"Uczeń czarnoksiężnika": TROPEM "FANTAZJI"
W swym podziemnym laboratorium Dave, spiesząc się na randkę z Becky, na którą czekał długie lata, łamie pierwszą zasadę magii, mówiącą, że nie może być ona wykorzystywana do osobistych celów. Manipuluje szczotkami, wiadrami i gąbkami, co ma katastrofalne skutki. Ta scena jest bezpośrednim hołdem dla "Ucznia czarnoksiężnika" z disnejowskiej "Fantazji". - Musieliśmy być bardzo ostrożni - zauważył Bruckheimer. - Przecież to jedno z najwybitniejszych dokonań studia Disneya. Nasza adaptacja nie mogła zrujnować magii oryginału, ale musiała stać się dla niej hołdem, pełnym nowej magii. Reżyser dodawał: - Chcieliśmy zachować ducha oryginału, wykorzystać nowe możliwości techniczne, a całą rzecz uwspółcześnić. Ale bez popełniania jakże częstego błędu - skrępowania wiernością i uznaniem dla dzieła poprzedników. Dużym nakładem sił i środków stworzyliśmy naszą wersję, będącą wypadkową wiersza Goethego, muzyki Dukasa i wspaniałej animacji Disneya. Jay Baruchel tak komentował swój udział w tej sekwencji: - To prawdziwy zaszczyt pójść w ślady Myszki Mickey. Tym bardziej, że dorastałem, oglądając nieraz tę słynną scenę. Kluczem dla mnie była ciekawość mojego bohatera. To stara historia. Czyż Adam i Ewa nie zjedli, pomimo ostrzeżeń, pewnego niebezpiecznego jabłka? To samo czyni nasz bohater. Chce uzyskać szybko rezultat, idąc na skróty. I płaci za to.
Adaptacji muzyki Dukasa dokonał słynny kompozytor i producent Trevor Rabin, a na planie podczas pracy nad tą sekwencją grano klasyczną wersję z 1940 roku. Nie tylko ze względu na jej niepowtarzalny klimat, ale także dlatego, że doskonale dyktowała rytm pracy. Nowa wersja zawiera też szereg doskonale czytelnych, wizualnych nawiązań do oryginału. Naomi Shohan, pracująca nad scenografią, celowo podkreślała te pokrewieństwa, zwłaszcza w wyglądzie laboratorium, które przypomina wyraźnie scenerię średniowiecznego zamku z animowanej wersji. Starannie przygotowano też efekty pirotechniczne i wodne, które były niezbędne podczas skomplikowanej realizacji tego fragmentu filmu. Skonstruowano niezwykle wyrafinowany system tłoczących wodę pomp, by uzyskać efekt błyskawicznego zatapiania laboratorium. Reżyser komentował: - Ta partia filmu była tak ważna, ponieważ przemawiała wyłącznie za pomocą obrazu, a nie dialogu. A poza tym naszą ambicją było, by odnosiła się do akcji, a nie była tylko bardzo efektownym wtrętem.
John Nelson wspominał: - W dzieciństwie oglądałem ten film Disneya chyba dziesiątki razy, zawsze bez znużenia. Naszym zamiarem było, aby o naszej wersji można było z czasem powiedzieć to samo. To trudna kombinacja tradycyjnych technik i efektów komputerowych oraz "green screen". Najtrudniejsze było zgrać zachowanie naszych wygenerowanych w komputerze mioteł i kubłów z prawdziwą wodą, której mieliśmy tak wiele. Sposobem na prawdziwe ożywienie tych sprzętów byli kaskaderzy ubrani w zielone kostiumy z lycry, którzy wykonywali konieczne ewolucje rekwizytami.