"Testosteron": Andrzej Saramonowicz o ?Testosteronie?
Dla mnie najważniejsze jest opowiadanie historii. Teatr, kino czy telewizja to są jedynie media, za pomocą których chcę się komunikować z widzami. Jeśli w tym opowiadaniu historii uda mi się widza rozbawić albo wzruszyć, jeśli zdołam przekazać mu coś głębszego, wznosząc się ponad rozrywkę - to mój wielki sukces. Wiem jedno: widza nie wolno nudzić. I trzeba mieć też świadomość, dlaczego i w imię czego zabiera mu się czas i uwagę. Dla mnie najważniejszy jest sens przekazu. Podstawowym pytaniem, na które musi sobie odpowiedzieć twórca powinno być zatem: "co opowiedzieć", a nie "jak opowiedzieć".
Napisałem komedię, ale chciałem powiedzieć o czymś poważnym: jak trudno jest być człowiekiem, jak się jest mężczyzną. Jak trudno jest wydobyć z siebie duchowe przymioty, kiedy jest się zdeterminowanym przez biologiczne mechanizmy.
Męską seksualność można porównać do MTV, której nie sposób wyłączyć. Pierwszy, drugi, trzeci teledysk wydaje się kolorowy i miły, ale po kilkunastu godzinach zrobiłoby się dosłownie wszystko, by tylko móc zająć się czymkolwiek innym: obserwowaniem gwiazd, filozofowaniem, snem? Tak samo jest z mężczyzną: pomimo największych wysiłków utrzymania stanu delikatnej równowago między żywiołami ciała i ducha, wystarczy jedna atrakcyjna kobieta, by ów spokój zburzyć. Tego męczącego mechanizmu własnego libido nie da się wyłączyć. Mogłem oczywiście napisać to "na poważnie", ale komedia wydała mi się lepszą formą.
Napisałem też "Testosteron", by sprawić ludziom przyjemność. Jeśli widzom poprawi się humor na dwie godziny to jest dużo, jeżeli na trzy godziny: świetnie, a jeśli na pięć dni - wyśmienicie. Nie mogę niczego więcej chcieć. Tak myślą też w Hollywood i wierzę, że myślą słusznie.