"Szkoła dziewic": OD PRODUCENTA
Kiedy przeczytałem powieść Yvesa Dangerfielda, moją pierwszą reakcją było pytanie: Komu mam zaufać, powierzając wyreżyserowanie tego filmu? Ta kwestia pojawiła się wcześniej od pytania o scenarzystę. Szukałem kogoś, kto nieco „zdynamizowałby” opowieść, wziął pod uwagę jej gwałtowność, jednocześnie pozostając wiernym duchowi czasu. Chciałem uniknąć zarówno historycznej kroniki, jak i melodramatu. Nie znałem Patricii Mazuy, ale byłem bardzo pod wrażeniem jej debiutu fabularnego, „Peaux de vaches”, który bezgranicznie mnie zachwycił. Zaproponowałem jej zrobienie filmu, zgodziła się. Patricia pracowała nad filmem przez prawie pięć lat, z przerwami na inne obrazy, które reżyserowała. Scenariusz wymagał dwóch różnych aktorek do ról Anny i Lucie. Musieliśmy więc znaleźć dwie grupy dziewcząt w wieku 8 i 12 lat, podobnych do siebie, które nie byłyby aktorkami, ale zdolne byłyby zagrać wiodące role u boku Isabelle Huppert. I same dekoracje: gdzie znaleźć ogromny, nowiuteńki, mansardowy budynek, zlokalizowany w samym środku wiejskiej okolicy? Przedsięwzięcie wydawało się być bardzo trudne, do dnia, w którym Patricia uprościła sprawy, narzucając inne ograniczenia. Wszystko mieliśmy znaleźć, dziewczynki i dekoracje, w Dolnej Normandii, gdzie Patricia dorastała... I tak się właśnie stało. Produkcja ruszyła zatem bardzo szybko, dzięki wsparciu wielu partnerów (w końcu było ich 21), ale z niepokojem i energią wynikająca z przymusu znajdowania sponsorów dla filmu, który właśnie jest robiony. Ale z „dostatecznymi” plenerami, w środku zimy, z wielkimi aktorami i 250 dziewczynkami oraz francusko-niemiecko-belgijską ekipa techniczną nie ma wiele czasu na niepokój. Tak powstaje film. I jest to film wyreżyserowany przez Patricię Mazuy.
(Denis Freyd)