie kręci podobnych filmów i rzeczywiście, każdy z nich stawia przed reżyserem nowe wyzwania. Stopień w jakim wszystkie zespoły ekipy filmowej zagłębiły się w świat F1 z lat siedemdziesiątych - z ich wizualnym przepychem i technicznymi szczegółami - był wprost niewiarygodny. Film jest owocem pracy zespołowej: ekipy na planie, nieustraszonych kaskaderów i nagrodzonego Oscarem duetu montażystów, Mike'a Hilla oraz Dana Hanley'a.
Twórcy zdawali sobie sprawę, że bez dramatycznych, realistycznych scen pościgów, film może utknąć na starcie. "Poświęciliśmy mnóstwo czasu na rozwiązywanie kwestii związanych z wyścigami", mówi producent, Andrew Eaton. "Po części dlatego, że transmisje telewizyjne są obecnie tak zaawansowane technicznie, że trzeba było udoskonalić stronę wizualną. Przeprowadziliśmy wiele testów i obejrzeliśmy sporo materiałów archiwalnych z legendarnych wyścigów. Bardzo zależało nam na tym, żeby zachować wierność szczegółów i wrażenie autentyczności".
Sztuka polegała nie tylko na tym, żeby zachować detale, lecz żeby pokazać wyścigi od zupełnie nowej strony. Wyzwania podjął się operator Anthony Dod Mantle, który zdobył zasłużonego Oscara za zdjęcia do filmu Slumdog. Milioner z ulicy. "Anthony jest jednym z najbardziej nowatorskich operatorów świata", stwierdza Fellner. "Jeśli się nie mylę, do jednej ze scen użyliśmy ponad 30 kamer, kręcąc wszystkie możliwe elementy, części samochodów oraz kierowców".
Mantle nie ma w zwyczaju spoczywać na laurach. Jak sam przyznaje: "Do każdego kolejnego filmu trzeba podchodzić z coraz większymi ambicjami. Trzeba przesuwać granice, by wydobyć jak najwięcej z każdej historii, każdej sceny. W żadnym innym filmie nie korzystałem z tylu obiektywów na raz. Wszystkie były w użyciu: na samochodach, pod samochodami, na rurach wydechowych, w samochodach. To było szaleństwo, a ja doprowadzałem moją ekipę do granic wytrzymałości". Operator dodaje: "Ale to w gruncie rzeczy dobrze oddaje charakter tego sportu, prawda? Sporo się dowiedziałem na temat bolidów F1, tych bestii śmierci, trumien na kółkach. Kiedy odrzemy je z tej osobliwie kolorowej karoserii, nie zostaje nic, tylko tykająca bomba z litrami paliwa za plecami kierowcy".
Co prawda filmowcy nie mogli igrać ze śmiercią na planie, zdawali sobie jednak sprawę, iż fani F1 będą zwracali uwagę na każdy, najdrobniejszy szczegół. Koproducent James Hajicosta na etapie preprodukcji przez rok odwiedzał klasyczne imprezy F1 i budował relacje ze stowarzyszeniami wyścigowymi, firmami produkującymi samochody sportowe, właścicielami teamów i kierowcami F1 z lat siedemdziesiątych. Szukał właściwych bolidów, a czasem zlecał ich rekonstrukcję na potrzeby wyścigów, opisanych w scenariuszu. Zwerbował też wielu kierowców - w tym byłego zwycięzcę Grand Prix, Jochena Massa - i zarządzał zespołem ds. F1 podczas kręcenia WYŚCIGU, pracując ze specjalistą od konstrukcji klasycznych pojazdów, Stuartem McCruddenem.
Z uwagi na ogromną prędkość, jaką samochody Formuły 1 osiągają na zakrętach, wytwarzając wielką siłę docisku aerodynamicznego, należą one do najszybszych pojazdów wyścigowych po torach. Można je rozpędzić do prędkości nawet 360 km/h, z silnikami zdolnymi maksymalnie do 18,000 na minutę (RPM). Przyspieszenie poprzeczne bolidu na zakręcie przekracza nawet 5G.
By widz mógł poczuć, iż znajduje się na siedzeniu kierowcy, Howard i Mantle zamocowali kamery na kaskach. Hemsworth wspomina to uczucie: "Miałeś na głowie spory bagaż, bo kamery były umocowane po obu stronach kasku. Rejestrowały one ruchy gałki ocznej, rozszerzanie i zwężanie się źrenicy oraz odbijające się w oczach światło. Te kamery były tak blisko, że filmowały odbijające się w naszych oczach trybuny i widzów. Wyobrażacie to sobie na wielkim, kinowym ekranie? To robi wrażenie".
Hemswortha frapowało, iż niejako pełnił rolę asystenta operatora. "Ron i Anthony robili różne sztuczki z kamerami ręcznymi, które umieszczali na planach", mówi aktor. "Używali też obiektywów z lat siedemdziesiątych, żeby odtworzyć atmosferę epoki. Anthony jest fantastyczny jeśli chodzi o oświetlenie. Nazywałem go Rembrandtem, mistrzem światła".
Hemsworth gdy wciskał się do wnętrza bolidu, miał też szansę lepiej zrozumieć, jakim człowiekiem był Hunt. "Zaczynasz pojmować, jak wielką moc ci goście mieli za dotknięciem palca czy stopy", wyjaśnia. "Siedzisz tuż nad ziemią; jesteś uwięziony wewnątrz samochodu. To istny kokon - a wręcz trumna, jak jest napisane w scenariuszu. Jedziesz 270 km na godzinę. W każdym sporcie ekstremalnym, grożącym śmiercią, musi być jakieś ujście dla tych emocji. Dlatego wzrasta poziom adrenaliny, lecz towarzyszy temu swego rodzaju bezbronność".
"W dniach, w których jeździliśmy samochodami, nie osiągając nawet w połowie takich prędkości jak prawdziwi kierowcy, myślałem sobie, 'Dobry Boże', mówi dalej aktor. "Człowiek zdaje sobie sprawę, jakie to uzależniające, jak kocha się ten zastrzyk adrenaliny. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłem. Senna też o tym wspomina. Czuł się najbliższy Bogu, gdy jechał z taką prędkością i w tych momentach był tu i teraz, zjednoczony z wszechświatem".