Reklama

"Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street": TWORZENIE ŚWIATA SWEENEYA

Filmy Burtona zawsze spotykały się z uznaniem za wysmakowaną scenografię i stylowe efekty wizualne. W Sweeneyu Toddzie reżyser powierzył zadanie wyczarowania na ekranie dziewiętnastowiecznego Londynu dwukrotnemu laureatowi Oscara, scenografowi Dantemu Ferretti.

Ferretti jest jednym z uznanych mistrzów swojej profesji. Zdobył międzynarodową sławę dzięki pracy ze zmarłym już legendarnym włoskim reżyserem Federico Fellinim. Ferretti współpracował z nim przy sześciu filmach, zanim przeniósł się do Hollywood, gdzie następnie współpracował wielokrotnie z Martinem Scorsese przy takich filmach jak Wiek niewinności, Gangi Nowego Jorku oraz Awiator, a także z Brianem De Palmą przy Czarnej dalii i z Neilem Jordanem przy Wywiadzie z wampirem.

Reklama

"Znałem pracę Dantego jeszcze z czasów jego współpracy z Fellinim. W pracy z kimś, kto pracował z Fellinim, jest specjalna energia" - mówi Burton. - "Sprowadza się to do tego, że czujesz, że robisz film nie po to, żeby osiągnąć sukces finansowy. Dante jest artystą. Wchodzisz do jego pracowni i widzisz, że Dante sam szkicuje swoje pomysły. Jest w tym wiele energii. Kiedy pomyśli się o karierze Dantego i tym wszystkim, czego dokonał... Praca z nim była dla mnie bardzo ekscytująca".

Z kolei Ferretti zawsze uważał, że Burton przypomina Felliniego, także z powodu swojego artystycznego temperamentu. Burton zawsze rysuje coś albo szkicuje. "Zawsze tak uważałem. Uważałem, że przypomina Felliniego" - mówi scenograf. - "Jest taki kreatywny. Zawsze coś rysuje, dokładnie jak Fellini. Są do siebie bardzo podobni".

Burton nie chciał tworzyć realistycznej scenografii dziewiętnastowiecznego Londynu. "Zdecydowaliśmy się nie przykładać wagi do wierności prawdzie historycznej, bo nasza historia jest trochę baśniowa. Chcieliśmy pokazać Londyn wystylizowany" - opowiada reżyser. Burton wysłał Ferrettiemu płytę DVD z filmem Syn Frankensteina, żeby pokazać, jaki jest jego pomysł na scenografię.

"Tim powiedział: `Chciałbym pokazać Londyn taki, jak w starych czarno-białych filmach hollywoodzkich'" - opowiada scenograf. - "Nie za dużo detali, wrażenie czarno-białego filmu, stonowane kolory. Nasza scenografia jest bardzo graficzna. Tim jest niesłychanie kreatywny. Zawsze ma bardzo jasną wizję tego, co chce osiągnąć. Jest wielkim reżyserem, a każdy, kto obejrzy jego filmy, przekona się, że najważniejsza jest dla niego strona wizualna".

Unikalną stronę wizualną filmu buduje też wykorzystanie w scenach retrospekcji oraz marzeń bohaterów scenografii i kostiumów w jasnych, żywych kolorach. "W musicalu to piosenki opowiadają o tym, że Sweeney stracił żonę, którą odebrał mu przemocą sędzia Turpin" - mówi producentka Laurie MacDonald. - "Jednak film dał nam możliwość ukazania tej części historii, możemy pokazać Sweeneya takiego, jaki był wcześniej i takiego, jakim się stał. Te nasycone kolorami sceny zdecydowanie kontrastują z mroczną scenografią Ferrettiego oraz budują kontrast między tym, jaki Sweeney był kiedyś, a tym, jaki jest teraz".

Burton znany jest ze swojej zdolności wyczarowywania na ekranie fantastycznych światów z wykorzystaniem tradycyjnych technik filmowych, takich jak budowa dekoracji w studio, a nie efekty komputerowe. Jednak planował wykorzystanie w Sweeneyu Toddzie zdjęć na tle zielonego ekranu z użyciem tylko minimalnej ilości rekwizytów i dekoracji (technologia ta znana jest z filmów Sin City oraz Sky Kapitan i świat jutra). "Jednym z powodów był budżet filmu" - tłumaczy reżyser. - "Ale kiedy dobrze to przemyślałem, zrozumiałem, że scenografia pomaga mnie i aktorom w pracy. Pomaga całej ekipie. Poza tym, w tym filmie aktorzy śpiewają swoje piosenki. Uznałem więc, że śpiewanie z zielonym ekranem za plecami sprawi, że aktorzy będą zbyt oddaleni od rzeczywistości, że będzie to dla nich praktycznie koszmar. Myślę, że w tym konkretnym filmie naprawdę potrzebowaliśmy tradycyjnej scenografii z racji śpiewania".

Jeden z producentów filmu, Richard D. Zanuck, dodaje, że różnica w kosztach pomiędzy green screenem a tradycyjną scenografią była w tym wypadku minimalna. "Uświadomiliśmy sobie, że koszty będą porównywalne w wypadku, jeśli nakręcimy cały film w technologii cyfrowej, i jeśli inteligentnie wykorzystamy tradycyjne dekoracje, używając komputera po to, żeby tworzyć perspektywę i tylko niektóre sceny kręcąc na tle zielonego ekranu. Tim czuł się zdecydowanie bardziej komfortowo przy takim sposobie pracy, podobnie jak aktorzy".

Mimo że Feretti był zadowolony z decyzji, że film będzie miał tradycyjną scenografię, oznaczało to też więcej pracy dla niego i jego zespołu. Kiedy rozważano jeszcze wykorzystanie technologii zielonego ekranu, tradycyjne dekoracje domu sędziego Turpina ograniczały się do jednego okna i drzwi - cała reszta miała być wygenerowana komputerowo. Tymczasem powrót do koncepcji tradycyjnej scenografii oznaczał, że scenografowie będą musieli wybudować makietę całego domu, razem z prowadzącą do niego ulicą wysadzaną drzewami i gigantycznym namalowanym tłem udającym perspektywę. Ferretti zaprojektował i nadzorował budowę kilkunastu kompletnych dekoracji w Pinewood Studios. Skrócenie okresu przedprodukcyjnego oraz stosunkowo mały budżet oznaczały, że Ferretti musiał wykorzystać całą swoją kreatywność, nie tyko po to, aby zbudować wszystkie wymagane dekoracje, ale też żeby zmieścić je na małej przestrzeni w halach Pinewood Studios, jakie ekipa miała do swojej dyspozycji. Rozwiązanie zaproponowane przez Ferrettiego było bardzo kreatywne i nadspodziewanie tanie. Dzięki wykorzystaniu wymiennych frontów kamienic oraz wyjmowanych ścian, dekoracje mogły być używane wielokrotnie, i tak na przykład plac targowy przed kościołem św. Dunstana, który został w całości wybudowany w hali w Pinewood, z łatwością można było zamienić w scenografię Fleet Street, oszczędzając w ten sposób czas i pieniądze.

"To był mój pierwszy film z Dantem, i muszę powiedzieć, że jego praca przewyższyła wszystkie moje oczekiwania" - chwali scenografa Zanuck. - "Nie mieliśmy zbyt dużo pieniędzy i wiedzieliśmy, że nie będziemy sobie mogli pozwolić na zbudowanie wszystkich potrzebnych dekoracji. W związku z tym Dante uprawiał swoisty recycling scenografii, po prostu zmieniając niektóre elementy. Czasem dekoracje są ustawione jedne za drugimi, bo nie mogliśmy sobie pozwolić na wynajęcie większej liczby hal. To, co udało mu się osiągnąć, budzi podziw. Widzowie będą się czuli, jakby byli w Londynie w tamtym okresie. Oczywiście, wykorzystaliśmy też komputerowe możliwości, aby wizualnie powiększyć i przedłużyć dekoracje, więc na ekranie będzie to wyglądało jak szeroko filmowane plenery".

"Jest coś magicznego dla scenarzysty w tym, że najpierw pisze w scenariuszu "WNĘTRZE: PIEKARNIA", a później widzi to, co Tim i Dante stworzyli" - opowiada scenarzysta filmu John Logan. - "Znam Dantego dobrze, bo razem pracowaliśmy przy filmie Aviator i wiedziałem, że wniesie do swojej pracy wielką dbałość o szczegóły. W scenariuszu napisałem, że zakład fryzjerski Sweeneya wygląda na nawiedzony przez duchy, i w filmie każdy centymetr tego świata tak właśnie wygląda. Dekoracje do filmu są bardzo niepokojące, ponieważ są ciemne, pełne niespodziewanych zakrętów i załomów. Nigdy nie wiesz, co może się czaić za rogiem. Może to być Sweeney Todd ze swoją brzytwą, pani Lovett z kawałkiem pasztetu albo Kuba Rozpruwacz. To przerażające dekoracje, i tak przecież powinno być, bo ten film jest też horrorem".

Dla aktorów scenografia zaprojektowana przez Ferrettiego okazała się bardzo inspirująca. "Zachwyciły mnie dekoracje" - mówi Helena Bonham Carter. - "Uwielbiałam zwłaszcza chodzić po naszej Fleet Street. Ta atmosfera pomagała nam w grze, otoczenie zapraszało wyobraźnię do podróży. Podobało mi się też wnętrze mojego sklepiku".

Innym kluczowym elementem filmu były kostiumy stworzone przez Coleen Atwood. "Kostiumy są jak jeszcze jeden bohater filmu" - mówi Burton. - "Współpracowałem z Coleen wiele razy i wiem, że ona też tak na to patrzy. Jej rola w procesie produkcji jest równie ważna, jak wszystkich innych członków ekipy kreatywnej filmu. Kostiumy przyczyniają się do wyznaczenia tonacji filmu i pomagają aktorom zrozumieć, jakie są ich postacie, jak mają zagrać".

Praca nad Sweneyem Toddem była wyjątkowym wyzwaniem, ponieważ we wszystkich scenach z wyjątkiem retrospekcji zdecydowano się na użycie bardzo ograniczonej palety kolorów. Jednak dzięki eksperymentom z różnymi fakturami materiałów i projektami Atwood udało się stworzyć wizję, której oczekiwał Burton. "Sweeney i pani Lovett są silnymi postaciami" - mówi Burton. - "Chcieliśmy osiągnąć taki sam mocny efekt wizualny, jaki widać w starych filmach o Frankensteinie albo Drakuli, i w innych klasycznych horrorach. I taki był nasz cel: chcieliśmy, żeby wizerunek Sweeneya i pani Lovett był nową wersją tamtych klasycznych ikon kultury".

Te same założenia sprawiły, że Tim Burton chciał, aby Sweeney Todd wyglądał prawie jak film czarno-biały, niemal całkowicie pozbawiony innych kolorów. "Mój pierwszy pomysł polegał na tym, żeby film najbardziej jak to możliwe przypominał stare filmy czarno-białe" - wyjaśnia pochodzący z Polski operator Dariusz Wolski. "Tim dał mi do obejrzenia masy starych filmów grozy. Obaj też lubimy film noir. Podobają nam się także klasyczne czarno-białe filmy. Takie było nasze ogólne podejście, chcieliśmy mieć film ekspresjonistyczny, mroczny, z dużą ilością kontrastu, bardzo graficzny. Dante stworzył surową, monochromatyczną scenografię. Potem ja przejąłem pałeczkę, pracując nad oświetleniem. Obejrzeliśmy wcześniej wiele fotografii starego Londynu. Staraliśmy się, żeby Sweeney Todd wyglądał jak stary film nakręcony przy użyciu współczesnej technologii. W nowoczesny sposób nakręciliśmy staroświecki film".

Następnie, na etapie postprodukcji, Wolski wykorzystał technologię Digital Intermediate, aby zdjęcia jeszcze bardziej pozbawić koloru. "W tym filmie na wszystkie sposoby staramy się pozbawić zdjęcia koloru - temu celowi służy charakteryzacja, kostiumy, scenografia i cyfrowa postprodukcja wykonana przeze mnie" - opowiada Wolski. "Staraliśmy się, żeby film wyglądał prawie na czarno-biały, z odrobiną wyblakłych kolorów tu i tam. No i oczywiście z krwią".

Z faktu, że Sweeney Todd morduje swoje ofiary, podrzynając im gardła, wynikało, że na ekranie pojawi się morze krwi. Naturalnie film Burtona bierze też pod uwagę dziedzictwo musicalu. "Kiedy pierwszy raz spotkałem się z Timem, od razu zaczęliśmy rozmawiać o tym, że z obejrzenia "Sweeneya Todda" po raz pierwszy na scenie pamiętamy głównie krew" - wspomina Logan. - "Przy pierwszym morderstwie, Sweeney wykonuje szerokie cięcie brzytwą, a krew rozlewa się łukiem po całej scenie i lśni w świetle reflektorów, które wydobywają jej głęboki czerwony kolor".

"W rzeczywistości poderżnięcie komuś gardła to brudna i obrzydliwa robota i nie staramy się tego ukryć" - mówi Logan. - "Nie staramy się upiększać zbrodni Sweeneya, ponieważ żeby zrozumieć jego tragedię trzeba też zrozumieć cierpienia, jakie zadaje swoim ofiarom i jego własne upodlenie. Musimy zrozumieć, że jest on zbrodniczym psychopatą, a jednak zacząć mu współczuć. Na tym polega genialność Sweeneya Todda. Uważaliśmy, że bardzo ważne jest to, żeby nie rezygnować z realistycznego pokazywania krwi. Więc kiedy przecina komuś tętnicę szyjną, krew tryska na wszystkie strony i wszystko jest nią zalane".

"Tim wychowywał się na horrorach" - uśmiecha się Bonham Carter. - "Co sobotę biegał do kina na horror, a Johnny też je uwielbia. I wyraźnie widać, że szukali tam inspiracji do naszego filmu. Sweeney Todd jest horrorem. Ale Tim jest dosyć przewrotny. W filmie jest masa kiczu, co bardzo go bawi, i masa krwi, co także go bawi. Jest w tym wiele czarnego humoru. I mam nadzieję, że nie jest to naprawdę przerażające, tylko raczej śmieszno-straszne, śmieszne w pewien inteligentny i przewrotny sposób".

"Sweeney Todd jest, aby użyć klasycznych terminów teatralnych, krwawą tragedią zemsty" - podsumowuje Logan. - "Jest też hołdem złożonym tradycji makabrycznych przedstawień teatru Grand Guignol i nawiązuje do tradycji zeszytowych powieści popularnych ("penny dreadfuls"), czytanych w wiktoriańskim Londynie. Należy jednak podkreślić, że przedstawianie krwi w Sweeneyu Toddzie nie ma wydźwięku sadystycznego. Krew w filmie nie jest zbędnym elementem fabuły. Jest w sposób integralny częścią świata bohaterów, więc zrezygnowanie z pokazania jej oznaczałoby zdradę prawdy artystycznej filmu, co byłoby całkowicie sprzeczne z wizją reżysera i koncepcją filmu. Sprowadza się to do tego, że Sweeney Todd opowiada o mordowaniu ludzi. Główny bohater tak bardzo pragnie zemsty, że morduje swoje ofiary brzytwą, a ich krew leje się na wszystko dookoła - na ich ciała, ale też na twarz i ręce Sweeneya. Todd jest zbrukany krwią swoich ofiar w sensie dosłownym i metaforycznym".

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy