"Sponsoring": WYWIAD Z JULIETTE BINOCHE
Jakie były twoje odczucia po pierwszej lekturze scenariusza "Sponsoringu"?
- Przede wszystkim natychmiast poczułam w jak inteligentny sposób ujęto sam temat. Inteligentny, czyli w poszanowaniu drzemiącego potencjału, wieloznaczności poruszanych w historii kwestii i problemów. To podejście autorek scenariusza zawierało w sobie wielką odwagę - niczego nie upraszczały, nie trywializowały. Scenariusz podejmuje trudny temat, czyli prostytucję wśród studentek, ale film pozbawiony jest tonu oskarżycielskiego, nikogo nie ocenia, jedynie stawia pytania. Daje nam wgląd w zmiany, jakie zachodzą w naszym społeczeństwie, które wpływa na nas i na sposób naszego myślenia. Myślę, że bardzo trudno jest godzić studia oraz potrzebę i chęć poznawania, pozyskiwania wiedzy, kiedy sytuacja finansowa nie pozwala na pełne rozwijanie zainteresowań. Prostytucja to szybkie pieniądze, nie zabiera dużo czasu, daje pewne zabezpieczenie finansowe, co z kolei pozwala poczuć się częścią grupy, społeczności konsumentów. Przywykliśmy już do reklam umieszczanych na ulicach, czy w eleganckich magazynach, w których nastoletnie, coraz młodsze dziewczyny afirmują atrybuty luksusowego życia przybierając prowokacyjne pozy, często ocierające się o pornografię. Przekaz płynący z tych obrazów, daje mylne wyobrażenie, jakoby młodość, luksus i seks zawszy szły w parze, i że w zasadzie to taka zabawa, gra, nic poważnego. W takim kontekście dla wielu osób bardziej degradujące może wydawać się posiadanie zwyczajnej, normalnej, nudnej pracy niż uprawianie miłości za pieniądze.
Silne wrażenia, które opisujesz, przełożyły się na spotkanie z reżyserką? Jak wspominasz pierwszą rozmowę z Małgośką?
- Pierwszy o Małgośce opowiedział mi Sławomir Idziak, autor zdjęć do wielu filmów Krzysztofa Kieślowskiego. Mówił, że jest to jedna z najzdolniejszych reżyserek swojego pokolenia. Podobał mi się scenariusz, więc bardzo chciałam ją poznać. Podczas pierwszego spotkania wydała mi się intrygująca, zabawna, niezwykle czujna, ale trochę też nieufna. Powiedziała mi, że nasza współpraca nie może się udać, że będzie bardzo ciężko nam się porozumieć, bowiem obie mamy zbyt silne osobowości.
Czy to oznacza, że wasze relacje były napięte?
- Wręcz przeciwnie. Już od początku wytworzyły się między nami wzajemne zrozumienie i szacunek. Intuicyjnie wyczuwałam, że ważna część jej samej zawierała się w tej historii, w tym filmie - ona chciała, miała potrzebę, by to oddać, wypuścić, wyrzucić z siebie w świat. To było artystyczne, emocjonalne i intelektualne przebudzenie.
Film ma nietypową strukturę. Grając rolę dziennikarki opisującej życie młodych dziewczyn, nie miałaś wrażenia, że twoja postać stała się alter ego Małgośki?
- Nie, bo to nie jest historia o niej, raczej o pewnych jej wątpliwościach, czy pytaniach jakie chciałaby postawić - innym, sobie. Kim jest współczesna kobieta? Jaka jest jej seksualność, co ją określa? Co to jest miłość? Co to jest strach? Czego boją się dziś kobiety? Jakie mają kryteria ocen, rozróżniania dobra i zła? Prostytucja? Przyjemność? Młodość? Co podnieca kobiety? Co to znaczy być żoną? Czego się wstydzimy? I przed kim? Dlaczego dzisiaj często kobiety czują się zablokowane? Co sprawia, że coś je szokuje? Jak to jest być matką, dziennikarką? Wiele pytań, prawda? Reżyserka mogła zadać je wszystkie, postawić je, dzięki obecności mojej postaci. Stałam się towarzyszką jej poszukiwań, jej inspiracją, siostrą, współwinną odnalezionych odpowiedzi. Dzięki mnie mogła zrobić swoisty research, byłam trochę niczym żywa rzeźba poddana działaniu pewnych okoliczności, warunków idealnych.
Jesteś nagradzaną na międzynarodowych, prestiżowych festiwalach francuską aktorką, docenianą poza granicami ojczyzny. Czujesz, że jesteś w takim punkcie kariery, kiedy bardziej niż dotychczas możesz podejmować ryzyko, wybierając niezależne, artystyczne projekty?
- Ryzyko odurza mnie, stymuluje, sprawia, że odrzucam typowe, znane rozwiązania, poszukuję głębiej, mocniej. Ryzyko jest wpisane w ten zawód, trzeba czasami je podjąć, by nie spocząć na laurach, by móc otworzyć się na to, co nieznane. Ryzyko często popłaca, doświadcza nas w sposób istotny i ważny. Wreszcie, ryzyko jest niezbędne, by móc zmierzyć się z nowym, kolejnym materiałem, nowymi znaczeniami, emocjami, propozycjami. Podchodząc do nowej roli trzeba ryzykować, inaczej nie wyjdziesz poza ramy tego, czego już dokonałeś. Z drugiej strony, prawdziwe ryzyko to móc pozwolić sobie na powtórzenia, na wykorzystywanie tego, co już wiesz. To też czerpanie ze swoich przekonań, doświadczeń, wiedzy. Aktorzy często tak postępują, ale nie po to, by skupić uwagę na sobie, ale, by przekazać coś uniwersalnego. Dlatego nie przeszkadza mi nadmierna intymność w kinie. Inaczej bym się chowała, tak byłoby wygodniej. Ale wiem, że choć to część mnie, to nie jest moja intymność, to intymność granej przeze mnie postaci. To służy przedstawianej historii, a nie budowaniu mojego ego. W filmie najbardziej pociągająca jest wizja reżysera - o ile ją ma - by poprzez aktora lub aktorkę odkrywać intymność, wyjątkowość postaci, ale tak, by widz mógł się z tym identyfikować.
Grana przez ciebie Anna wydaje się zaskoczona, zszokowana, ale i pochłonięta życiorysami młodych dziewczyn, ich bogatymi przeżyciami.
- Podczas realizacji ujęcia jeszcze bardziej to podbiliśmy, uwypukliliśmy reakcje Anny, żeby było widać to, jak zasłuchana, jak zanurzona jest w historiach dziewczyn. Ale ważne też było, by pokazać, że w Annie walczą różne emocje. Ja się nie dziwię, że zafascynowały ją życiorysy Alicji i Charlotte. Jest zaintrygowana, przerażona, ale po części im zazdrości. Czego? Poczucia wolności, które nigdy potem nie jest już tak silne, jak wtedy, gdy jest się młodym. Zazdrości im podejścia do życia, tego, że jeszcze wszystko mogą zmienić, odwrócić. Oczywiście, to też jest kwestia sumienia i moralności, udzielając wywiadów, zawsze pojawiają się te pojęcia, co oznacza, że łatwe oceny nie istnieją. Trudno jednoznacznie osądzić postępowanie studentek. Możemy je postrzegać jak potwory, ale możemy też zobaczyć w nich małe przestraszone dziewczynki. Co ciekawe, samotność bohaterek i samotność matki jednej z dziewczyn nie są wcale tak odległe od siebie, w gruncie rzeczy biorą się z tym samych deficytów.
Między dziennikarką i studentkami z czasem rodzi się poczucie zrozumienia, wręcz bliskości. Wszystko następuje bardzo naturalnie. Czy odczułyście to także prywatnie, czy ta więź narodziła się między wami poza filmem?
- Tak, ale na innej niż w filmie płaszczyźnie. Ana?s to wschodząca gwiazda francuskiego kina, jest bardzo wrażliwą osobą, czułą na to, co dzieje się dookoła niej. Jest obdarzona instynktem i niezwykłą inteligencją. Z kolei to, co stara się przekazać Joanna wynika z jej silnego pragnienia do zachowania wolności. Joannę stać na wielkie szaleństwa w każdym momencie, co podszyte jest jej niepokornym charakterem, potrzebą niezależności. Każdy miał poczucie, że kiedy Joanna gra, kiedy wciela się w postać, stawia całe swoje życie na szali. I mamy jedną cechę wspólną: obydwie uwielbiamy się śmiać, wręcz pękać ze śmiechu.
Małgośka pokazuje intymność w sposób śmiały, bezpruderyjny, w kilku scenach niezwykle odważnie ukazuje nagość, bezbronność, seks. Czy aktorzy nie mieli z tym problemu? Nie baliście się, że wasza intymność na tym ucierpi?
- Nie. W pracy pozwalam sobie wyłącznie na to, co pozostaje w zgodzie ze mną, z tym, co dyktuje mi serce - własna wrażliwość, emocjonalność - warsztat, odwaga, intuicja. Czuję satysfakcję wtedy, gdy mam poczucie, że dobrze wykonałam swoją pracę, że odbyłam podróż w głąb siebie. Nawet, jeśli wiąże się to z tym, że nie zawsze wyglądam dobrze na ekranie. Nigdy nie żałowałam takich ról, uważam, że każde ujęcie jest potrzebne, by opowiedzieć historię, by ją dopełnić. Wydarzenia dnia sprawiają, że często ujawniamy wiele różnych twarzy, pokazujemy różne oblicza. Tak samo jest w filmie.
W "Sponsoringu" pojęcie prostytucji jest rozszerzone na całe społeczeństwo.
- Małgośka nikogo nie oszczędza, ale to do nas należy wyciąganie wniosków. Tak jak mówiłam, film nie ma wymiaru dydaktycznego, edukacyjnego, po prostu portretuje zjawisko. Pomysł Małgośki był prosty: widzowie, przez to, że są podekscytowani oglądając pewne sceny i obrazy, stają się częścią systemu. Zostają przyłapani na gorącym uczynku - stają się świadkami, czy wręcz uczestnikami zdarzeń. Poddajemy w wątpliwość bardziej moralność społeczeństwa jako ogółu, niż głównych bohaterek.
Czy nieodzowne jest stosowanie terminu "feminizm" czy "feministyczny" w kontekście filmu "Sponsoring"?
- Podejmowanie rozmowy na temat kobiet, kobiecości, intymności nie ma nic wspólnego z feminizmem. Dla mnie słowa "feminizm", czy "feministyczny" w odniesieniu do filmu są nieadekwatne, ale rozumiem, że niektóre osoby będą ich używać, będzie im wtedy łatwiej zmierzyć się z trudnym, niewygodnym zjawiskiem. Oglądanie młodej dziewczyny na ekranie, która sprzedaje swoje ciało, nie jest trywialnym przeżyciem, choć temat wciąż jest traktowany niczym tabu przez współczesne, nowoczesne społeczeństwo. Film nie jest moralizatorski w tonie, nie rości sobie prawa do piętnowania jakichkolwiek postaw, czy zachowań. Próbujemy pokazać z bliska pewne nadużycia, pojęcia takie jak społeczeństwo konsumpcyjne, w którym głównym towarem jest ciało. Małgośka przedstawia w nieco innym świetle sytuację, w której wszyscy się znajdujemy - daliśmy się uwieść przeświadczeniu, jakoby wszystko było na sprzedaż. Narzucono nam wymóg szokowania, silnego oddziaływania na siebie wzajemnie. Najgorsze jednak, że przywykliśmy do postrzegania ciała jako obiektu, które zostało oderwane od takich pojęć jak człowiek, egzystencja, indywidualność, osobowość. Ciało zostało wyabstrahowane z cech świadczących o niepowtarzalności jednostki. Miłość, w jakiekolwiek z form byśmy jej nie doświadczyli, może być okupiona cierpieniem, ale może też stać się najpiękniejszym aspektem życia. Do nas zawsze powinien należeć wybór, prawdziwa wolność to według mnie możliwość podejmowania autonomicznych decyzji. Tak rozumiem poczucie odpowiedzialności. Należy tak kierować życiem, by zawsze mieć możliwość wyboru.