Reklama

"Szyfry wojny": GENEZA FILMU

"Szyfry wojny" różnią się od filmów, które zwykły się kojarzyć z nazwiskiem Johna Woo, mistrza spektakularnego kina akcji. Zapragnąłem nakręcić ten film w chwili, gdy usłyszałem o przygotowaniach do jego realizacji - mówi reżyser. - "Szyfry wojny" to opowieść o sile ludzkiego ducha, a ja marzyłem, by zrealizować film, który wykraczałby poza konwencję kina akcji. "Szyfry wojny" przywodzą na myśl filmy, które Woo realizował w Hongkongu, przede wszystkim "The Killer" i "Hard-Boiled". Producent Terence Chang mówi: John zasłynął jako spec od kina akcji, nie wolno jednak zapominać, że najlepsze z jego filmów opierały się na motywie męskiej przyjaźni. Woo inscenizuje zapierające dech w piersiach popisy kaskaderskie, ale równie dobrze radzi sobie z prowadzeniem aktorów, dzięki czemu widzowie bez trudu identyfikują się z bohaterami.

Reklama

Na pomysł realizacji "Szyfrów wojny" wpadły producentki Alison Rosenzweig i Tracie Graham. Około dziesięć lat temu brat Alison, Seth, którego pasją jest historia II wojny światowej, opowiedział jej o szyfrantach z plemienia Navaho. Słuchałam go z zapartym tchem - mówi Alison Rosenzweig. - Nie byłam jednak pewna, czy da się z tego zrobić film fabularny: byłam przekonana, że to doskonały materiał na dokument. siem lat później Rosenzweig podzieliła się wiedzą na temat szyfrantów ze swą partnerką Tracie Graham, która pomogła jej zgromadzić dokumentację przyszłego filmu. Czytałam, że w czasie wojny szyfrantom przydzielano do ochrony żołnierzy piechoty morskiej - mówi Alison Rosenzweig. - Marines mieli nie dopuścić do tego, by szyfranci wpadli w ręce Japończyków. Rosenzweig odkryła, że zadaniem marines było chronić kod za wszelką cenę - nawet za cenę życia szyfranta. Mimo zakrojonych na szeroką skalę poszukiwań historykom nie udało się odnaleźć dowodów, że podobne rozkazy istotnie wydawano - przełożeni nie mogli rozkazać żołnierzowi, by zabił swego towarzysza broni. Nic zatem dziwnego, że prawdę o szyfrantach z plemienia Navaho odkryto stosunkowo niedawno. Istnienie szyfrantów utrzymywano w ścisłej tajemnicy do końca lat 60-tych - mówi Tracie Graham. - Byli oni niezwykle skuteczni, traktowano ich więc jak tajną broń, która może się przydać w przyszłości.

Napisanie scenariusza powierzono duetowi John Rice - Joe Batteer. Nasi bohaterowie stają wobec straszliwego dylematu moralnego - mówi John Rice. - Otrzymują rozkazy, które wydają się im nieetyczne i muszą podejmować skrajnie trudne decyzje. Po licznych dyskusjach i spotkaniach z weteranami wojennymi twórcy postanowili, że akcja filmu rozgrywać się będzie w czasie bitwy o Sajpan. Weterani opowiadali nam niesamowite rzeczy. Okazało się na przykład, że zdarzało się, iż amerykańscy marines brali szyfrantów z plemienia Navaho za Japończyków. Obrona szyfrantów przed ich własnymi towarzyszami była więc jednym z powodów, dla których przydzielano im ochroniarzy - mówi John Rice. Zanim jeszcze ukończono prace nad scenariuszem producentki spotkały się z Johnem Woo, któremu zaproponowały reżyserię filmu. Tracie Graham mówi: Gdy skończyłyśmy mówić, John wstał i zatarł ręce mówiąc: "To kino, które lubię!". Dla nas był to wielki dzień...

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Szyfry wojny
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy