Reklama

"W pustyni i w puszczy": WYWIAD Z ODTWÓRCAMI RÓL KALEGO I MEI

Z tego co wiem, zanim trafiliście do ekipy w “W pustyni i w puszczy” nie mieliście zbyt dużego przygotowania zawodowego...


MZWANDILE NGUBENI (KALI): Rzeczywiście, “W pustyni i w puszczy” to moja pierwsza tak duża produkcja. Wcześniej grałem w jednym filmie afrykańskim i sporo w teatrze.

LUNGILE SHONGWE (MEA): Ja też grałam w teatrze. Poza tym, uczyłam się w szkole dla modelek.


Czy w czasie trwania zdjęć mieliście tremę?


M.N.: Na planie praktycznie nie miałem z nią żadnych problemów. Prawdziwą tremę czułem, kiedy po raz pierwszy występowałem w teatrze. To było w szkole podstawowej, a ja grałem małego indiańskiego chłopca i to przed całą moją szkołą. To dopiero było przeżycie!

Reklama

L.S.: Ja zawsze byłam bardzo pewna siebie. Dopiero, kiedy poszłam do szkoły dla modelek po raz pierwszy miałam problem z tremą. Natomiast podczas realizacji “W pustyni i w puszczy” jakoś sobie radziłam. Dopiero pod koniec zdjęć miałam mały kryzys, ale szybko mi przeszło.


Jakie sceny były dla was najtrudniejsze?


L.S.: Nie ukrywam, że kilka scen było dla mnie naprawdę bardzo trudnych. Granie w teatrze i granie w filmie to coś zupełnie innego – nigdy nie wiesz, jak ludzie zareagują. Czasem wydawało mi się, że robię coś dobrze, ale Gavin szybko wyprowadzał mnie z błędu. W jednej ze scen miałam się rozpłakać, ale robiłam to bardzo spokojnie, zbyt chłodno. I wtedy Gavin powiedział, że powinnam w to włożyć więcej emocji, zagrać to bardziej realistycznie. “Zapłacz dla mnie, pomyśl o czymś strasznie smutnym” – mówił. To odniosło efekt i w końcu rozpłakałam się naprawdę.

M.N.: Ja też miałem trochę problemów wynikających z tego, że wcześniej grałem, jednak głównie w teatrze. Na scenie musisz pamiętać, że grasz dla publiczności, dla ludzi, którzy przyszli, żeby cię zobaczyć. A występując w filmie nie widzisz swojej publiczności. Ta głupia, mała rzecz patrzy na ciebie, a ty musisz myśleć o tych ludziach, których masz przekonać, a od których dzielą cię przecież tysiące kilometrów. Musisz nauczyć się zakochiwania w kamerze. W teatrze dzieli cię od widza pewna perspektywa. W filmie, kiedy kamera nie patrzy na ciebie możesz się wyluzować, pomyśleć o swojej dziewczynie. To naprawdę ogromna różnica. Poza tym, sporym problemem dla mnie było granie w obcym języku (“W pustyni i w puszczy” kręcono w polskiej wersji językowej), zwłaszcza scen komicznych. Wcześniej czytasz wersję angielską i stwierdzasz – tak, to jest naprawdę śmieszne, ten facet rzeczywiście chce zjeść słonia. Ale kiedy próbujesz oddać to w obcym języku, gdzie są inne zasady, rytm, wymowa – to zmienia cały koncept, jaki masz w głowie.


Plan zdjęciowy “W pustyni i w puszczy” przypominał prawdziwą wieżę Babel. Czy mieliście jakieś problemy we współpracy z polską ekipą i reżyserem?


M.N.: Okres przygotowawczy zaczął się na dwa miesiące przed pierwszym klapsem. Razem z Karoliną, Lungile i Adamem wspólnie trenowaliśmy, chodziliśmy do zoo, jeździliśmy konno. Szybko dobrze się poznaliśmy i zaprzyjaźniliśmy, co bardzo pomogło nam później podczas realizacji. Natomiast Gavin... No cóż, ten facet jest rewelacyjny. Mówi z szybkością karabinu maszynowego, jest prawdziwym wulkanem energii i wszędzie go pełno. Ma swoją wizję i potrafi z żelazną konsekwencją zabiegać o jej realizację. To prawdziwy profesjonalista i bardzo dobrze mi się z nim pracowało.

L.S.: Przez jakiś czas miałam kłopoty z barierą językową, ale to szybko minęło. Już po kilku dniach doskonale dogadywałam się z Karoliną, która pomagała mi i Mzwandile w nauce polskiego tekstu. Z Gavinem też pracowało mi się znakomicie. On potrafi naprawdę świetnie pracować z aktorem i nauczył mnie bardzo wielu rzeczy, które na pewno przydadzą mi się w przyszłości.


Pierwszą ekranizację “W pustyni i w puszczy” obejrzało kilkanaście milionów Polaków. Jeżeli film Gavina powtórzy ten wynik, a wszystko na to wskazuje, będziecie znanymi osobami w Polsce.


M.N.: Bardzo się cieszę, bo przecież od zawsze chciałem to robić. Mam w Polsce dwoje przyjaciół i kiedy jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć powiedziałem im w jakim filmie będę grał – oni na początku nie mogli w to uwierzyć! Dopiero moi polscy znajomi uświadomili mi jak ważny jest to film dla bardzo wielu ludzi w tym kraju. Dlatego praca nad “W pustyni i w puszczy” to był dla mnie po prostu wielki zaszczyt. Ten film to znakomity przykład dobrego kina familijnego, które trafi zarówno do pięcio- jak i pięćdziesięciolatków i na pewno odniesie wielki sukces!

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy