"Sylvia": O PRODUKCJI
Alison Owen, znana brytyjska producentka, długo przymierzała się do możliwości realizacji filmu, poświęconego życiu i twórczości Sylvii Plath, wybitnej amerykańskiej poetki. Na przeszkodzie stała przede wszystkim rodzina Plath, jak i rodzina jej męża, Teda Hughesa. Dopiero po śmierci Teda na raka, w 1998 roku, Owen otrzymała zgodę i rozpoczęły się prace nad scenariuszem.
Pytana, dlaczego chciała zająć się tym tematem, Owen odpowiada: Sylvia pragnęła w życiu dwóch rzeczy: aby jej twórczość znalazła światowe uznanie i aby znalazł się mężczyzna, który bezwarunkowo ją pokocha i zapewni czułość i opiekę. To smutne, że mogła mieć wyłącznie jedną z tych rzeczy, i to kosztem drugiej. A najbardziej ironiczny jest dla mnie fakt, że gdyby nie samobójcza śmierć Sylvii, być może jej twórczość nie cieszyłaby się takim uznaniem.
Gdybym miała określić ten film w kilku słowach – mówi reżyser, Christine Jeffs – powiedziałabym, że jest to opowieść o miłości, ale też historia artystycznego dojrzewania. Starałam się pokazać, co wyniknie z faktu, kiedy uczucie połączy dwie, tak niezwykłe osobowości twórcze. Jestem szczęśliwa, że to ja mogłam zająć się tą historią. Nie miałam pojęcia, że trwają przygotowania do realizacji takiego filmu. Byłam na swojej farmie w Nowej Zelandii, kiedy moja agentka zadzwoniła do mnie z propozycją reżyserii biografii Sylvii Plath. Nie wahałam się ani chwili. Nazajutrz byłam już w Nowym Jorku, na pierwszym spotkaniu z Gwyneth.
Alison Owen przygotowywała się do realizacji tego filmu przez kilka lat. Jak każda młoda dziewczyna, byłam zafascynowana zarówno jej twórczością, jak i historią jej niezwykłego małżeństwa. Ale tak naprawdę poczułam, że mam prawo zająć się tym tematem dopiero wtedy, kiedy ukazał się ostatni tomik Teda – „Birthday Letters”. Przez całe życie Ted nie wypowiadał się na temat swego związku z Sylvią. Dopiero tą serią wierszy odsłonił wreszcie swoje uczucia. Ten tomik stał się swoistą przepustką do rozpoczęcia prac nad scenariuszem.
Owen zdecydowała, że powinna znaleźć takiego scenarzystę, który podejdzie do tematu z należytym szacunkiem. Jej wybór padł na Johna Brownlowe’a. Brownlowe zanim zajął się scenariopisarstwem, pracował jako dziennikarz. Do biografii Plath i Hughesa podszedł z iście dziennikarskim zacięciem. Zanim rozpoczął pisanie tekstu, przeprowadził wielogodzinne rozmowy z członkami rodziny i z przyjaciółmi obu swoich bohaterów. Stworzyliśmy sobie prawdziwą bazę danych – opowiada Owen. – John mówił mi potem, że pierwszy raz praca szła mu tak łatwo. Podczas pisania muza siedziała mu na ramieniu i kiedy oglądałam gotowy film, miałam podobne uczucia. Tym bardziej, że w tym przypadku samo życie dostarczyło gotowej historii, wystarczyło ją jedynie opracować.
Brownlowe opowiada: Zdecydowałem się na pracę nad tym tekstem również z osobistych powodów. To prace Sylvii Plath sprawiły, że zdecydowałem się studiować kiedyś anglistykę. Potem przez lata zajmowałem się pisaniem reportaży i relacji dokumentalnych. Paradoksalnie te doświadczenia przeszkadzały mi przy pisaniu tego scenariusza. Musiałem cały czas mieć na uwadze, że nie tworzę dokumentu o życiu dwójki poetów, tylko mam opowiedzieć uniwersalną historię, zrozumiałą dla widza pod każdą szerokością geograficzną. By opowiedzieć historię związku Teda i Sylvii – począwszy od ich poznania, aż do jej śmierci – trzeba było odnaleźć właściwą formę. W końcu zdecydowaliśmy się opowiedzieć o związku dwojga ludzi, którzy byli dla siebie przeznaczeni i dobrze o tym wiedzieli. Jednocześnie zaryzykowałbym stwierdzenie, że tym, co ich pociągało u siebie wzajemnie, była zdolność do niszczenia siebie nawzajem. Taka historia może dotyczyć każdego: kryje się za tym dramat człowieka. W tym przypadku dwójki niezwykłych ludzi – wybitnych artystów, którzy za swój talent zapłacili ogromną cenę.
Aby jednak realizacja filmu mogła się powieść, trzeba było znaleźć jeszcze odpowiedniego reżysera i odtwórczynię roli tytułowej. W pierwszym przypadku wybór producentki padł na mało znaną nowozelandzką reżyser, Christine Jaffs. Owens opowiada: Mieliśmy tylko jedno kryterium: szukaliśmy takiego twórcy, który swoją pracą porusza innych ludzi. Bo uważam, że jeśli film nie potrafi poruszyć widza, nie jest wart realizacji. Pamiętam, jak pierwszy raz obejrzałam film „The Rain”. Przez pięć minut po zakończeniu projekcji siedziałam oszołomiona i nie byłam w stanie wydobyć z siebie słowa. Postanowiłam odnaleźć Christine i powierzyć jej realizację „Sylvii”.
Sylvię Plath zagrała ostatecznie Gwyneth Paltrow. Ta młoda aktorka w 1999 roku otrzymała Oscara za główną rolę w „Zakochanym Szekspirze” Johna Maddena. Paltrow sama dziś przyznaje, że rola Sylvii Plath była dla niej zadaniem, jakiego dawno nikt jej nie zaproponował. Po Oscarze nie bardzo wiedziałam, co powinnam robić dalej – opowiada aktorka. Dlatego próbowałam grać w różnych gatunkowo filmach, i dziś przyznaję, że wiele moich decyzji z ostatnich kilku lat było błędnych. Dopiero rola Sylvii uświadomiła mi, że powinnam wybierać role o naprawdę dużym ciężarze gatunkowym. Lepiej zarabiać niewiele pieniędzy, jeśli ma się potem satysfakcję z artystycznego poziomu wykonanej pracy.
Rola Sylvii została uznana za najważniejszą rolę w dotychczasowym dorobku aktorki. Paradoksalnie o poziomie kreacji zadecydował tragiczny wypadek: dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć niespodziewanie umarł na serce ojciec aktorki. Byłam pogrążona w jakiejś chmurze smutku. Zatopiłam się w pracy, aż w pewnym momencie uświadomiłam sobie, że ta tragedia otworzyła we mnie nowe pokłady osobowości, których dotychczas u siebie nie podejrzewałam. Dobrze się stało, że nie zrezygnowałam z tego filmu. Praca przyniosła mi zapomnienie, a jednocześnie uczyniła mnie lepszą aktorką.
Przed rozpoczęciem zdjęć parokrotnie rozmawiałam z Friedą, córką Sylvii. Była bardzo przeciwna realizacji tego filmu. Bała się, że związek jej rodziców zostanie przedstawiony od „brukowej” strony. Frieda miała wątpliwości praktycznie do dnia premiery. Dopiero po obejrzeniu filmu powiedziała, że ten film pomógł jej zrozumieć matkę i że zachęci widzów, którzy dotychczas nie znali twórczości Sylvii, do sięgnięcia po jej dzieła. Te słowa były dla mnie, i myślę, że dla reszty ekipy, największą nagrodą.