Reklama

"Wariaci z Karaibów": PRZESŁUCHANIE: GÉRARD DARMON

Przesłuchanie podejrzanego Gérarda Darmona (pseudonim Pedro, Phil Canon, w filmie pod tytułem „Wariaci z Karaibów”)

Jaka była Pańska reakcja po zapoznaniu się ze scenariuszem?

Taka sobie. Nie miałem ochoty znów odgrywać czarnego charakteru. Ile można? No ale dobra, spotkałem się z Kadem i Olivierem. Poszliśmy razem na obiad. Tak mnie błagali, przekonywali... no i w końcu się zgodziłem. W taki sposób mówili o tym projekcie... Chyba uwierzyli w to, że mnie to wzięło. Rzadko spotyka się taką otwartość w tym zawodzie.

Reklama

No a poza tym, oni Pana podziwiają...

Tak, ale nie dlatego postanowiłem z nimi pracować. Coś w stylu: „Te dwa młokosy mnie uwielbiają, zagram z nimi!” Oni mają łeb na karku, wiedzą co robią. Oprócz tego świetnie się dogadują i starannie unikają jakiejkolwiek telewizyjnej fuszerki. Oni robią kino.

Nie denerwuje Pana, że Kad i Olivier bez przerwy Panu wypominają pański wiek?

To prawda, wypominają mi to bez przerwy. Ale to właśnie mnie tak uderzyło w Kadzie, Olivierze i Eric`u Lartigau. Mają w sobie świeżość, entuzjazm i przemożną chęć stworzenia czegoś zupełnie innego od tego, co można zobaczyć w telewizji. Przemożną chęć pokazania dobrze napisanej i dobrze nakręconej historii. Lartigau potrafi słuchać, co pozwala mu być dobrym reżyserem. Jest sprawiedliwy i pełen taktu. Tutaj wiek się nie liczy. Byłbym bardzo szczęśliwy mogąc jeszcze raz z nimi pracować.

Czym jest dla Pana dobry kryminał?

To musi być film z dobrze uknutą intrygą. Musi być inteligentny, subtelny - niekoniecznie wobec zabójcy. No a poza tym musi się dobrze rozkręcać i trzymać w napięciu.

A dobra komedia?

To komedia, na której nie wstydzimy się śmiać, gdzie śmiech ma swoją jakość. Komedia, na której można również poruszyć także tematy poważne. Chodzi o to, aby śmiech nie ciągnął nas w dół, lecz raczej odrywał od szarej codzienności.

Czarny charakter też to potrafi?

Czarny charakter, w którym można zobaczyć również i dobre strony. Phil Canon kocha na przykład swoją matkę. Kocha też muzykę. Zwierzęta trochę mniej. Ludzi nie znosi.

Skąd wziął się pomysł na pańskie przebranie?

Zastanawialiśmy się nad charakterem tej postaci z Eric`iem Lartigau. Nie przez przypadek nosiłem takie wdzianko i perukę. Ubierając się tak miałem na myśli Howarda Sterna, który mnie zainspirował, mimo że niezbyt go lubię.

Nanosił Pan jakieś poprawki w swoim tekście?

Było kilka rzeczy, które pozmienialiśmy albo wycięliśmy, bo były za długie. W filmie jest jakieś 80% tekstu. Na szczęście. To zły znak, jeśli trzeba coś zmieniać. Jednak scenariusz trzymał się kupy, był bardzo dobrze napisany, trzeba to przyznać.

Miał Pan wrażenie, że gra w amerykańskim filmie?

Wśród francuskojęzycznej ekipy i bagietkami na stoliku reżysera, nie. Ale oglądając nakręcone zdjęcia, owszem. Wszyscy się starali, aby każdy detal pachniał Ameryką.

Nie było dla Pana zbyt ciężkie przywołanie pańskiej przeszłości jako Pedro, dziecka - tapira?

Owszem. Ale jakoś się udało. Operacja szczęśliwie się powiodła. Miałem taki malutki ryjek i uwielbiałem mrówki – do dziś je jeszcze lubię. Może tego tak nie widać, ale zachowałem jeszcze kilka odruchów.

Wyraźnie ma Pan tendencję do grania w komediach czarnych charakterów.

Nie, raczej do grania charakterów złożonych. Jednak chodzi tu przecież o zabawę. Nie można tak jasno wszystkiego określać. Postać Phila Canona nie jest jednoznaczna. Z jednej strony budzi on wiele wątpliwości, chociaż z drugiej... wcale nie. Ale mówiąc już zupełnie szczerze, to wcale tego tak nie planowałem. Nie chce mi się nad tym zastanawiać. Nie chce mi się wybierać między postacią dobrą a złą. Chociaż mówiąc to mam skądinąd wrażenie, że rzeczywiście gram tylko tych złych.

Co ma Pan do powiedzenia w swojej obronie wobec stwierdzenia Jean-Paul Rouve`a na temat Pana ulubionej zagadki: „Widziałeś ją? Kogo? Moją dupę!”?

No cóż, może to i było trochę za mocne, jednak z drugiej strony to tylko taki żart. Poza tym moje gadki rozkręcały całą ekipę. Kad i Olivier bez przerwy mnie prowokowali pytając co chwila „Kogo?”

A jak wyglądała praca na planie? Raczej jak zabawa czy bardziej na poważnie?

Było trochę tego i trochę tego. Kad i Olivier nie należą do ludzi spokojnych, lubiących zasiąść leniwie w fotelu czekając aż zacznie się kręcenie. Wręcz przeciwnie! Dawali z siebie bardzo dużo. Bez przerwy wymyślali coś nowego, ulepszali. Włożyli w ten film naprawdę dużo serca. Na ekranie na pewno będzie to widać.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Wariaci z Karaibów
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy