"Tamara i mężczyźni": CO TO ZNACZY FILM STEPHENA FREARSA?
Stephen Frears jako reżyser płynnie porusza się po różnych gatunkach i zręcznie unika zaszufladkowania. Kiedy zdecydował się zrealizować "Tamarę i mężczyzn" producentka, Tracey Seaward, zebrała zespół, nie zapominając o jego wieloletnich współpracownikach - zaprosiła Micka Audsleya (montaż), Alana Macdonalda (scenografia), Alexandre'a Desplata (muzyka), Consolatę Boyle (kostiumy) i aktora Rogera Allama.
"Dość trudno jest określić istotę reżyserskiego stylu Stephena" - mówi Alan Macdonald. "To nie Almodovar, którego film można rozpoznać w zasadzie po obejrzeniu jednej sceny. Najważniejszym elementem i punktem wyjścia dla każdego filmu Stephena jest scenariusz, natomiast jeśli chodzi o styl to trzy filmy, które razem zrobiliśmy - "Królowa, "Chéri" i "Tamara i mężczyźni" - nie mogły się od siebie bardziej różnić. Myślę jednak, że właśnie to jest ekscytujące i stanowi nie lada wyzwanie zarówno dla Stephena, jak i dla mnie. Prawdopodobnie teraz rozumiem Stephena i jego oczekiwania o niebo lepiej niż kiedy zaczynaliśmy współpracę przy "Królowej". Jednak to wcale nie znaczy, że jest łatwiej, ponieważ Stephen za każdym razem wymaga zupełnie innego podejścia do tematu i filmowej materii".
"Myślę, że sam materiał, z mieszanką ciętego dowcipu i chwilami mrocznej atmosfery, jest bardzo bliski fascynacjom Stephena" - montażysta Mick Audsley próbuje odpowiedzieć na pytanie dlaczego Frears zdecydował się na realizację "Tamary i mężczyzn". "Montując ten film zauważyliśmy ciekawą prawidłowość: lekka i dość powierzchowna historia pod koniec okazuje się całkiem mroczna. Na tym, że wciąż śmiejemy się, choć niektórzy bohaterowie przeżywają prawdziwe tragedie polega talent Stephena". Audsley, mówiąc o swojej wieloletniej współpracy z Frearsem tłumaczy: "Wszystko, czego montażysta potrzebuje od reżysera to zaufanie, swoboda i otwartość na sugestie. Z dobrym współpracownikiem jest jak z przyjacielem - wiele energii zabiera zawierane nowych znajomości, w przypadku tych wieloletnich wszystko dzieje się samo. My pracujemy ze sobą 25 lat i mamy na koncie prawie 20 wspólnych projektów. To zaufanie już między nami jest, nie trzeba go wypracowywać".
Producentka Alison Owen zgadza się, że Frearsa zainteresował humor tkwiący w literackim pierwowzorze. "Stephen ma bardzo kąśliwe, ironiczne, czasem nawet chłodne poczucie humoru. Byś może dlatego tak mu się spodobał dowcip Posy Simmonds, autorki komiksu, choć bez wątpienia jest on o wiele bardziej delikatny, mniej sardoniczny, niż ten, którym co dzień raczy nas Stephen. Z miejsca odnalazł on z Posy wspólny język i wiedział jak ugryźć jej opowieść. Dobrze wiedział, że każdy żart, każda drwina ma swój głęboko ludzki wymiar".
W filmie Frearsa przedmiotem kpin są pisarze. Scenarzystka, Moira Buffini, opowiada: "Glen, specjalista od Hardy'ego wygłasza cudowną kwestię o tym, że pisarze są najbardziej zapatrzonymi w siebie ludźmi na świecie. Mówi o tym, że każdy pisarz z nabożną czcią traktuje swoje dzieło i oczekuje od świata wyjątkowego traktowania. Oczywiście to nie jest zasada i znam wielu pisarzy, którzy są bardzo skromni i traktują swoją pracę jak każdą inną. Jednak to, że tak łatwo przychodzi nam wyśmiewanie się z natchnionych pisarzy, mówi samo za siebie - wielu z nich faktycznie nie widzi świata poza własnym pisarstwem".
Frears jest znany z tego, że jest reżyserem aktorów, odkrywcą nowych talentów, tworzącym swoim współpracownikom niezwykłą atmosferę do pracy. Gemma Arterton opowiada o swojej pracy z reżyserem: "Stephen bardzo często zmienia swój styl, robi kompletnie niespodziewane rzeczy. Tym razem wziął na warsztat komedię, rzecz zupełnie inną niż jego ostatnie projekty. Dzięki temu uzyskał niezwykle oryginalny rezultat, coś więcej niż tylko kolejną brytyjską komedię. Jego podejście jest naprawdę wyjątkowe i dzięki temu film również ma w sobie interesującą ekscentryczność. Stephen, pracując z komediowym materiałem, dociera głębiej niż większość reżyserów i sprawia, że postaci są prawdziwe, daleko wykraczające poza gatunkowe schematy".
Kiedy zespół aktorski mówi o pracy ze Stephenem Frearsem często padają słowa o jego wyjątkowej wspaniałomyślności. Dominic Cooper: "Stephen daje ci niesamowite wręcz zaufanie. A aby zagrać postać komediową, musisz czuć się bardzo pewnie, musisz posiadać pełną swobodę i nie bać się pewnego ryzyka, ekranowej brawury. Trzeba być przygotowanym, że czasem warto pobłądzić, nawet zrobić z siebie kompletnego głupka. Potrzeba więc komfortu, który pozwoli eksperymentować z materiałem. Stephen to wszystko nam zapewnia".
Roger Allam: "Stephen nigdy nie wtrąca się z jakimiś uwagami na temat szczegółów naszej gry, nie koryguje obsesyjnie każdego detalu. Raczej podchodzi do ciebie w czasie przerwy na lunch i wygłasza jakąś lakoniczną uwagę, która okazuje się bardzo cenna". Tamsin Greig: "Myślę, że Stephen bardzo dobrze dobiera sobie obsadę. Jest tak świadomym reżyserem, że jeśli już znajdziesz się w jego zespole to wiesz, że to co wnosisz do filmu zgadza się z jego wizją. Natomiast jeśli coś się nie zgadza również bardzo szybko jesteś w stanie się zorientować, że coś jest nie tak. On jest jak rzeźbiarz, który czeka aż rzecz sama się wyłoni".
"Nawet nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, co to jest właściwie za film" - mówi sam Frears. "Zwykle odpowiadam, że to współczesna pastorałka, komediowa sielanka. Mamy co prawda "Sen nocy letniej" Szekspira, ale poza tym to jest raczej niezapełniona półka w brytyjskiej kulturze. Brytyjczycy nie robią również za często filmów o klasie średniej. Portret współczesnej brytyjskiej wsi, podobny do tego z "Tamary i mężczyzn", w brytyjskiej kulturze właściwie nie istnieje. Jestem zadowolony, że wyszło to tak zabawnie, mimo że w gruncie rzeczy poruszamy całkiem poważne tematy. Winien też jestem pewne przeprosiny. Jestem jedynym człowiekiem, który zdołał wprawić w popłoch bydło w Dorset".