"Vinci": EKSPLIKACJA
W „VINCI” chcę wrócić do początków swojej drogi filmowej – do inteligentnego kryminału, w którym bohaterowie wodzą siebie i widza za nos – tak jak było w przypadku obu „VABANKÓW”.
Na tym i może jeszcze na literze „V”, na którą zaczyna się tytuł, podobieństwa się kończą.
„VINCI” osadzony jest nie w przedwojennej Polsce tylko w XXI wiecznym Krakowie. Bohaterami nie są zawodowi kasiarze w średnim wieku, tylko trzydziestoletni złodziej dzieł sztuki. A przekrętem w tym filmie jest kradzież najcenniejszego obrazu w polskich zbiorach - „Damy z łasiczką” Leonarda Da Vinci.
Chciałbym, żeby bohaterem filmu był scenariusz – dlatego forma filmu powinna być skromna – pozbawiona np. efektów specjalnych – za to skutecznie trzymająca widza w napięciu. Obsadzenie stosunkowo mało eksploatowanych w serialach i mediach aktorów podniesie moim zdaniem wiarygodność opowiadania, a tym samym zwiększy zainteresowanie widzów.
Innym bohaterem filmu jest Kraków – miasto, w którym znajduje się obraz – niezwykle fotogeniczne, a o wiele za mało fotografowane w polskim filmie.
Mając sprawdzoną ekipę – z Edwardem Kłosińskim, autorem zdjęć na czele – i scenariusz, który naprawdę jest obietnicą dobrego kryminału (nie pozbawionego momentów komediowych) chciałbym zwabić do kin przynajmniej 500 tysięcy widzów. Odwagi by tak sądzić dodaje mi fakt, że kilka razy już mi się to udało.
Dodatkowym i w zasadzie jedynym prawdziwym nawiązaniem do „Vabanków” jest obsadzenie Jana Machulskiego, w ważnej choć drugoplanowej roli Hagena – starego fałszerza obrazów.
I jeszcze jedno: zważywszy na uniwersalność tematu – kradzież arcydzieła sztuki światowej – film „VINCI” może się niespodziewanie okazać towarem eksportowym.
Juliusz Machulski