"Trzy minuty. 21:37": SŁOWO OD REŻYSERA
We wszystkim, co dotąd zrobiłem zawsze miałem jeden cel - dotarcie do szerokiej publiczności. Nigdy nie interesowało mnie tzw. kino artystyczne przeznaczone dla trzech krytyków i kilku kolegów reżysera. Wierzę, że można opowiadać o ważnych rzeczach tak, żeby ludzie zechcieli zasiąść przed ekranem. Dlatego starałem się przygotować niezwykle atrakcyjną mieszankę gatunkową dramatu, kina akcji, komedii czy filmu o miłości, a każdy odcinek wypełnić ciekawymi zdarzeniami na tyle, żeby widz nie odszedł od ekranu. I mimo, że chcę tu mówić o poważnych sprawach, ogólny wydźwięk projektu jest pozytywny, niesie optymistyczne przesłanie.
Film o przyziemnym cudzie
Zawsze chciałem zrobić film o współczesnej Polsce, o ludziach, których znam, film,
który dotykając losów zwykłych ludzi, zamknie je w atrakcyjną dla widza formę i jednocześnie będzie uniwersalny i zrozumiały pod każdą szerokością i długością geograficzną.
Po śmierci Papieża nastąpiły piękne chwile ogólnonarodowej solidarności. A co by było, gdyby o 21:37, w chwili, gdy cały naród zamarł, ktoś kogoś skrzywdził? To pytanie stało się punktem wyjścia...
Film dotyka chwili, kiedy w całym kraju na kilka chwil zgasło światło. W ciągu tych kilku minut ciemności życie moich bohaterów diametralnie się zmienia, a czasem kończy... Jednak ładny odruch solidarności narodu nie jest w żadnym stopniu tematem filmu. To nie jest film religijny. To film o przyziemnym cudzie.
Maciej Ślesicki