Reklama

"Wojna Harta": OBÓZ JENIECKI

Zimny, ciasny, surowy obóz jeniecki w "Wojnie Harta" to zakazane miejsce, w którym rządzi jeden człowiek: pułkownik Visser, który ma władzę absolutną. W jednej ze scen McNamara zarzuca Visserowi, że nie przestrzega reguł konwencji genewskiej, Niemiec ucina dyskusję mówiąc: "Rozejrzyj się dookoła, pułkowniku. To nie Genewa". Obóz jeniecki jest w "Wojnie Harta" nie dekoracją, a pełnoprawnym bohaterem filmu. Stworzony przez scenograf Lilly Kilvert Stalag VI łączy cechy 130 niemieckich obozów z okresu II wojny światowej, w których panowały różne warunki życia. Filmowy obóz zajął obszar 400 akrów, a tworzyły do dziesiątki baraków i wież strażniczych. Zbudowano go w czeskich Milowicach, położonych o godzinę jazdy samochodem od Pragi, na bagnistym terenie, na którym znajdowały się niegdyś ostatnie rosyjskie koszary. Zdjęcia kręcono głównie nocą, w skrajnie trudnych warunkach.

Reklama

Bruce Willis mówi: Nieważne w jak dobrym nastroju byłem, na dziesięć minut przed przybyciem do Milowic zaczynałem wpadać w depresję. Początkowo nie miałem pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale potem zdałem sobie sprawę, że winę za ten stan rzeczy ponosi sam obóz, który był miejscem mrocznym i ponurym. Była to jedna z najbardziej wymagających ról w całej mojej dotychczasowej karierze. Noc poprzedzającą rozpoczęcie zdjęć Willis spędził wraz z kilkoma innymi aktorami w jednym z drewnianych baraków. Temperatura na zewnątrz spadła poniżej zera. Gregory Hoblit mówi: Następnego dnia zjawiliśmy się na planie i zobaczyliśmy, jak z pryczy zwleka się Bruce Willis... Filmowe prycze były identyczne z tymi, na których spali autentyczni jeńcy z niemieckich obozów - surowa drewniana rama uszczelniona słomą. Jeńcom przydzielano po jednym kocu, musieli więc spać w płaszczach i butach. Oględnie mówiąc było to silne przeżycie - mówi Colin Farrell. - Każdy z nas zrozumiał, czym było życie w obozie. Więźniowie żyli w skrajnie ciężkich warunkach i zmagali się z ogromnym stresem psychicznym. Podlegali ciągłej inwigilacji ze strony strażników, a o prywatności czy chwili dla siebie nie mogli nawet marzyć. Nie myśleli o przyszłości, bo nie wiedzieli, co przyniesie jutro.

Lilly Kilvert długo zbierała dokumentację życia w stalagu, studiując filmy, fotografie i zachowane dokumenty. Chciała dowiedzieć się, kim byli jeńcy i jak budowano obozy, jakich materiałów i narzędzi używano. Jak mówi: Musiałam wiedzieć wszystko - gdzie spali jeńcy, co jedli, jak prali ubrania, jak często się golili i jak chronili się przed zimnem. Zależało mi bowiem na uzyskaniu wrażenia maksymalnego realizmu. Chciałam także podkreślić kontrast między ciasną przestrzenią za drutami, a otaczającą obóz bezkresną pustką - ci mężczyźni naprawdę trafili donikąd... Chciałam także, by widzowie na własnej skórze doświadczyli przejmującego zimna, przed którym jeńcy nie mogli uciec. Kilvert korzystała z ograniczonej palety barw, opartej na dominacji brązów i szarości. Dzięki temu padający śnieg nie tylko podkreśla, że akcja toczy się w środku mroźnej zimy, lecz także stanowi piękne tło dla utrzymanych w tonacji oliwkowej, ponurych mundurów więźniów.

Pierwszej nocy tłem dla sceny, w której 1.500 żołnierzy maszeruje przy blasku księżyca przez las do spowitego upiorną łuną obozu, była gwałtowna zadymka śnieżna. W scenie wejścia do obozu udział wzięły 3.000 statystów, których trzeba było przewieźć na plan, ubrać i wyżywić. Na planie panował ostry reżim podyktowany względami realizmu. Wszystko - począwszy od ubrań noszonych przez statystów, a na blaszanych kubkach i otaczających obóz drutach kolczastych skończywszy - musiało wyglądać dokładnie tak jak w roku 1944, w którym toczy się akcja filmu. Obowiązywała nas surowa reguła: jeśli coś nie wygląda autentycznie, lepiej miej dobry powód, dlaczego tak nie jest. Bardzo dobry powód - mówi dekorator wnętrz Patrick Cassidy. Twórcy pozwolili sobie na jedno odstępstwo od tej reguły: w filmie alianccy oficerowie i szeregowi żołnierze mieszkają w tych samych barakach, podczas gdy w rzeczywistości rozdzielano ich. Wysyłano ich do innych obozów, a zmieniło się to dopiero po bitwie o Ardeny, gdy Niemcy nie mogli sobie poradzić z napływem jeńców. Wysiłek twórców docenili John Katzenbach i jego ojciec Nicholas, którzy przyjęli zaproszenie producentów i złożyli wizytę na planie. Towarzyszył im syn Johna. Nicholas Katzenbach, który spędził 27 miesięcy w Stalagu Luft III, mówi: Filmowy obóz emanował takim autentyzmem, że dostałem gęsiej skórki. Sądzę, że każdy, kto porywa się na realizację filmu o II wojnie światowej, musi liczyć się z wymogami realizmu, a twórcy "Wojny Harta" mają powody do dumy.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wojna Harta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy