"Szukając Erica": GEORGE FENTON, KOMPOZYTOR
Ken nigdy nie daje mi scenariusza, z reguły nie pozwala mi nawet zobaczyć filmu, zanim nie będzie skończony. Dopiero potem oglądam i w ciągu kilku dni podejmujemy razem decyzję, w którym momencie ma się pojawić muzyka i jaki jest jej cel. Muzyka jest częścią końcowego procesu, więc znaczenie filmu jest już wtedy dla ciebie jasne.
Trudno mi być obiektywnym wobec "Szukając Erica," ponieważ gra w nim Eric Cantona, jeden z moich największych idoli. Przez cały czas byłem strasznie podniecony, to jest bardzo charyzmatyczna postać.
Zastanawiałem się, czy mam prawo zdradzać widowni, co będzie śmieszne, co skończy się dobrze, ponieważ historia zaczyna się w dość kiepskim momencie życia Erica. Czasem muzyka ma być tylko akompaniamentem, raczej pomagać przejść przez film niż potęgować to, co akurat widzimy. Trudność. Nie robiłem wcześniej muzyki do filmu, który zaczynałby się w tak minimalny sposób; a zawsze tego pragnąłem.
Ale Ken to odważny facet. Zaczynamy więc dźwiękiem kontrabasu, ponieważ wydawał mi się najbardziej odpowiedni do podkreślenia postaci listonosza. Tak się zaczyna i tak się kończy.
Kiedy Cantona gra na trąbce, mimo że nie jest w tym mistrzem, jest w jego grze coś wspaniałego. Żeby mu pomóc dodałem 'Marsyliankę' w wykonaniu orkiestry. To piękny moment, bo - choć on nie jest dobrym trębaczem - w oczach Erica jest fantastyczny. A potem widzimy wycinki z tymi dzieciakami, którzy w nocy marzą tylko o jednej rzeczy - żeby być jak Wayne Rooney albo Berbatov [Wayne Rooney i Dimitar Berbatov - obecne gwiazdy Manchesteru United; przyp. tłum.] - i to jest magia, że on gra na trąbce dla nich, kiedy grają w piłkę.
Muzyka do sekwencji najpiękniejszych bramek Cantony jest swego rodzaju hołdem, jaki osobiście mu złożyłem. To prosty dźwięk pianina. Pierwsza rzecz, jaką skomponowałem. Siedziałem tam, myślałem o tych wspaniałych golach i zagrałem akurat to, Ken to usłyszał i spodobało mu się. Futbol to dziwna rzecz - sposób, w jaki sprawia, że twoje serce rośnie.