"Wierny ogrodnik": JEZIORA I LOIYANGALANI
Po miesiącu ekipa przeniosła się na południe do wioski Ol Tapese obok jeziora Magadi w Rift Valley. Wioska składa się z paru kolorowych chat, a pozornie jałowy krajobraz tak naprawdę tętni życiem. Z bezkresnych przestrzeni nieoczekiwanie materializują się masajscy pasterze, którzy mają wystąpić w jednej ze scen. Wkrótce jednak przybywa ich znacznie więcej: próbują sprzedawać wyroby rzemieślnicze, wodę pitną, albo po prostu obserwują pracę na planie.
Następnie ekipa przeniosła się na stanowisko archeologiczne malowniczo usytuowane na urwiskach Rift Valley, gdzie miał być filmowany pościg samochodowy. Okazało się jednak, że miejsce gdzie miały się odbywać zdjęcia z helikopterów zostało zajęte przez Smithsonian Institute, bo właśnie znaleziono tam liczące 900 tyś. lat szczątki naszych przodków, najstarsze ludzkie pozostałości do tej pory odkryte.
Kolejne zdjęcia przeprowadzano nad jeziorem Magadi, które przypomina powierzchnię księżyca. 104 kilometrowe alkaliczne jezioro jest okolone solnymi połaciami, które skrzypią pod stopami niczym zmrożony śnieg. Flamingi i owady wydają się być jedyną formą życia w tym niesamowitym miejscu.
Następnym planem filmowym była wioska Loiyangalani, na brzegu jeziora Lake Turkana (największe na świecie pustynne jezioro), która oddalona jest o dwie i pół godziny lotu od Nairobi. Miejsce to zamieszkane jest przez najbardziej odpornych: plemiona Turkana, Samburu, Rendille i El Molo. Podobnie jak w Kibera, mieszkańcy byli przyjaźnie usposobieni, a dziesiątki ciekawskich i pozbawionych strachu dzieci bez przerwy towarzyszyły aktorom i ekipie. O świcie lokalni statyści i pracownicy zbierali się na planie, by uczcić śpiewem i tańcem nowy dzień pracy. Mieszkańcy wioski mogli korzystać z zapasów wody pitnej oraz porad lekarza i pielęgniarek towarzyszących ekipie.
Aby sfilmować sceny ataku na granicy sudańskiej, południowoafrykańska ekipa od efektów specjalnych podpalała specjalnie w tym celu zbudowane chaty, zachowując maksymalne zasady bezpieczeństwa, aby z powodu wiatru nie zajęły się chaty z liści palmowych, w których mieszkają turkańskie rodziny.
„Afryka na zawsze pozostanie w mojej pamięci, dzięki kilku bardzo różnym wspomnieniom – mówi Fernando Meirelles. Z jednej strony wspaniały krajobraz i ludzie, którzy tak przyjaźnie nas witali. Niezaprzeczalna uroda tego kontynentu. Z drugiej strony nigdy nie zapomnę problemów, z jakimi się boryka, znacznie większych, niż się spodziewałem. Jaka będzie jego przyszłość? Gdy pomyślę, że jeden na sześciu Kenijczyków jest nosicielem HIV, a oprócz tego szerzy się żółtaczka, gruźlica i tyle innych chorób... To jest przerażające. Trudno zachować jakąś nadzieję na przyszłość, ale przecież musimy.”