Reklama

"W cieniu chwały": WYJŚCIE NA ULICE

Wiele tygodni przedtem, nim rozpoczęły się zdjęcia, aktorzy rozpoczęli przygotowania do roli, zarówno w sensie emocjonalnym, jak i praktycznym. Dla Gavina O'Connora podstawową zasadą była autentyczność, wierność realiom, której wszyscy aktorzy powinni przestrzegać zarówno w scenach rodzinnych, jak sekwencjach policyjnych.

Wiele tygodni przedtem, nim rozpoczęły się zdjęcia, aktorzy rozpoczęli przygotowania do roli, zarówno w sensie emocjonalnym, jak i praktycznym. Dla Gavina O'Connora podstawową zasadą była autentyczność, wierność realiom, której wszyscy aktorzy powinni przestrzegać zarówno w scenach rodzinnych, jak sekwencjach policyjnych.

"Kluczowe postaci fabuły wywodzą się z jednej rodziny, której tradycje i historia sięgają dziesięcioleci wstecz - wyjaśnia reżyser - świadomość tej więzi znajduje wyraz w dialogu, ale także w podtekście. Publiczność musi wyczuwać ten związek nie tylko w zachowaniu, lecz także w sposobie wzajemnego odnoszenia się do siebie postaci. Jak zatem stworzyć atmosferę rodzinnej bliskości w stosunkowo krótkim czasie? Najlepiej przez postawienie aktorów w sytuacjach wymagających bliskich i nie zawsze bezkonfliktowych interakcji. Dlatego też wiele czasu spędziliśmy na "warsztatach", tworząc rodzinną, historię i wykonując mnóstwo ćwiczeń improwizacyjnych. A co najważniejsze, wszyscy mieliśmy okazję przebywać ze sobą i "łamać powszednim chlebem".

Reklama

Wszyscy aktorzy przyznają, że okres przyczynił się ogromnie do stworzenia szczególnej dynamiki i atmosfery więzi rodzinnej. Edward Norton wspomina: "Czas spędzony wspólnie dał nam pewien poziom naturalnego komfortu i intuicyjnego zrozumienia, właściwego dla prawdziwej rodziny. Sceny rodzinne w tym filmie są bardzo wymagające, ponieważ nie chodzi w nich o dosłowne wyrażenie relacji, lecz raczej o szczególną energię, która przenika ludzkie związki".

Emmerich wspomina: "Było to jakby stałe pasmo wzajemnej eksploracji, improwizacji i rozmów. Dosłownie roztopiliśmy się w scenariuszu, scena po scenie, linia po linii. I zdołaliśmy spojrzeć na niego z wielu perspektyw, co bywa trudne dla pracującego samotnie scenarzysty. Gavin zachęcał nas do kwestionowania wszystkiego i do swobodnych wypowiedzi na temat napotykanych problemów czy pomysłów, którymi chcielibyśmy podzielić się z innymi. Te propozycje przyjęliśmy wręcz entuzjastycznie. To była prawdziwie zespołowa praca".

Sam będąc reżyserem i scenarzystą Norton zauważa, iż ten rodzaj współpracy domagał się ogromnego zaangażowania i wyrozumiałości ze strony Gavina O'Connora, ponieważ "nie chodziło tu tylko o reżyserię - przecież była to także kwestia przygotowania scenariusza. Gavin podszedł do tego projektu z prawdziwą pasją. Chciał, by dostarczony przez niego materiał, został przetestowany przez każdego uczestnika projektu i przekazywał go nam z prawdziwą nadzieją i optymizmem. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek próbował kogoś przyhamować. Lecz ta wyrozumiałość opłaciła się także jemu, bo z tego rodzaju procesów zazwyczaj wynika coś bardzo interesującego i nowego. Nawet przy najlepiej ułożonych planach warto z radością witać odkrycia i niespodzianki".

"Gavin uwielbia pracować z aktorami i zawsze pragnie, żeby zaangażowali się w tworzenie filmu tak mocno, jak on sam" - stwierdza Greg O'Connor - mój brat lubi ponadto, gdy każdy szczegół znajduje się na właściwym miejscu, zarówno w sensie estetycznym, jak emocjonalnym, począwszy od założenia, że obsada powinna spędzać jak najwięcej czasu razem. W tym przypadku, gdy aktorzy mieli grać policjantów, Gavin chciał, by spędzili sporo czasu z autentycznymi "gliniarzami", wyruszając z nimi do miasta i szkoląc się tam, gdzie oni się szkolą. A cel był taki, aby aktorzy naprawdę poczuli się policjantami, by mówili jak policjanci i rozumieli sposób ich myślenia".

"Zależało nam na tym, żeby nasza obsada mogła przebywać z policjantami możliwie najbardziej podobnymi do postaci, które mieli zagrać - przyznaje Gavin - dlatego też Edward starał się spędzać czas w towarzystwie detektywów z sekcji zabójstw, Colin ruszał w teren z funkcjonariuszami Specjalnej Jednostki ds. Zwalczania Narkotyków, a Noah rozmawiał z inspektorami. Pod tym względem niezwykle pomocni byli Rick Tirelli, nasz starszy doradca techniczny, a także konsultant techniczny Tom Pilkington, no, i naturalnie Robert Hopes". Tirelli, Pilkington i Hopes okazali się także nieocenieni przy zatrudnieniu kilku weteranów NYPD do roli policjantów w filmie. Wielu funkcjonariuszy biorących udział w otwierającej scenie kryminalnej to w rzeczywistości najprawdziwsi "gliniarze" na emeryturze.

Kilku członków obsady spędziło także nieco czasu w ośrodku szkoleniowym NYPD w Bronksie. Norton tak opowiada o tym doświadczeniu: "Odbyliśmy trochę ćwiczeń z bronią i trening taktyczny, ponieważ zależało nam na tym, by poruszać się tak, jak poruszają się prawdziwi przeszkoleni policjanci. Ten etap był naprawdę ciekawy, choć moje przygotowania do roli polegały w głównej mierze na rozmowach z funkcjonariuszami, na słuchaniu o tym, jak wykonują swoją pracę i wypytywaniu o to, jaka byłaby ich emocjonalna reakcja na sytuacje, z którymi będziemy mieli do czynienia w filmie. Ten aspekt przygotowań szczególnie mnie fascynował, ponieważ, szczerze mówiąc, najwspanialszą rzeczą w zawodzie aktorskim jest to, co nazywam - w tym przypadku nauczenie się w ciągu czterech miesięcy, jak to jest być nowojorskim .. To było niesamowite".

"Co naprawdę zrobiło na mnie wrażenie, to głębokie poczucie solidarności i wspólnoty łączące policjantów" - wspomina Colin Farrell, który miał najlepszą okazję do obserwowania tej jedynej w swoim rodzaju więzi podczas szkolenia z prawdziwą "drużyną operacyjną" NYPD - The Finest, czyli Najlepszymi - do sceny otwierającej film. "Słyszy się czasem o solidarności pomiędzy "gliniarzami" - kontynuuje swoją wypowiedź Farrell - ale zaczynasz czuć te wibracje dopiero wtedy, kiedy naprawdę przebywasz z nimi. Kręciliśmy przez tydzień w niesamowitym mrozie na Wyspie Coney. Chłopakom było naprawdę ciężko, ponieważ przez cały czas odbywali swoje regularne dyżury jako funkcjonariusze policji. Dali mi do wiwatu - jak resztą powinni, byłem przecież w grupie - ale zabawa była znakomita. Nigdy tego nie zapomnę".

Akcja "W cieniu chwały" toczy się w zimie, i w zimie też kręcono zdjęcia. Jednak pomimo przeraźliwego chłodu i wszystkich niedogodności związanych z tą porą roku, Gavin postanowił filmować w plenerze , na nowojorskich ulicach. Reżyser wyjaśnia: "To oczywiste, że wszystkie elementy, faktury i atmosfera są w plenerze zupełnie inne niż w studiu. Zdjęcia kręcone pod gołym niebem zawsze wyglądają prawdziwej, a plenery są bardziej autentycznym otoczeniem dla całej obsady i ekipy filmowej. Dlatego też, pomimo wszystkich niewygód, już na początku postanowiliśmy kręcić na ulicach Nowego Jorku i wytrwaliśmy przy tym postanowieniu".

W uchwyceniu realistycznej atmosfery ulic i przeniesieniu jej na ekran wspomagał Gavina zespół kreatywny, do którego należał kierownik zdjęć Declan Quinn, scenograf Dan Leigh oraz projektantka kostiumów Abigail Murray.

"Spędziłem wiele czasu z Declanem jeszcze przed rozpoczęciem przedprodukcji - mówi Gavin - omówiłem z nim każdy szczegół scenariusza i wspólnie opracowaliśmy bardzo oryginalny styl wizualny. Zaraz na początku powiedziałem, że bardzo chciałbym, aby publiczność mogła poczuć się "w środku" tego filmu, tak jakby sceny wirowały wokół widzów. Dopiero mając taką podstawę, wraz z Danem i Abigail rozpoczęliśmy pracę nad scenografią i kostiumami, które chcieliśmy utrzymać w bardzo szczególnej gamie kolorystycznej".

W fazie postprodukcji Gavin skupił się na zajęciach edytorskich, pracując z edytorem Johnem Gilroyem, a następnie na ścieżce dźwiękowej, którą przygotował we współpracy z kompozytorem Markiem Ishamem.

Gavin podsumowuje: "Praca nad tym filmem oraz kontakty z tak utalentowanymi osobami sprawiły mi wiele radości i satysfakcji. Wszyscy członkowie obsady i ekipy pracowali jak prawdziwa rodzina, aby jak najlepiej przedstawić tę historię, nadając jej tyle emocjonalnej barwy i prawdy, ile tylko potrafili. To właśnie jest magia - świadomość, że pracowaliśmy ciężko i daliśmy z siebie wszystko, na co było nas stać. Potem już filmowiec może zrobić tylko jedno - wypuścić film z rąk i oczekiwać najlepszego" - uśmiecha się reżyser.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: W cieniu chwały
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy