"Superprodukcja": MAGDA SCHEJBAL
Mam dobrego agenta. Zadzwonił do mnie i powiedział o castingu do nowego filmu Juliusza Machulskiego. Przyjechałam do Warszawy. Odegrałam fragment tekstu i porozmawiałam z reżyserem. W sumie to trwało z 15 minut.
Jak skończyłam czytać scenariusz, pomyślałam sobie, że to może być skandal. Jeśli to środowisko ma poczucie humoru i nie weźmie wszystkiego do siebie, to w porządku. Jeżeli jednak nie zrozumieją dowcipu, to może być zabawnie. Scenariusz bardzo obrazowo i zabawnie ukazuje ten cały świat, który jest za kulisami.
Już się zdążyłam przyzwyczaić do siebie na dużym ekranie. Przy okazji promowania „Głośniej od bomb”, widziałam ten film i siebie ponad 20 razy. Dziwne uczucie patrzeć na siebie na ekranie. Czuje się trochę takie niedowierzanie, że to ja.
Praca u Wojcieszka i u Machulskiego, to są dwa zupełnie różne światy. Decydując się na pracę w „Głośniej od bomb” wiedziałam, że to jest produkcja niezależna, niskobudżetowa. Wiedziałam, że będziemy się spieszyć i trzeba będzie się bardzo spiąć. Mieliśmy świadomość, że Przemek nie jest profesjonalnym reżyserem. Napisał świetny scenariusz, wie co chce zrobić, ale całą resztą będziemy musieli opiekować się sami. I sobą nawzajem i byciem na planie będziemy musieli sami dawać sobie radę. Jeśli chodzi o „Superprodukcję”, to profesjonalnie zrobione kino. Profesjonalny plan zdjęciowy, ekipa, aktorzy i tak dalej. Nie odczuwałam jednak jakiegoś dyskomfortu, że gram z gwiazdami. Nie sprawiało mi to kłopotu. Na początku byłam trochę przystopowana, ale kiedy okazało się, że to zupełnie normalni, życzliwi ludzie, udało mi się wyluzować. Na planie był tez mój profesor Krzysztof Globisz.