Reklama

"Tropiciel": TWORZĄC MITYCZNĄ AMERYKĘ

Od samego początku reżyser Marcus Nispel wiedział, że TROPICIEL daje mu szansę stworzenia własnego oryginalnego stylu wizualnego, który wyróżni film na tle innych opowieści o przygodzie i przetrwaniu. Ponieważ fabuła dotyczy czasów pozahistorycznych, Nispel dysponował nieograniczoną wolnością kreacji.

Reżyser rozpoczął od rozrysowania scenopisu na planszach, w czym pomógł mu grafik Christopher Shy - znany ze swoich komiksów, których bohaterowie zdają się gotowi do wyskoczenia z ramek rysunków. Zamiast zilustrować kilka kluczowych sekwencji, Nispel i Shy rysowali kadr po kadrze. "Zdecydowaliśmy się namalować film przed rozpoczęciem zdjęć - wyjaśnia reżyser. - Świetnie nam się współpracowało. Lubimy te same filmy, tych samych bohaterów, mile spędziliśmy więc czas".

Reklama

Powstałe obrazy - brutalne, gwałtowne i ekspresyjne - na każdym robią wrażenie. "Zobaczyliśmy, że TROPICIEL ma być ożywionym komiksem - mówi producent wykonawczy Bradley J. Fischer. - Marcus okazał się takim stylistą, że potrafi wykreować krańcowo odmienny od rzeczywistego, rządzący się własnymi jasno wyłożonymi regułami".

Kolejnym zadaniem było przeniesienie na ekran walczących ze sobą kultury Indian Wampanoag i Wikingów. Wampanoagowie zamieszkiwali obszar dzisiejszego Massachusetts i Rhode Island, przez 10 tys. lat byli rybakami, myśliwymi i wojownikami, żyjącymi w harmonii z otaczającym ich środowiskiem. Było to to samo plemię, które później, w XVII wieku, zaprzyjaźniało się z pierwszymi osadnikami, zanim zniszczyła je plaga chorób i przemocy, jakie Brytyjczycy przywieźli ze sobą.

Jakkolwiek przeprowadzono szczegółowe badania dziejów Wampanoagów w okresie kolonialnym, ich życie w IX wieku na zawsze pozostanie tajemnicą. Dla Nispela była do okazja do puszczenia wodzy fantazji. "Mówimy o życiu przed tysiącem lat, o którym nie wiemy prawie nic - zauważa. - A kiedy rozmawia się z Indianami bądź historykami, każdy ma inną teorię na temat, jak to wtedy było. Czy mieli domy na drzewach? Jeśli rzeczywiście przybyli z Azji, mogli mieć. Rozmawiałem z wieloma autorytetami, pytając, jak mogło wyglądać ich życie, ostatecznie zdecydowałem się na połączenie różnych teorii i własnych pomysłów".

Kiedy przyszła kolej na Wikingów, Nispel postanowił przełamać lata komiksowych stereotypów. "Zbierając dokumentację, zorientowałem się, że dziewięć na dziesięć amerykańskich książek przedstawia Wikingów jako kurdupli w rogatych hełmach. - śmieje się. - Tu patrzy się na nich jak na postacie z kreskówek, kiedy w Europie ciągle pamięta się o nich jako o łupieżcach i potężnej sile militarnej!".

Prawda o Wikingach jest taka, że była to świetnie zorganizowana społeczność, prowadząca podboje, ale także wprawna w nawigacji morskiej, uprawie ziemi, handlu i rzemiośle. W zamiarze poszerzenia swych wpływów w Europie Wikingowie zaczęli najeżdżać miasta i wioski, zyskując reputację krwawych i niepokonanych wysłanników zła.

Nispel chciał wykorzystać tę wizję, unikając zarazem jakiejkolwiek interpretacji historycznej. Jego Wikingowie wychowywani są w wierze w siłę przemocy, co ostatecznie doprowadzi ich społeczność do upadku. Opracował także ich oryginalny wygląd, unikając z jednej strony obowiązujących klicz, z drugiej zaś dystansując się od sugestii współczesnych historyków, że Wikingowie nigdy nie nosili hełmów z rogami, z jakimi się ich zazwyczaj kojarzy.

"Nie kręciliśmy lekcji historii, chcieliśmy tylko nakreślić pewien wizerunek Wikingów - wyjaśnia reżyser. - A najważniejsze, że to była nasza własna wizja, różniąca się od wszystkiego, co9 można było wcześniej zobaczyć na ekranie".

Aby ożywić swą wizję, Nispel współpracował blisko ze scenografem Gregiem Blairem, z którym kręcił już "Teksańską masakrę piłą mechaniczną". "Ze scenograficznego punktu widzenia praca z Marcusem jest spełnieniem marzeń - mówi Blair - bo ten facet ma genialne wizje. A przy tym tak kocha sztukę filmowania, że wszystkiego dogląda. Z mojego punktu widzenia jest on niewyczerpanym źródłem inspiracji".

Podobnie jak Nispel Blair zaczynał od intensywnej dokumentacji, wspierając się własną wyobraźnią. Mówi: "Chcieliśmy wskrzesić wiarygodną kulturę Indian, ale jednocześnie zachować widowiskowy charakter filmu. Po przeprowadzonej dokumentacji y jedno - że nie zamierzamy podtrzymywać stereotypu Indianina na ekranie, zawsze mieszkającego w swoim tipi. Już choćby dlatego, że Wampanoagowie nie mieszkali na preriach, ale na wschodnim wybrzeżu, widowni należy się inny obraz niż ten, do którego przywykł".

Po długich nocach spędzonych nad książkami o historii Indian, Blair dowiedział się, że Wampanoagowie budowali swoje domu z wetusu - unikalnej maty, plecionej z trawy. "Amerykańscy Indianie znali rozmaite materiały budowlane - mówi Blair. - Wampanoagowie mieszkali w dwóch rodzajach budynków - tzw. długich domach - podłużnych, prostokątnych pomieszczeniach, oraz mniejszych, przeznaczonych dla poszczególnych rodzin. Na potrzeby filmu wybudowaliśmy budynki podobne do tych historycznych, ale nieco je zmodyfikowaliśmy, choćby powiększając. Ponadto zostały one zbudowane nie z drewna, ale - ze względu na pośpiech - ze stali i masy plastycznej, pokrytej mchem i korą".

Ulubionym obiektem Blaira był dom na drzewie Pathfindera, który wznosił się nad lasem, dając szamanowi szeroki widok na plemię świat. "Ustaliliśmy z Markusem, że Pathfinder będzie miał coś szczególnego, co wyróżni go spośród społeczności i stąd się wziął ten dom na drzewie - wyjaśnia Blair. - Nie jesteśmy pewni, czy to było historycznie uzasadnione, ale w trakcie budowy doszliśmy do przekonania, że coś takiego było możliwe. Pewnego razu na planie zorientowaliśmy się, że ten domek szamana wpisuje się w otoczenie jak coś organicznie z nim związanego. Także podobny charakter nadaliśmy jego wnętrzu, pełnym różnych szamańskich rekwizytów".

W przypadku Wikingów przed Blairem stanęło zadanie wybudowania łodzi, które mogłyby pokonać Atlantyk. Owe długie łodzie, napędzane siłą mięśni 60 wioślarzy, mogły przewozić na dalekie odległości do 400 zbrojnych.

"Nasza łódź została zbudowana na wzór zachowanych łodzi Wikingów - przyznaje Blair. - Zanim została zwodowana, musieliśmy wybudować wysoką na 12 metrów konstrukcję a następnie obrócić ją do góry dnem i przewieźć nad jezioro Buntzen, gdzie spuściliśmy ją na wodę".

Aby pokazać skutki najazdu Wikingów, Blair stworzył inną mrożącą krew w żyłach scenografię. Przy pomocy zespołu charakteryzatorów i silikonowych manekinów wykreował pole bitwy pełne zmasakrowanych ciał, odciętych członków i kruków łypiących na umierających oraz psów ucztujących wśród trupów.

Blair ściśle współpracował z projektantką kostiumów Renée April, dwukrotną laureatką nagrody Genie, kanadyjskiego Oscara, która ma w dorobku m.in. filmy "Pojutrze" i "Niebezpieczny umysł". April wykreowała nowy wizerunek filmowych Wikingów. "Chcieliśmy znaleźć coś pośredniego między kreskówkowym barbarzyńcą w futrze, współczesnym spojrzeniem antropologicznym i zwierzęcym złem, jakie mieli uosabiać - wyjaśnia. - Ale przed wszystkim mieli wyglądać groźnie, strasznie i bardzo źle".

Projekty kostiumów zaczęły krążyć między projektantką, scenografem i reżyserem, by z czasem - po dodaniu skór, futra i elementów metalowych - osiągnąć właściwy wygląd. "Zdałam się na intuicję - wyznaje April. - Nie robiliśmy żadnej dokumentacji, jedynym kryterium było, co wygląda fajnie a co zabawnie. Kiedy projektowałam kostiumy Indian, oparłam się na źródłach historycznych, tu miałam pełną swobodę".

Kostiumy wyglądały wspaniale, ale to nie znaczy, że były wygodne dla aktorów. Jak wspomina Clancy Brown: "Jednym z trudniejszych elementów roli Gunnara była konieczność noszenia kostiumu, a to dlatego, że był bardzo ciężki. Stalowe pancerze na piersiach, naramienniki i płaszcz z niedźwiedzia ważyły co najmniej 15 kilo. Pod koniec każdego dnia zdjęciowego czułem się o parę centymetrów niższy".

Projektowanie kostiumu dla Ghosta Renée April rozpoczęła od wariacji wokół typowego stroju Wampanaogów, ale stopniowo jej projekty ewoluowały w stronę własnej wizji. Karl Urban był zachwycony, widząc jak jego kostium współgra z przemianami zachodzącymi w jego bohaterze. "Kostium stał się metaforą postaci" - zauważa aktor.

Także Arnold Messer był pod wrażeniem kostiumów. "Kostiumy Indian są wspaniałe, wyglądają na autentyczne i funkcjonalne. Zaś projektując kostiumy Wikingów Renée za jednym zamachem załatwiła dwie ważne kwestie. Pokazała jak wielką siłą była cywilizacja nordycką, ale także jak istotnym elementem tej historii jest agresja i przemoc".

Odpowiedzialne zadanie zachowania właściwego wizualnego charakteru opowieści spadło na barki operatora Daniela C. Pearla, który zaznaczył na TROPICIELU także własne piętno. Pearl pracował już z Nispelem przy "Teksańskiej masakrze piłą mechaniczną", filmował także jej oryginał z 1973 roku. Tym razem przyszło mu pracować w ekstremalnie trudnych warunkach, bowiem kanadyjska pogoda wielokrotnie zmuszała go w trakcie zdjęć do zmiany oświetlenia w środku dnia zdjęciowego. Zdaniem Nispela Pearl zadbał, by TROPICIEL zyskał wyraz i nastrój, na jakim mu zależało. "Daniel odwalił kawał wspaniałej roboty - mówi reżyser. - Kiedy ogląda się film, nie sposób zgadnąć, jak wielkim wyzwaniem były zdjęcia w nocy, za dnia, w deszczu i słońcu i przy zachmurzonym niebie. Te wszystkie zmienne warunki ułożyły się w ściśle zintegrowaną historię".

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Tropiciel
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy