"Wykolejony": ZE SZTOKHOLMU DO HOLLYWOOD
Wybór Mikaela Hafströma na reżysera „Wykolejonego” wydawał się zaskakujący. Jak mówi Mark Cooper, jeden z producentów wykonawczych filmu: To jego pierwszy film zrealizowany poza Szwecją, w języku angielskim. Ale nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, że Mikael będzie idealnym reżyserem tego projektu.
Niemal wszyscy członkowie ekipy – zwłaszcza odtwórcy głównych ról – zachwycali się poprzednim filmem Hafströma. „Zło” (2003), znana również z polskich ekranów adaptacja powieści wybitnego szwedzkiego pisarza Jana Guillou (1981, w Polsce książkę wydało W.A.B., 2005), zdobyło nominację do Oscara w kategorii „najlepszy filmu nieanglojęzyczny”, przegrywając rywalizację o statuetkę z kanadyjską „Inwazją barbarzyńców”. Jennifer Aniston nazwała film Hafströma „wielkim i fantastycznym”. Również Clive Owen był szczęśliwy z powodu możliwości współpracy z Hafströmem, bo, jak stwierdził, jeszcze żaden film nie wywarł na nim takiego wrażenia. Di Bonaventura mówił: W filmie „Zło” najbardziej urzekła mnie prostota narracji. Hafström, jak rzadko który ze współczesnych reżyserów, ma zdolność perfekcyjnego odtwarzania środowiska, w którym poruszają się bohaterowie, i nieustannego przykuwania uwagi widza.
Vincent Cassel od pierwszego momentu zakochał się w stylu pracy Hafströma. To jeden z nielicznych reżyserów – opowiadał aktor – którzy patrząc w monitor, nie poświęcają największej uwagi urodzie kadru i tła. Dla Mikaela to aktor jest najważniejszy. Po każdym ujęciu zbierał nas wszystkich i tłumaczył, co zrobiliśmy źle i jak należy to poprawić, albo chwalił, jeśli wszystko wypadło bez zarzutu. W ostatnich latach zbyt wielu spotkałem reżyserów, którzy patrzyli na wszystko, tylko nie na to, co robią aktorzy.
Słowa Cassela potwierdza również Jennifer Aniston: Wcześniej nie spotkałam reżysera, który dbałby z taką czułością o aktora. Mikael całym sercem się starał, by historia miłosna była jak najpiękniejsza. Miałam wrażenie, że cofnął czas, bym znalazła się na planie filmu w latach 70., kiedy to oprócz szybkiego zarabiania kasy liczył się jeszcze efekt artystyczny.
Trzyma się planu, zawsze jest na czas, nie zachowuje się jak primadonna, aktorzy go kochają, kocha go ekipa, a praca na planie wydaje się zabawą – wyliczał Stuart Beattie. – Ale szczególnie urzekło mnie to, że wymógł na producentach, bym nieustannie był na planie, w razie gdyby zaszła konieczność modyfikacji tekstu. W Hollywood praca scenarzysty kończy się przecież wraz z pierwszym klapsem!
W zgodnej opinii aktorów, Hafstromöwi udało się stworzyć na planie szczególną atmosferę. Clive Owen przyznał: Czułem, że jestem w dobrych rękach. Jeśli Mikael czegoś oczekiwał, był w stanie wytłumaczyć mi, dlaczego na przykład zwrot w lewo, a nie w prawo będzie dobry dla zrozumienia zachowania Charlesa. W rękach innego, mniej zdolnego twórcy, całość mogłaby zmienić się w banalną historyjkę, jakich wiele.
Jennifer Aniston dodawała: Mikael jest rzeczywiście bardzo czuły na punkcie psychologicznej prawdy, ale też bardzo wymagający. Nie odpuszczał nam dopóty, dopóki nie osiągnął tego, co sobie zamierzył. I kiedy słyszeliśmy od niego: „Kupione, koniec ujęcia!”, mieliśmy świadomość, że wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Vincent Cassel z szacunkiem wspomina wszystko, co działo się na planie. Na planach filmowych zwykle panuje chaos – mówił. – Mikael zdawał sobie sprawę, że ten film jest dla niego szansą trwałego zaistnienia w świadomości amerykańskiego producenta i widza, dlatego też był niezwykle skoncentrowany. Jednocześnie udało mu się dokonać niezwykłej rzeczy. Doprowadził do tego, że mieliśmy poczucie uczestniczenia we wspólnej sprawie. Szczególnie Jennifer i Clive, osoby o uznanej przecież pozycji, mogły bardziej dbać o własne interesy. Stało się inaczej i to było zadziwiające.
Dla Xzibita była to dopiero druga rola filmowa w karierze. Również i on patrzył z podziwem na styl zaproponowany przez Hafströma. Byłem przekonany, że każdy reżyser wchodzi na podwyższenie i wywrzaskuje wskazówki przez megafon. Mikael okazał się absolutnym przeciwieństwem takiej wizji. Podchodził do każdego z aktorów i dawał mu bezpośrednie wskazówki. W moim przypadku potrafił powiedzieć: „Xzibit, było dobrze, ale spróbujmy jeszcze raz. Może wyjdzie jeszcze lepiej?”. To szalenie mobilizowało.