"Spacer po linie": GENEZA FILMU: OTO JOHNNY CASH
”Piosenkę ‘I Walk the Line’ puszczano w radio przez całe lato, a nie przypominała ona żadnej innej. Nagranie brzmiało jak głos z wnętrza Ziemi. Każdy rytm, każda linijka tekstu uderzała głębią, bogactwem i tajemnicą. Cash był uosobieniem muzyki country, jej sercem i duszą”.
Bob Dylan dla ”Rolling Stone”
Gdy młody J. R. Cash po odbyciu służby wojskowej w lotnictwie przyjechał do Memphis w Tennessee w połowie lat 50-tych, nie istniało pojecie gwiazd rocka. Cash marzył, by ludzie słuchali jego piosenek o bohaterach szukających wiary i odkupienia. Młody, porywczy i rozogniony muzyk miał odegrać kluczową rolę w narodzinach rock and rolla. Miał ogromny wpływ na śpiewaków folk, artystów country i punk rockowców. Szorstki głos; uderzająca prostota piosenek, które śpiewał; sposób, w jaki trzymał gitarę, wymierzając ją w widownię niczym strzelbę; fakt, że nade wszystko przedkładał ciężką pracę i ogólnoludzkie wartości – wszystko to sprawiło, że idealizowali go Beatlesi, Bob Dylan, Joe Strummer, U2 i Coldplay.
Niewielu zna jednak pełną historię młodego Johnny’ego Casha – niewielu wie, że musiał walczyć o to, by zaistnieć na arenie muzycznej; że omal nie wypalił się w początkach kariery; że wcześnie znalazł miłość, która zmieniła jego życie. Scenarzysta i reżyser James Mangold przyznaje, że podobnie jak wielu mu współczesnych od lat zafascynowany jest Cashem i przełomową rolą, którą odegrał on w historii amerykańskiej muzyki.
W latach 90-tych Mangold pracował nad filmem ”Cop Land” – współczesnym westernem, w którym wystąpili: Sylvester Stallone, Ray Liotta, Harvey Keitel i Robert De Niro – gdy producentka Cathy Konrad zapytała go, jakie ma plany na przyszłość. Mangold odpowiedział jej, że marzy, by zrealizować film o Cashu. Konrad kupiła prawa do historii życia Casha, które posiadał bliski przyjaciel muzyka, aktor James Keach (którego żona, Jane Seymour, wystąpiła z Cashem w serialu TV ”Dr Quinn”). Mangold, Konrad i Keach postanowili wspólnie zrealizować film, do którego scenariusz mieli napisać Gill Dennis i Mangold.
”Doskonale pamiętam podniecenie, które towarzyszyło nam w czasie pierwszego spotkania z Johnem i June” – mówi Cathy Konrad. – ”Polecieliśmy do Hendersonville w Tennessee, a oni zaprosili nas na śniadanie. Czekaliśmy w holu Holiday Inn i nagle usłyszałam donośny głos: ‘Dzień dobry, jestem Johnny Cash’. I oto stał przed nami, w kowbojskich butach i dżinsach. Zabrał nas swoim mercedesem dieselem i pojechaliśmy do jego domu na śniadanie. Było to niezapomniane przeżycie. John i June odmówili piękną modlitwę przed jedzeniem i zaśpiewali dla nas piosenkę. To dzień, który Jim i ja będziemy wspominać ze wzruszeniem”.
Od początku Mangold postanowił, że zamiast opowiadać o 70 latach z życia Casha, skupi się na najbardziej burzliwym i najmniej znanym okresie – latach od dzieciństwa, poprzez drogę ku sławie, po upadek i tryumfalny powrót. Jak mówi: ”Niewielu słyszało o tym okresie. Młody John i jego koledzy byli pionierami, którzy zmagali się z przeciwnościami, by odnaleźć własną drogę. Co to znaczy być gwiazdą rocka skoro nikt przed tobą nią nie był? Jak radzić sobie ze sławą, presją, pieniędzmi, fanami i wymaganiami? Nie było wtedy doświadczonych techników, luksusowych autokarów, pięciogwiazdkowych hoteli, klimatyzacji i telefonów komórkowych, które pozwalałyby nawiązać kontakt z rodziną. Ludzie tacy, jak John, Elvis i Jerry Lee po prostu pakowali swój sprzęt i jeździli z jednego koncertu na drugi. Nikt nie zdaje sobie sprawy, jak ciężkie były te trasy. To świat, którego nie pokazywano dotąd na ekranie”.
Mangold chciał uchwycić na ekranie entuzjazm, jaki towarzyszył narodzinom rocka: ”Ten moment nigdy się już nie powtórzy” – mówi. – ”Postanowiłem pokazać, że muzykę, która zmieniła świat, stworzyła grupka skromnych dzieciaków. W ciasnym pokoiku w Memphis dokonała się prawdziwa rewolucja”.
Im lepiej Mangold poznawał Johna i June, tym bardziej zdawał sobie sprawę z tego, jak silna jest łącząca ich miłość. Twórcy filmu uświadomili sobie, jak wielką rolę miłość ta pełniła w ich twórczości muzycznej. Reżyser mówi: ”Historia Johna i June to niepowtarzalna opowieść o miłości, której próżno szukać w książkach czy filmach. Przez dziesięć lat jednym miejscem, gdzie mogli być razem, była scena. Było w tym coś niezwykle romantycznego, bo na scenie wszystko przestaje mieć znaczenie, a liczy się tylko pierwotna więź łącząca cię z partnerem lub partnerką. Minęło wiele lat, zanim nasi bohaterowie mogli przenieść tę więź ze sceny w życie prywatne”.
Pytany o sens tytułu filmu, Mangold wyjaśnia, że motyw ”spaceru po linie” pełnił kluczową rolę w życiu Casha: ”Piosenka ‘Spacer po linie’ (‘Walk the Line’) znaczy tak wiele dla tak wielu różnych ludzi, bo mówi o ogromnych wysiłkach, których podejmujemy się, by nie zboczyć z raz obranej drogi. Piosenka nie zaprzecza istnieniu zła, nie sugeruje też, że piosenkarz jest odporny na wszelkie pokusy. John śpiewa o tym, że chcąc być dobrym człowiekiem, musi ciężko na to pracować”.
Przy pracy nad scenariuszem James Mangold i Gill Dennis posiłkowali się nie tylko dwiema autobiografiami Casha – ”Man in Black” (1986) i ”Cash The Autobiography” (1997) – lecz także piosenkami Johna i June. Mangold kontaktował się z kolekcjonerami z całego świata, prosząc ich, by udostępnili mu rzadkie, wczesne nagrania Casha i Carter. Jak sam przyznaje, słowa piosenek pomogły mu lepiej zrozumieć ich myśli i doznania z tamtych lat: ”To niezwykłe, jak wiele piosenki te mówią o tym, przez co John wtedy przechodził. John opowiada w nich o swych osobistych przeżyciach, nie bezpośrednio, ale bardzo sugestywnie. Mimo iż nigdy nie siedział w więzieniu, często o nim opowiada, bo identyfikuje się ze skazańcami. Czuje, że popełnił wiele niewybaczalnych błędów; że przez lata był więźniem własnego serca” – mówi.
June Carter Cash zmarła w maju 2003, a Johnny Cash pięć miesięcy później, przed śmiercią zdołali jednak przeczytać kilka wstępnych wersji scenariusza. ”Możemy mówić o prawdziwym szczęściu, bo nasi bohaterowie mieli szansę przeczytać scenariusz i powiedzieć nam, że są w pełni usatysfakcjonowani swoimi ekranowymi wizerunkami” – mówi Cathy Konrad.