"Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady": MÓWI TOMMY LEE JONES
TOMMY LEE JONES (Pete Perkins) (scenariusz, reżyseria, aktor)
Skąd wziął się pomysł na „Trzy pogrzeby”?
Jesteśmy z Guillermo Arriagą dobrymi kumplami, spotykamy się na polowaniach. Poznaliśmy się 3-4 lata temu w Kalifornii. W polowaniach uczestniczy też Michael Fitzgerald, producent. Kiedyś jechaliśmy we trzech i stwierdziliśmy, że w samochodzie siedzi od cholery utalentowanych ludzi. Może by tak zrobić film?
A temat na film?
Wszystko, co chciałem poruszyć w filmie, zawierało się w prawdziwej historii młodego mężczyzny zabitego przez władze USA w głupi sposób i właściwie przez pomyłkę. To był oburzający wypadek a to, co po nim nastąpiło, było nie do przyjęcia dla ludzi mieszkających przy granicy. To otworzyło mi oczy. Postanowiłem zrobić film o terenach, z których się wywodzę, o ludziach, ich kulturze i sprawach, które są ważne.
Jak wyglądała współpraca z Guillermo Arriagą?
Guillermo widzi świat w sposób wyjątkowy. Jest niezwykłym myślicielem, niepoddającym się niczyjej kontroli. Jest bardzo niezależny. Przyjaźnimy się. Miałem szczęście, że mój przyjaciel jest jednym z najlepszych żyjących scenarzystów na świecie. Guillermo napisał scenariusz po hiszpańsku i dał do przetłumaczenia swojemu tłumaczowi. Ja wynająłem kolejnych dwóch tłumaczy i miałem w końcu trzy wersje angielskie, z których zacząłem układać własną. Zależało mi, aby angielski z południowego Teksasu i północno-meksykański hiszpański brzmiały autentycznie.
Struktura filmu nie jest chronologiczna i linearna. Czy takie było założenie od początku?
Guillermo mówił, że nie przepada za pisaniem „po kolei”. Ścisła kolejność matematyczna nie interesuje go. Mnie to odpowiadało, bo moje widzenie tej historii było takie, że przeszłość, teraźniejszość i przyszłość dzieją się równocześnie. Na kolejność wydarzeń patrzymy z różnych perspektyw czasowych oraz różnych perspektyw kilku świadków zdarzeń.
Jak pan widział estetykę filmu w wykonaniu operatora Chrisa Mengesa?
Chciałem siły koloru i odwagi w jego stosowaniu. Moje poczucie kolorystyki wywodzi się z Meksyku, Mondriana, Matisse’a, Godarda, Kurosawy. Moje widzenie kolorów odzwierciedla mnie samego.
Kim jest Pete Perkins i czego chce?
Chce pokoju na ziemi. Ten film ma w sobie coś z alegorii. Właściwie jest jedną wielką alegorią. Pete chce aby ludzkość była dobra. Niewiele więcej o nim wiemy. Jest zarządcą na wielkim ranczu w zachodnim Teksasie. Wywodzi się ze społeczeństwa dwukulturowego: mówi po angielsku i po hiszpańsku, a kultura meksykańska jest jego integralną częścią, począwszy od potraw, jakie jada, aż po nazwy narzędzi. Kiedy jeden z jego pracowników na ranczu zostaje zabity, Pete widzi, że nie są podejmowane żadne kroki, by wyjaśnić zabójstwo, winny nie zostanie ukarany. Jest oburzony brakiem szacunku dla swego przyjaciela, którego on sam szanuje z wielu różnych powodów, a to że nie ma on paszportu i jest uciekinierem z Meksyku jest nieistotne. Postanawia zaradzić temu, porywając zabójcę, każąc mu wykopać Melquiadesa z drugiego grobu, wrzucić go na muła i zawieźć do Meksyku, do domu i tam pochować.
A kim jest Melquiades Estrada, nielegalny imigrant, przyjaciel Pete’a?
Melquiades ma mnóstwo pragnień, które wyrażają się w postaci marzeń i fantazjowania. Chciałby prowadzić zwykłe wiejskie życie. To jego marzenie. Okoliczności uniemożliwiają mu realizację tego marzenia, może nawet czynią je nieosiągalnym, ale nie zdołały tego marzenia zabić. Bo marzyć można zawsze. Melquiades jest też trochę sentymentalny. Chciałby być pochowany w rodzinnych stronach i każde Pete’owi przysiąc, że pochowa go tam, bo nie chce leżeć „między billboardami”. Jest w Melquiadesie chwalebna uczciwość i chęć niesienia błogosławieństwa wszystkim ludziom.
Jak wybrał pan Julio Cedillo do roli Melquiadesa?
Julio uczył się angielskiego a także grania oglądając amerykańską telewizję. To był najważniejszy aspekt jego nauki aktorstwa. Jest doskonałym aktorem i świetnie rozumie wszystkie blaski i cienie swojej postaci. Poza tym spędził miesiąc na ranczu z naszymi kowbojami, robiąc wszystko to, co i oni. Nauczył się nosić kapelusz, buty i wypełniać podstawowe czynności na ranczu.
Kiedy Pete stara się by zgodnie z prawem sprawiedliwości stało się zadość, szeryf Belmont odrzuca jego pomoc. Dlaczego?
Guillermo opisał Belmonta jako człowieka, który zbyt wiele widział z w życiu i nie chce już widzieć nic więcej. Nie jest w stanie już nic osiągnąć. To bardzo interesująca sytuacja. Nie jest kukłą, ale nie potrafi zdobyć się na jakiekolwiek działania.
Film zawiera elementy uszczypliwej ironii, jak na przykład to, że Melquiades ma romans z żoną swojego przyszłego zabójcy.
To bardzo ludzkie, prawda? Wydarzenia tworzą własny sens. Na ironię zakrawa przecież fakt, że strażnik graniczny nie jest zbyt troskliwym mężem, co popycha jego młodą żonę do romansu z meksykańskim nielegalnym imigrantem. Potem mąż zabija „meksykana”, ale nie wiedząc, że ten sypiał z jego żoną, a „meksykan” nie wie, że przyprawił rogi facetowi, który go zabił.
Pete zaciąga Mike’a Nortona, strażnika granicznego, w podróż do Meksyku aby pochować Melquiadesa po raz trzeci.
To film o podróży - przemianie Mike’a. Jego postać reprezentuje przeciętnego, szarego człowieka. Tematem filmu są głupie, genialne, zabawne, smutne czy godne pogardy rzeczy, przez które ludzie przechodzą w drodze do oświecenia.
Dlaczego na końcu Pete daje Mike’owi konia, którego wcześniej dostał od Melquiadesa?
Bo Mike zrobił to, co miał zrobić. Miał z przekonaniem prosić o przebaczenie. Miał przejść przez piekło i błagać o wybaczenie. Miał wyrazić prawdziwą skruchę za grzechy.
Jak Barry Pepper spisał się jako Mike?
Barry Pepper jest wspaniały młodym aktorem! Był odpowiedni do tej roli nie tylko fizycznie, ale pod każdym innym względem, o jakim reżyser myśli szukając aktora. Jego rola była niezwykle wymagająca fizycznie, emocjonalnie i intelektualnie. Barry doskonale rozumiał swojego bohatera i widać to w jego kreacji na ekranie.
Był pan scenarzystą, producentem, reżyserem i gwiazdą filmu. Czy trudno było żonglować tymi wszystkimi talerzami?
Dla mnie jako reżysera, jestem dobrym aktorem, bo robię wszystko to, co sobie każę. Jako aktor, jestem dla siebie dobrym reżyserem, bo wiem, co mi chodzi po głowie. Jestem też niezłym scenarzystą, bo wiem, czego chcą pozostali dwaj goście. No i jestem dobrym producentem, bo wiem, co chcieliby kręcić, więc oferuję im dokładnie to, czego potrzebują.
Zdjęcia poszły doskonale. Byliśmy świetnie zorganizowani, więc nie przerażało nas podróżowanie do różnych odległych zakątków. Wszystko poszło zgodnie z planem, a ja dałem z siebie wszystko temu filmowi i bardzo mi to odpowiada. Oczywiście, zawsze jest możliwość, że dostaniesz po łapach, ale to jest właśnie cudowne w robieniu filmu.
Na festiwalu w Cannes nagrodzono pańskie wysiłki owacją na stojąco. Poza tym uhonorowano pana nagrodą za najlepszą rolę męską. Był pan zdenerwowany przed oficjalną prezentacją filmu?
Ja już się nie denerwuję. Jestem za stary i zbyt zblazowany. Ale było to zaskakujące. Nie oczekiwałem 15 minutowej owacji. Do głowy by mi to nie przyszło. Oczywiście nie bez znaczenia był też skład publiczności.
Co film mówi o relacjach międzyludzkich?
Podczas zdjęć powtarzałem aktorom i ekipie, że pytania są ważniejsze od odpowiedzi.
Zależy nam na zadaniu pytań. Odpowiedzi same przyjdą. Skomplikowane relacje między postaciami są po prostu po ludzku głupie. Tak jak my sami.. Ludzie tak się zachowują.
Uważam, że ludzie są nieskończenie głupi, ale i zdolni do niesamowitej chwały czy też straszliwej zbrodni. Wszystkie postaci w filmie są samotne. Wyobcowane.
Chwilami wyczuwa się silny podtekst humorystyczny.
Preferowałem, w tym przypadku, mechanizm komediowy. Szczytem do którego zmierzamy jest makabreska, czy tragedia, czy też społeczno-polityczny komentarz, a w drodze do niego w zasadzie trzymamy się konwencji komicznej. Traktujemy ją jako smar dla mechanizmu narracji. Uważam, że to najbardziej interesujący sposób sprzedania strachu, niebezpieczeństwa czy miłości, i innych wielkich słów, jakie mają na nas spływać z ekranu. Mechanicznie są transportowane przez humor.
Geograficzna rzeczywistość rozdzielenia USA od Meksyku, symbolizowana przez Rio Grande, wydaje się kompletnie sztuczna.
Ze względu na temat filmu, miejsce kręcenia i ze względu na moje intencje, film nie pochodzi z dwóch krajów, ale z jednego, który nie ma wiele wspólnego ani z Mexico City, ani z Waszyngtonem. Jak się spojrzy na całą tutejszą rzeczywistość, istnienie granicy nie wysuwa się na plan pierwszy. Chciałbym, żeby widzowie zdali sobie sprawę, że można spojrzeć na drugą stronę rzeki i zobaczyć siebie. Wiem, że zarówno z punktu widzenia Arriagi, jak i mojego, facet stojący po drugiej stronie jest mną.