Reklama

"Utalentowany pan Ripley": MUZYKA

Anthony Minghella mówi: „Muzyka w filmie "Utalentowany pan Ripley" znajduje się w centrum uwagi. Kiedy pracowałem nad adaptacją wspaniałej i pochłaniającej bez reszty powieści Patricii Highsmith, przyszło mi do głowy, że dźwiękiem można by bardziej wyraziście i dynamicznie oddać w filmie atmosferę epoki, w której toczy się akcja, niż za pomocą użytego przez pisarkę motywu malarstwa. Dla epoki charakterystyczne były egzystencjalizm i jazz, toteż chciałem, aby na ekranie muzyka klasyczna wiodła spór z jazzem. Kocham jazz, bardzo lubię również Bacha, więc rozdzieliłem próbki tych zróżnicowanych gatunków muzyki pomiędzy Ripleya, który nienawidzi jazzu i Dickie'go, niechętnego muzyce klasycznej. Kiedy mówimy "jazz", myślimy o muzykach improwizujących, podczas gdy w muzyce klasycznej wszystko wydaje się zaplanowane. Jednakże Bach był wielkim improwizatorem. Zastanawiałem się, kto improwizuje w "Utalentowanym panu Ripleyu". W powieści Dickie uważa się za improwizatora, bo zamiast rozkładu dnia ma fanaberie, podczas gdy Ripley został przedstawiony jako sztywniak i formalista. Film pokazuje, że to raczej Dickie ma bardziej konserwatywną naturę, natomiast Ripley jest tym, który potrafi genialnie, niemal patologicznie, improwizować. Ripley to mistrz w tej dziedzinie, prawdziwy anarchista i wywrotowiec”. W "Utalentowanym panu Ripley'u" obaj odtwórcy głównych ról - Matt Damon i Jude Law - mają okazję zademonstrować swoje wokalne talenty. W scenach, które rozgrywają się w zatłoczonej i zadymionej salce neapolitańskiego klubu jazzowego, najpierw obaj śpiewają włoską piosenkę „Tu vuo' fa l'americano”, a potem odbywa się solowy popis Damona w słynnym utworze Rodgersa i Harta „My Funny Valentine”, śpiewanym w stylu przypominającym grę Cheta Bakera, jednego z ulubieńców Dickie'go. Trębacz Chet Baker nagrał „My Funny Valentine” w 1952 roku z kwartetem Gerry'ego Mulligana i odniósł kolosalny sukces. „Chet Baker bardziej niż ktokolwiek inny sprawia, że w filmie czuje się lata 50.” - powiedział Anthony Minghella. Ripley, jak już wiemy, woli muzykę klasyczną od jazzu. W jazzowych piwnicach Neapolu nie czuje się jak u siebie w domu, ale swoim wykonaniem „My Funny Valentine” zbija Dickie'go z pantałyku, a muzyka sprawia, że specyficzna więź między tymi postaciami zacieśnia się. Dodajmy, że w scenach "jazzowych" słuchamy jednego z najwybitniejszych współczesnych trębaczy - Guya Barkera – i jego zespołu „International Quintet. Barker” został polecony Minghelli przez konsultanta muzycznego "Utalentowanego pana Ripleya" - Grahama Walkera, który współpracował ściśle z kompozytorem muzyki napisanej specjalnie do filmu - Gabrielem Yaredem. Mówi Matt Damon: „Muzyka ma szczególne znaczenie dla Anthony'ego,. Jest podstawowym składnikiem fabuły. Reżyser jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć miał opracowaną całą stronę muzyczną filmu. Nauka i ćwiczenie gry na fortepianie oraz śpiewu stanowiły znaczącą część mych przygotowań do zagrania roli Ripleya”. Damon, zaśpiewawszy w studio nagraniowym „My Funny Valentine”, zdobył duże uznanie akompaniujących mu jazzmanów z „International Quintet”, w tym samego Barkera. Jazz w "Utalentowanym panu Ripley'u" odzwierciedla świat Dickie'go i jest faktycznie bardzo ważny, ale nie wypełnia ścieżki dźwiękowej filmu bez reszty. Nie mniej miejsca zajmuje na niej muzyka klasyczna, pełniąca tu równie istotną rolę. Słuchamy kompozycji Bacha, Vivaldiego i Czajkowskiego. Ten ostatni był twórcą m.in. opery „Eugeniusz Onegin” opartej na poemacie Puszkina i ukazującej tragedię bliźniaczą w stosunku do tej, jaka rozgrywa się w filmie Minghelli. Reżyser zainscenizował fragment tej opery w neapolitańskim Teatro San Carlo. Natomiast utwory przypominające duchem melodie Schuberta czy Schumanna skomponował Gabriel Yared, z którym współpraca - podobnie jak przy "Angielskim pacjencie" - układała się Minghelli znakomicie. Słowa do napisanej przez Yareda „Kołysanki dla Kaina”, która towarzyszy napisom czołowym, napisał sam Minghella. „W "Utalentowanym panu Ripleyu" można dopatrzyć się historii Kaina i Abla” - wyjaśnia reżyser. Słowa mojej "Kołysanki..." wyśpiewywałby matka zabójcy. Będąc już w bardziej radosnym nastroju Minghella konkluduje: „Kocham muzykę. Kocham przebywanie blisko muzyki. I kocham wpływ muzyki na film. Któregoś dnia nakręcę prawdziwy musical”.

Reklama

Czekamy z niecierpliwością!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Utalentowany pan Ripley
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy