"Witaj, nocy": BELLOCCHIO O SWYM FILMIE
tytuł
"Witaj, nocy" jest tytułem wiersza Emily Dickinson, który przeczytałem jakiś czas temu, a może go tylko słyszałem? Właściwy tytuł wiersza brzmi tak naprawdę "Dzień dobry - Północy", ale kiedy myślałem o tym wierszu, wydało mi się, że trafia w sedno klimatu tego filmu, że głęboko odzwierciedla jego treść. Potem narodziła się gra słów: Dobry DZIEŃ/NOC. W taki zestawieniu jest sprzeczność i kontrast, które wydały mi się interesujące, bowiem przywodzą na myśl ten okres: niepokojący, ciemny. Ale czy dzisiaj jest dzień, tego nie wiem.
jak opowiadam tę historię?
Początkowo, podczas opracowywania tematu porwania i zabójstwa Aldo Moro, punkt wyjścia znajdował się zupełnie gdzie indziej. Tak jakby ta tragedia, ten zamach, nie był widziany przez jego sprawców i uczestników, ale poprzez różne postaci pośbialynio zamieszane w to wydarzenie. Na przykład był epizod, w którym siostrzeniec Moro bawi się w przedszkolu, potem przyjeżdża policja i zabiera go. Ale wydawało mi się, że obrana przeze mnie droga nie jest wystarczająca i zaczęło mnie bardziej interesować obserwowanie codziennego życia strażników - zamachowców. To życie prawie jak w rodzinie, z określonym rytmem, z powtarzającymi się rytuałami, z "normalnością", bardzo szybko stało się dla mnie źródłem obrazów. Ale czułem, że tę banalność muszę czymś wzbogacić. W tym miejscu pojawiła się postać należącej do Czerwonych Brygad kobiety, która pełna jest sprzeczności. Właśnie poprzez nią w filmie pokazana jest możliwość bardziej ludzkich stosunków między Moro i jego strażnikami. Ale nie należy sądzić, że te sprzeczności mają jakiś związek z pobłażliwym spojrzeniem w stosunku do terrorystów.
sprzeczności / zmyślenia
Ponieważ nie jestem historykiem, nie interesuje mnie odkrywanie prawdy. Chciałem poszukać w środku tej historii pewnej dynamiki.
Potrzebowałem elementów przeciwstawienia, reakcji, buntu. Dlatego też, jeśli chodzi o zmyślenie, skoncentrowałem się na postaci dziewczyny i pewnego chłopca spoza grupy terrorystów, na temat którego niewiele wiemy.
Powiedziałem sobie: nie mogę poddać się historii, prawdzie historycznej - przyjąwszy, że istnieje definitywna prawda w tragedii Moro. Muszę zmyślić sobie coś nowego, coś "fałszywego", coś "odbiegającego od prawdy". Pozwalam sobie na taką wolność i jednocześnie uznaję to, jak rzeczywiście wszystko się skończyło. Te dwa obrazy współistnieją w filmie. Poza tym dzisiaj istnieje także wymóg obywatelski i moralny, nie tylko artystyczny, "zdradzania" tej historii, w tym sensie, aby nie przyjmować jej bezwarunkowo. Nie jest prawdą, że ta historia jest taka i że zawsze taka będzie.
ojciec
Podczas pracy i moich poszukiwań dotyczących Witaj, nocy nie sympatyzowałem z Czerwonymi Brygadami i czułem wstręt do tego, jak zakończono całą tę sprawę. Przede wszystkim wydawało mi się to czymś szalonym: zabić tak po prostu człowieka, z zimną krwią. Można wywołać bójkę, bić się z kimś, ale nie można wyciągnąć pistoletu i zamordować człowieka.
Wyobrażając sobie postać Moro, często przychodził mi na myśl mój ojciec, który umarł, kiedy byłem jeszcze mały. Miał on coś wspólnego z Moro - którego zresztą nigdy nie znałem, ani nie widziałem - także on był człowiekiem nieustępliwym, konserwatystą, i jednocześnie było w nim prawdziwe człowieczeństwo, które wraz z jego śmiercią przestało istnieć.
Często mówiono mi: ale przecież postać ojca nigdy nie pojawia się w twoich filmach. Ale już w Czasie religii jest ojciec. Castellitto jest ojcem, nawet jeśli prawie ciągle chłopcem. W Witaj, nocy pokazuję po raz pierwszy ojca w stosunku do młodych, w stosunku do "wyrodnych synów".
Obraz mojego ojca pojawił się w filmie i nadał realny kształt postaci, której nigdy nie znałem. Być może nieprzypadkowo wybrałem do roli Moro Roberto Herlitzka, który pochodzi z Północy i mówi północnym dialektem, jak mój ojciec.
książki / spotkania
Oczywiście, aby zrealizować ten film zbierałem dokumentację i korzystałem z różnych źródeł: książka Flamigni, listy Moro… Natomiast jeśli chodzi o wewnętrzną "kronikę" niewoli, przydatny był dla mnie "Więzień" Braghetti. Są tam opisane niektóre fakty, które rozwinąłem potem dosyć swobodnie w filmie, ale też poważnie zdradziłem. Duch filmu jest zupełnie inny. Bunt postaci kobiecej, Chiary, jest po części rzeczywisty, a po części utopijny - każdy z nas interpretuje go po swojemu - w książce nie istnieje.
Prawie wcale nie rozmawiałem z członkami Czerwonych Brygad: tylko raz na krótko spotkałem się z Lanfranco Pace, kiedy umarł Maccari i wyszła na jaw taka wersja, że prawdopodobnie to Maccari tak naprawdę zabił Moro, bo Gallinari zaczął płakać, a Moretti'emu zaciął się karabin. Pace potwierdził - wiadomość pojawiła się już w gazetach - że Maccari nie chciał zabić Moro, lecz zrobił to przez posłuszeństwo, wojskową dyscyplinę i wkrótce potem zniknął z Czerwonych Brygad.
terroryzm wczoraj / dzisiaj
Polityka budziła wtedy silne namiętności. Nawet najbardziej szalone rozumowanie prowadziło do "logicznych" konkluzji. Według logiki, niewytłumaczalnej w żaden sposób, istniał pewien rodzaj "absurdalnej spójności" pomiędzy myślą, aby zmienić świat, a tym, żeby wziąć do ręki pistolet i zabijać ludzi. Teraz oni, dzisiejsze Czerwone Brygady, wydają mi się jeszcze bardziej oderwani od tego świata, od rzeczywistości i nie wydaje mi się, żeby mogli się w niej odnaleźć.
Jednocześnie dzisiejsza historia proponuje nam światowy terroryzm, gdzie wszystko ulega multiplikacji, a jedna ofiara staje się tysiącem ofiar. Kiedy miał miejsce zamach 11 września, pracowałem już nad projektem mojego filmu i dramat tego wydarzenia zasugerował mi, abym poszukał innego sposobu opowiedzenia tego, co chciałem przekazać.
Myślałem też o tym, aby w jakiś sposób połączyć ze sobą wszystkie te sieroty, dzieci policjantów, także tych, którzy zginęli w Twin Towers. Ale potem dałem sobie spokój, bo istniało ryzyko zbieżności schematycznej, wykoncypowanej…