Reklama

"Whisky": REŻYSERZY O FILMIE

Pablo Stoll

Najpierw była fabryka: stare maszyny, zakurzone świetlówki, stosy skarpet, żyjące własnym życiem. Co dzieje się za zardzewiałymi żaluzjami tych upadających fabryk? To stamtąd wyłoniły się postaci bohaterów. Czysta fikcja: dwóch żydowskich braci i kobieta. Pierwotny pomysł był bardzo prosty, zwariowany, niby nic wyjątkowego. Bajka. Opowieść, której bohaterów łączy kilka małych kłamstw. Interesowały nas ich nawyki, zachowania, zwyczajowe odzywki, to, o czym rozmawiają, i co ukrywają. Jacobo i Marta zgadzają się przez kilka dni żyć kłamstwem, fikcją. Herman przylatuje z Brazylii i na swój sposób wpasowuje się. Jak ważna jest dla nich ta fikcja? Na ile jest kłamstwem, a na ile pozwala im uwolnić się od kłamstw, którymi żyją na co dzień?

Reklama

Od jakieś czasu zadaję sobie pytanie, dlaczego zrobiliśmy ten film? Dlaczego po młodzieżowym, autobiograficznym 25 watów, nakręciliśmy film o 60-letnich braciach, kobiecie i fabryce skarpet? Jesteśmy jedynakami, nie mamy 60. lat, nie jesteśmy Żydami, nie mamy fabryki skarpet. Kiedy napisaliśmy scenariusz, zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że być może te postaci nie są tak bardzo różne od nas. Że niedaleko nam do tych trzech typów samotności. Że mogą to być nasze projekcje nas samych za 20, 30 lat. Za maskami Jacobo, Hermana i Marty kryją się nasze lęki.

Na swój sposób Whisky jest różne, ale i bardzo podobne do 25 watów. Jest coś w nastroju, melancholii, tonie, co je łączy. Coś w napięciu obecnym w niektórych scenach. W 25 watów były słowa, tutaj jest cisza, ale działają tak samo, jakby bohaterowie Whisky byli już zmęczeni mówieniem, nie mieli nic więcej do powiedzenia. Mówi się, że niektórzy reżyserzy zawsze kręcą ten sam film. Może to w jakimś stopniu dotyczy także nas?

Juan Pablo Rebella

Wiele razy podczas zdjęć operator, scenograf, Pablo i Ja, spędzaliśmy nierozsądnie dużo czasu nad ustawieniem ostatecznego kadru. Przede wszystkim dlatego, że mieliśmy aktorów o tak różnym wzroście, którzy w jednej scenie musieli wstawać lub siadać. W każdym innym filmie rozwiązanie byłoby proste: zmienić kadr w trakcie ujęcia. Ale my postanowiliśmy, że kamera nigdy nie może się poruszyć. Często musieliśmy wybierać pomiędzy obcięciem głowy Jakobo lub pozostawianiem zbyt dużej pustej przestrzeni ponad głową Marty. Ale żadnych najazdów czy zdjęć z ręki.

Kiedy asystenci lub producent ostrzegali nas, że nie my czasu na takie długie deliberacje, zastanawiałem się, po co stworzyliśmy sobie taki problem. I tak naprawdę nie miałem wtedy gotowej odpowiedzi. Pomimo to, nie ruszyłbym kamery za wszystkie złoto świata. To było jak boskie przykazanie.

Dzisiaj, prawie rok po zakończeniu zdjęć, po kilkukrotnym obejrzeniu filmu, jedna z rzeczy, która sprawa mi największą satysfakcję, to właśnie kadry, nieruchomość kamery, i sposób w jaki wzbogacają opowieść. Teraz rozumiem lepiej dlaczego kamera musiał być nieruchoma. Whisky to wiarygodna historia. Mogłaby się przydarzyć naprawdę. Ale przypomina mi też książkę dla dzieci, w której na każdej stronie znajduje się duża ilustracja, a na dole jedno lub dwa zdania. I tak strona po stronie, scena po scenie, wchodzi się w mały świat opowieści.

Oczywiście książki nie mają ruchomych obrazów. Jest to tylko jedno z tysiąca możliwych wyjaśnień dla prawie religijnej potrzeby unieruchomienia kamery. Ale to sam film stał się dla mnie najlepszym wyjaśnieniem. Niech Bóg błogosławi statyw.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Whisky
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy