Reklama

"W stronę morza": ALEJANDRO AMENABAR - WYWIAD

„W stronę morza to opowieść o miłości”. Wywiad z Alejandro Amenábarem

Ma Pan za sobą film „Inni”. Dlaczego teraz „W stronę morza”?

Zawsze staram się tworzyć taki film, jaki sam chciałbym zobaczyć w kinie. Do zrealizowania „W stronę morza” zainspirowała mnie lektura książki Ramóna Sampedro „Letters From Hell”.

Autor mówi w niej o pragnieniu śmierci, którą przedkłada nad kalekie, upokarzające życie. Zadawałem pytania tym, którzy byli blisko bohatera i zacząłem odkrywać coraz więcej powodów, dla których, moim zdaniem, warto było nakręcić film.

Reklama

Historia bohatera, który dąży do własnej śmierci to temat rzadki w kinie.

Wszystkie osoby zaangażowane w powstanie „W stronę morza” były pod wrażeniem charyzmy Ramóna Sampedro. Najbardziej poruszony był chyba Javier Bardem, który jest całkowitym przeciwieństwem Ramóna. Javier to wcielenie radości. Śmierć i stosunek bohaterów do niej to temat przewodni moich filmów. W „Innych” ukazałem rodzinę, która śmierci się boi, „W stronę morza” to wizja śmierci oswojonej, pożądanej. To rzadki paradoks. Dla większości ludzi życie ostatnia rzecz, z którą chcieliby się rozstać.

Czy film jest wiernym odtworzeniem ostatnich tygodni życia Ramóna Sampedro?

Na potrzeby fabularnej dynamiki filmu niektóre postacie zostały dodane, inne odrzucone. Na przykład postać Julii jest połączeniem kilku bohaterek, które żyły obok prawdziwego Ramóna. Wszystkie dokładnie opisał w swojej książce. Myślę, że był fascynującym mężczyzną, dlatego wiele kobiet pokochało go nawet wtedy, kiedy jego ciało odmówiło posłuszeństwa. Podobnie Javi, postać bratanka bohatera, ma niewiele wspólnego z prawdziwym bratankiem Ramóna Sampedro. Jest natomiast w prawdziwej postaci Javiego wiele cech z siostrzenic bohatera. Zmiany w fabule wprowadziłem po to, by całą historię sprawniej opowiedzieć na dużym ekranie.

W takim razie „W stronę morza” to zatem film o miłości.

To opowieść, która traktuje o miłości generalnie. Historia Ramóna ukazana jest z perspektywy różnych postaci. W filmie widzimy opiekuńczą Rosę. Najpierw ona przychodzi do Ramóna ze swoimi problemami. Potem to Ramón otrzymuje od niej pomoc. Z intelektualistką Julią, łączy bohatera wspólna wrażliwość i umiłowanie sztuki. Ważna jest również jego relacja z członkami rodziny: oddaną mu bratową, ojcem, a także bratem, który nie akceptuje pragnienia śmierci Ramóna.

Pana film, mimo przygnębiającego tematu ujmuje pogodą ducha i humorem.

Wszyscy z otoczenia Ramóna opowiadali mi o jego inteligencji i poczuciu humoru. Często śmiał się z samego siebie, żartował ze swojego kalectwa, ironizował na temat śmierci, notorycznie flirtował z kobietami. Javier Bardem świetnie nadawał się do tej roli. Podobnie jak Ramón jest bardzo błyskotliwy i pełen poczucia humoru. Doskonale wczuł się w graną przez siebie postać.

Jakie znaczenie ma w filmie morze?

Hiszpański tytuł filmu to cytat z jednego z wierszy Ramóna. W filmie bohater mówi, że morze dało mu życie, a także je odebrało. Paraliż spowodowany był niefortunnym skokiem do wody. Morze to dla niego także sposób ucieczki od kalectwa. Linia horyzontu jest symbolem tego, co nieskończone. Morze to kraina, do której bohater podróżuje w marzeniach, to kraina tęsknoty za tym, co utracone.

Początek filmowej podróży w świat Ramóna Sampedro stanowi okno.

Ramón nigdy nie opuszczał swojego pokoju. Obserwował świat tylko przez okno. Dopełnieniem tego obrazu było to, co przeżywał. Chciałem, by film był dla widza podróżą do świata przeżyć wrażliwego, cierpiącego człowieka.

W takim razie najważniejsi byli aktorzy, którzy mieli widza w tę podróż zabrać. Jak wspomina Pan pracę na planie?

Zależało mi, aby aktorzy byli jak najbardziej przekonujący i naturalni. Kiedy przygotowywaliśmy role, zaleciłem im, by nie uczyli się kwestii na pamięć. W trakcie pracy nad innymi filmami nie stosowałem podobnych metod. Kiedy dana scena wydawała mi się nienaturalna, byłem gotów ją zmieniać. Słuchałem również tego, co podpowiadała aktorom intuicja. Często przystawałem na ich sugestie.

Dlaczego młody Javier Bardem zagrał pięćdziesięcioletniego mężczyznę?

To nie wiek Bardema zadecydował o tym, że obsadziłem go w roli Ramóna. Javier nie jest do niego podobny fizycznie, nie mówi z akcentem galicyjskim. Był najlepszym kandydatem do roli, ponieważ jest mistrzem interpretacji. Oczekiwałem od Javiera takiej kreacji, która sprawi, że widzowie zapomną, że oglądają na ekranie słynnego Bardema. Imponowała mi jego gestykulacja, praca nad głosem. Choć Javier zawsze trzymał się scenariusza, na planie był tak przekonujący, że czasem zapominałem, że mam przed sobą aktora, który improwizuje.

Javier Bardem w pracy ma planie musiał pogodzić się z trudnościami technicznymi. Jak przebiegały zdjęcia z jego udziałem?

Ramón Sampedro był duszą filmu, Javier - duszą zdjęciowego planu. Dzięki aktorowi czuliśmy magiczną obecność Ramóna. Javier zawsze tryskał dobrym humorem, ale przede wszystkim ujawniał swój aktorski talent. Doskonale znosił codziennie pięć godzin pracy z charakteryzatorką. Javier ma doskonałe warunki fizyczne, a mógł grać jedynie mimiką i modulacją głosu. To profesjonalista i nigdy się nie skarżył. Praca z takim aktorem to marzenie każdego reżysera.

Muzyka zawsze odgrywa ważną rolę w Pana filmach. Ramón Sampedro również był wielkim miłośnikiem muzyki.

Po wielu wstępnych projektach zdecydowałem się na trzy główne wątki muzyczne, które emocjonalnie wiązały postać Ramóna, Julii i Rosy. Julia była „symfoniczna”, Rosa – „celtycka”, Ramón łączył obydwie linie muzyczne. Całą ścieżkę dźwiękową filmu pomógł mi zaaranżować znakomity muzyk Carlos Nuńez. Nadał całości galicyjskie zabarwienie. Główny bohater filmu to człowiek, który od trzydziestu lat jest przykuty do łóżka. Wypełnia swój czas przemyśleniami, czytaniem i muzyką. Chciałem, by muzyka była medium, które pomoże widzowi zrozumieć wewnętrzny świat bohatera.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: W stronę morza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy