"Szukając Erica": REBECCA O'BRIEN, PRODUCENT
To Eric przełamał lody. Chciał nakręcić film o kibicach piłki nożnej i przyszedł z tym do nas. Najlepiej czujemy się we Francji, i tak jak wielu Francuzów, miał szeroką wiedzę na temat filmów Kena. Wszyscy wiedzą, że Ken i Paul są zagorzałymi kibicami - w ich poprzednich filmach jest mnóstwo piłki. Równanie było więc proste.
Producent Pascal Caucheteux, właściciel studia Why Not oraz Vincent Maraval, jeden z szefów firmy Wild Bunch przyszli z Ericiem, by obgadać temat. Z początku było trochę nerwowo, ponieważ Ken czuł respekt przed Ericiem, a Eric przed Kenem. Eric miał kilka pomysłów, o których dyskutowaliśmy, potem przez parę dni spotykał się z nim Paul. A potem Paul stworzył historię na film.
Pascal i Vincent chcieli robić ten film z nami, żeby łatwiej było pozyskać koproducentów z Europy. To była dobra współpraca. Załatwili francuskie pieniądze - z telewizji i programu rządowego - których normalnie pewnie byśmy nie mieli. Potem razem staraliśmy się znaleźć dystrybutora. Zrobiliśmy jedną niezwykłą rzecz, która wcześniej nigdy mi się nie zdarzyła: kiedy scenariusz był gotowy zaprosiliśmy wszystkich najważniejszych dystrybutorów z Wielkiej Brytanii, by przedstawili nam, dlaczego chcą mieć ten film. Zainteresowanie było ogromne, wystarczyło, że usłyszeli 'Cantona' i 'Ken'. Pracowaliśmy już kiedyś z Icon, cieszymy się, że mogliśmy zrobić to po raz kolejny, a potem dołączył do nas Channel 4.
To co było szczególnie miłe w kontekście wsparcia finansowego z Francji to to, że dzięki temu mogłam skupić się na swojej pracy i sprawić, by powstał ten film. Przywykłam do tego, że zawsze grzęznę w papierach, ale Francuzi zdjęli mi tym razem ogromny ciężar z pleców. To było fantastyczne i mam nadzieję, że kiedyś zrobimy coś jeszcze razem.
W czasie zdjęć w Manchesterze staraliśmy się nie robić wokół siebie zbyt dużo szumu, poza tym nie mogliśmy pozwolić, by Mały Eric, jak nazwaliśmy Steve'a, dowiedział się, że przyjeżdża Cantona. Zabawne były próby ukrywania Dużego Erica w Manchesterze. Po raz pierwszy przyjechał tam na próby i kilka spotkań, ale nie ze Stevem. Musieliśmy wtedy pójść na mecz na Old Trafford. To było drugie starcie z Romą w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Poszliśmy z Ericiem, ale zanim dotarliśmy do swojej loży byliśmy na telebimie, ponieważ filmowali go, jak przyjeżdżał. Słowo się rozeszło, że Eric jest w mieście.
Pół godziny zajęło nam dotarcie na miejsca. Kiedy już usiedliśmy, Eric poszedł do szatni zobaczyć chłopaków i wrócił z sir Alexem [Fergusonem, trenerem Manchesteru United]. To było na kwadrans przed meczem. Sir Alex przychodzi, ściska ciepło dłoń Kena, wita się ze mną i zaczyna rozmawiać o filmie "Wiatr Buszujący w Jęczmieniu." Powiedział, że oglądał go kilkakrotnie - zaczął nawet przytaczać cytaty z filmu.
W międzyczasie w głośnikach poszło ogłoszenie, że Eric jest na stadionie. To jest coś niepowtarzalnego, kiedy 70 000 ludzi śpiewa do faceta, który siedzi obok ciebie. Przez 20 minut rozdawał autografy, wszyscy byli poruszeni jego obecnością. To było niezapomniane wydarzenie, a działo się zanim jeszcze rozpoczęliśmy zdjęcia.
Ten film z pewnością różni sie od filmów "Polak potrzebny od zaraz" czy "Wiatr buszujący w jęczmieniu," ale staramy się, żeby każdy film różnił się od tych, które zrobiliśmy wcześniej. Już dawno nie kręciliśmy filmu niczym się nie martwiąc. Ośmielę się powiedzieć, że to jest romantyczna komedia, jakiej dawno już nie robiliśmy.