"Suzhou": GŁOSY PRASY
"Cokolwiek sobie myślicie o chińskich filmach, zaręczam, że Suzhou sprawi wam wielką niespodziankę. Film ma bardzo wyrafinowany styl i jest pełen odniesień do twórczości innych reżyserów, takich jak na przykład Hitchcock. Przede wszystkim jednak jest to żywe i dynamiczne kino. Reżyserem i autorem scenariusza do Suzhou jest Lou Ye, jeden z czołowych przedstawicieli młodej Szóstej Generacji chińskich reżyserów, tak bardzo różniącej się koncepcją artystyczną od Generacji Piątej, której najwybitniejszym twórcą jest Chen Kaige. Film powstał w koprodukcji z Niemcami, co uratowało go przed ingerencją cenzury. Suzhou jest bardzo nowatorskie i widać w nim ogromną pasję i radość tworzenia obrazu. Ta miłość do tworzenia filmów przywodzi na myśl produkcje reżyserów francuskiej Nowej Fali. Dynamiczny montaż, wrażliwość na kolor, szalone jazdy kamery, wielowątkowa historia - wszystko to sprawia, że Suzhou jest filmem wizualnie olśniewającym (…). To igrająca z konwencjami opowieść o miłości, voyeryzmie i obsesji. Co ważne, reżyser potrafi opowiadać w bardzo ciekawy sposób (…), z dużą swobodą tak, że widz daje się wciągać coraz głębiej w opowieść reżysera".
(Kenneth Turan, „Los Angeles Times” 10.XI.2000)
"W Suzhou Lou Ye opowiada historię bardzo przypominającą Zawrót głowy Hitchcocka. Narrator, który jest niewidoczny dla widza, niezwykle przejmująco maluje, za pomocą kamery wideo, krajobraz miasta zrujnowanego przez przemysł (...). Nakręcony kamerą z ręki, film jest niesamowicie atrakcyjny w swej warstwie wizualnej. Wrażenie to wzmacniają nagłe cięcia, niezwykłe zbliżenia i świetny montaż. Lou Ye świadomie i z wielkim wyczuciem czerpie z twórczości innych filmowców. Agresywny styl, różowo-zielona paleta kolorystyczna - wszystko to przypomina filmy Wong Kar-Waia. Muzyka napisana przez niemieckiego kompozytora Jörga Lemberga świadomie nawiązuje do muzyki Bernarda Herrmana z
(J. Hoberman, „Village Voice” 14.XI.2000)
"Drugi film Lou Ye to opowieść o szalonej miłości, która rozgrywa się współcześnie w Szanghaju. W początkowych scenach widzimy tytułową rzekę Suzhou, która w filmie jest symbolem namiętności bohaterów. Jej szybki nurt ma odzwierciedlać przemijanie i względność wszystkiego (…). Zdjęcia Wanga Yu kręcone z ręki sprawiają, że obraz drży przywodząc na myśl niespokojny bieg rzeki. W jednej z najbardziej poruszających scen bohater mówi o zniknięciu Moudan, która pojawia się w przebraniu syreny skąpana w złotym świetle. W tej sekwencji realizm miesza się z senną fantazją. Lou zdecydował się wykorzystać w filmie postać syreny - nieznanej w chińskim folklorze. Udowodnił, że filmowcy jego pokolenia są otwarci na wpływy innych kultur. Pomysł wyreżyserowania filmu, który byłby hołdem dla Zawrotu głowy Alfreda Hitchcocka, zostałby dawniej uznany za zbyt śmiały. Lou, opowiadając swoją historię nawiązuje wyraźnie do utworu Hitchcocka. Rzeka, most, obserwator, zastraszony bohater i kobieta, która podaje się za kogoś, kim nie jest - wszystkie te elementy były wykorzystane przez twórców, dla których dzieło Hitchcocka z 1958 stanowiło inspirację (…). Suzhou można odbierać jako próbę stworzenia thrillera w stylu Hitchcocka, ale film jest przede wszystkim smutną opowieścią o miłości.
Większość tego, co dzieje się w filmie widzimy oczami bohatera, który kręci filmy kamerą wideo. Zabieg ten służy wzmocnieniu nastroju senności i zagrożenia. Fakt, że oglądamy rzeczywistość oczami bohatera sprawia, że stajemy się sceptyczni względem tego, co widzimy na ekranie (…). Dzięki narracji w pierwszej osobie widz może wczuć się lepiej w „podglądaną” rzeczywistość.
Końcowe sceny należą do najbardziej wstrząsających - ich rytm przypomina rwący bieg rzeki Suzhou i wzmaga nastrój tajemniczości. Szkatułkowa konstrukcja utworu pozwala widzom śledzić kilka wątków jednocześnie. Dzięki temu możliwy jest zabieg z zagraniem dwóch postaci przez jedną aktorkę.
Miłość jest echem niespełnienia - wydaje się mówić chiński reżyser w tej oryginalnej opowieści, która stanowi hołd dla twórczości Hitchcocka".
(Lizzie Francke „Sight and Sound” 12/2000)