Reklama

"Sposób na teściową": NA PLANIE

Kiedy nadeszła pora na zdjęcia, ekipa Sposobu na teściową nie mogła wybrać piękniejszego miejsca na realizację pierwszej sceny, niż historyczne wnętrza Huntington Gardens & Museum. W tej scenie Viola zaprasza Charlie na lunch do ekskluzywnego klubu, do którego należy. Charlie uważa, że chodzi jej o ocenienie potencjalnej synowej. Scenarzystka Anya Kochoff określa to inaczej: - To początek walki o terytorium.

W trakcie realizacji zdjęć scenarzystka nie mogła wyjść z podziwu, jak doskonale obie aktorki radziły sobie ze swoimi kwestiami - scena ciągnęła się przez pięć stron scenariusza. Dla Kochoff możliwość przyglądania się produkcji filmu realizowanego na podstawie scenariusza jej autorstwa była spełnieniem marzeń.

Reklama

- Było to dla mnie głęboko satysfakcjonujące, pisząc większość czasu spędzam sama w pokoju – mówi Kochoff. – Kiedy przyglądałam się, jak aktorki ożywiają te postaci, istniejące dotychczas jedynie na kartkach papieru, jak kręcą oczami, stroją miny, robią coś, o czym nawet nie wspomniałam… To było dla mnie coś cudownego. To było o wiele lepsze niż w moich wyobrażeniach. Jennifer i Jane znacznie ulepszyły moją opowieść.

Po rozpoczęciu zdjęć Kochoff radziła się aktorów, gdy pojawiała się konieczność zrozumienia charakterów granych przez nich postaci. Lopez zawsze była gotowa na wysłuchanie uwag na temat realizowanych scen, ku zadowoleniu filmowców miała jednak jasną wizję tego, jak Charlie może, a jak nie może się zachować w danej sytuacji.

- Znała tę postać lepiej ode mnie – stwierdza Kochoff.

Fonda znacznie mniej chętnie uzewnętrzniała swoje myśli. Początkowo była ciekawa, czy współpraca z Lopez nie zamieni się w swoisty wyścig znakomitości, czy aktorka, jedna z najjaśniejszych nowych gwiazd Hollywood, nie poczuje się onieśmielona osobą zdobywczyni Oskara. Na szczęście okazało się, że nie było powodów do podobnych obaw.

- Jest czas na każdą porę roku – mówi Fonda, parafrazując słowa starej piosenki. – Ja jestem jesienią, a teraz nastała pora Jennifer, uważam że nie ma w tym niczego złego. Jennifer ma wielki talent, jest szybka i mądra. Nie obawia się próbować nowych rzeczy. Z pewnością zna się na tym, co robi.

Fonda z zadowoleniem przyjęła też możliwość gry postacią nieco drugoplanową, wspierania swoją grą postaci pierwszoplanowej. – To ulga – mówi. Zawsze lubiłam grać role charakterystyczne, drugoplanowe… Zwłaszcza, gdy są tak dobre, jak ta.

Choć w filmie występują akcenty romantyczne, wiele sytuacji komediowych czerpie inspirację z tradycji amerykańskiej komedii slapstickowej.

- Lubię fizyczny aspekt pracy na planie – mówi Lopez. – Sceny wymagające aktywności fizycznej, wymieszane z akcentami komediowymi, są dla mnie najbardziej zabawne. Wymagają, oczywiście, przygotowania, a kolejne powtórki są męczące, ale reakcja ekipy zgromadzonej na planie jest wystarczającym zadośćuczynieniem.

Najlepiej jest, kiedy członkowie ekipy naprawdę się śmieją. To są doświadczeni filmowcy, wiele już widzieli – mówi aktorka. - Kiedy się śmieją, oznacza to, że dana scena była naprawdę dobra, że trafia do ludzi. Jedną z najtrudniejszych rzeczy przy kręceniu komedii jest powstrzymywanie się od śmiechu, bo mogłoby to zniszczyć ujęcie. Ale o tym więcej powiedzieć może jednak Robert.

Prawdę mówiąc, po wielu dobrych ujęciach reżyser Robert Luketic wybuchał głośnym, zaraźliwym śmiechem.

- Lubię w nim to, kiedy biegnie roześmiany ze swojego miejsca wśród monitorów i uśmiecha się od ucha do ucha – mówi Lopez. – Wiele razy chciałam go za to zabić! Zaczynał śmiać się w środku ujęcia, mówiłam mu wtedy, że nie może śmiać się, kiedy nagrywamy dźwięk – nie uczyli cię tego w szkole reżyserii? Ale kiedy się śmiał, wiedziałam, że wszystko poszło znakomicie. Kiedy się nie uśmiechał, no cóż, wtedy musieliśmy jeszcze popracować nad daną sceną!

Luketic wymyślił określenie „ujęcie Wandy”, którym nazwał ostatnie ujęcie danej sceny, w którym prosił aktorów o „zrobienia tego, co im przychodzi do głowy, o wyluzowanie, o rozluźnienie gorsetu”. Chodziło mu o zaobserwowanie podświadomych reakcji aktorów, którzy wciąż pozostawali w rolach, przypisanych im przez scenariusz.

- W przypadku najlepszych komików, takich jak Wanda, ujęcia tego rodzaju pokazują ich prawdziwą klasę, wszystko co wtedy kręcimy, jest - po prostu - genialne – mówi Luketic. – Zwłaszcza Wanda celowała w podkreślaniu sceny jakąś wypowiedzią, będącą prawdziwą perełką humoru.

Luketic z radością widział podobne zachowania także u innych członków obsady.

- Był niezwykle otwarty na wszelkie sugestie, jakie miałam czy to ja, czy Jennifer – mówi Fonda. – Nie miało znaczenia, czy było to w scenariuszu, czy też było to coś całkowicie niespodziewanego. Doskonale reagował na nasze propozycje, udzielał nam też wskazówek. Wyjaśniał nam, co chce uzyskać, jakiego rodzaju gry od nas oczekuje i dlaczego.

Kiedy akurat nie omawiała jakieś sceny z Luketicem, Fonda spędzała większość czasu na planie otoczona rodziną. Niemal bez przerwy odwiedzał ją ktoś z licznych krewnych lub przyjaciół, począwszy od syna, aktora Troy’a Garrity’ego (Barbershop), poprzez córkę Vanessę Vadim wraz z wnuczką, aż do macochy, Shirley. Fonda każdego swojego gościa przedstawiała pozostałym aktorom i ekipie.

Fonda dokładnie pamięta wizytę syna, uważa, że pomógł jej rozwinąć jej rolę. - Troy dał mi wiele cennych rad, podsunął kilka doskonałych pomysłów – mówi aktorka.

Pomimo częstych wizyt rodziny na planie, Fonda znalazła czas na nawiązanie doskonałych stosunków z pozostałymi aktorami i członkami ekipy filmowej.

- Jane osobiście poznała wszystkich pracujących na planie – mówi Weinstein. – Gdy ludzie poznali ją bliżej, atmosfera wokół aktorki zmieniła się z nerwowej na bardzo spokojną i ciepłą.

Aktorka pomiędzy ujęciami rzadko korzystała ze swojej przyczepy, zarówno aktorzy jak i filmowcy stwierdzili, że chętnie rozmawia i sprawia jej to widoczną przyjemność. W trakcie produkcji Fonda spędzała także czas pracując nad wieloma projektami dobroczynnymi i zapisując swoje wspomnienia, które ukazały się w kwietniu bieżącego roku pod tytułem My Life So Far, wydane nakładem Random House Publishing.

Aktorka zmieniła jednak pewien aspekt swojej pracy na planie – nie oglądała żadnych ujęć wykonanych w trakcie dnia pracy.

- Kiedy produkowałam film On Golden Pond z udziałem Bruce’a Gilberta, zastanawiałam się, dlaczego Katherine Hepburn nigdy nie ogląda gotowych ujęć – mówi Fonda.. - Katherine powiedziała mi wtedy: Jane, odkąd zdałam sobie sprawę, że więcej uwagi zwracam na moje zmarszczki, niż na film, przestałam je oglądać. Miała rację – to pierwszy raz w mojej karierze, kiedy nie oglądam nakręconego materiału.

Fonda przyznaje, że wystąpi w kolejnym filmie, jeśli pojawi się jakaś ciekawa propozycja, nie zamierza jednak ponownie zająć się wyłącznie aktorstwem. – Miałam już swoją karierę – mówi. – Od czasu do czasu mogę być zainteresowana zrobieniem jakiegoś filmu, nie widzę się jednak ponownie w roli osoby zajmującej się karierą filmową.

Fonda i Sykes stworzyły razem tak dobraną parę ekranową, że na planie zaczęły się szerzyć pogłoski o możliwym sequelu, zatytułowanym przez Fondę roboczo Viola and Ruby Do Rome.

- Obie te postaci są wspaniałe, ich wzajemne relacje są takie fajne – mówi Fonda. – Szaleję za nią, prawdę mówiąc szaleję zarówno za Ruby, jak i Wandą. Dobrze się nam pracowało, zawsze, nawet jeśli nie było tego w scenariuszu, mogłam wszystko zwalić na Ruby i obserwować jej zabawną reakcję.

W trakcie produkcji Jennifer wielokrotnie gościła na planie dzieci ze szpitala dziecięcego w Los Angeles (które przyznały jej ostatnio nagrodę Humanitarian Award) i z fundacji Make-A-Wish.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sposób na teściową
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy