Reklama

"SOS dla Planety": ŚRODOWISKO NATURALNE

Efekt cieplarniany

Bez „efektu cieplarnianego” Ziemia byłaby wyziębioną kulą podobną do Marsa, a jej średnia temperatura nie przekraczałaby nigdy zera stopni. Jednak nadmierny efekt cieplarniany może zmienić Ziemię w drugą Wenus – planetę o grubej atmosferze składającej się z dwutlenku węgla i średniej temperaturze powierzchni przekraczającej 500 stopni Celsjusza.

Gdy energia słoneczna dociera do Ziemi, jej część ulega odbiciu i wraca w przestrzeń kosmiczną. Resztę pochłania powierzchnia Ziemi, wytwarzając przy tym ciepło w postaci energii promieniowania podczerwonego.

Reklama

Para wodna, dwutlenek węgla i inne gazy znajdujące się w atmosferze zatrzymują znaczną część energii promieniowania podczerwonego, działając jak ciepła kołdra otulająca naszą planetę, a to zapewnia stabilność klimatu pozwalającą na istnienie życia na Ziemi. Bez ziemskiej atmosfery większość takiej energii cieplnej ulegałaby utracie, co spowodowałoby powstanie nowej epoki lodowcowej. Efekt cieplarniany chroni Ziemię przed katastrofa klimatyczną.

Nadmierna emisja dwutlenku węgla pochodzącego z gazów spalinowych i innych źródeł doprowadziła do tego, że większa ilość energii pozostaje w atmosferze, czyli do tak zwanego „zwiększonego efektu cieplarnianego”.

Ilość dwutlenku węgla w powietrzu wzrosła w ostatnim stuleciu o 30 procent.

Nadmierne połowy i degradacja oceanów

Jedynymi ważnymi wydarzeniami mającymi wpływ na oceany, na które media zwracają pełną uwagę, są wycieki ropy lub katastrofy chemiczne w rzekach uchodzących do mórz. Wprawdzie ekologiczne skutki takich wycieków ropy i katastrof chemicznych są groźne i godne uwagi dziennikarzy, to jednak te wydarzenia są znacznie mniej groźne dla życia w oceanach aniżeli codzienne nadmierne połowy.

Postęp techniczny i powstanie urządzeń takich jak sonar, radar, wspomagana satelitarnie lokalizacja ławic oraz wielkie statki-przetwórnie z cieciami o wielkości porównywalnej z obszarem boiska piłkarskiego, dokonały fundamentalnych zmian w rybołówstwie i spowodowały spadek pogłowia ryb na całym świecie.

Pod względem komercyjnym gatunki takie, jak łosoś atlantycki, występujące u wybrzeży Nowej Funlandii i Nowej Anglii dorsze, halibuty, łupacze i flądry zostały wytrzebione. Ich pogłowie jest tak małe, że połów tych gatunków przestał się opłacać na wielkich obszarach ich występowania. Wędrownym olbrzymom takim, jak tuńczyki, mieczniki, marliny i rekiny grozi podobny los.

Pogłowie wielkiego atlantyckiego tuńczyka niebieskopłetwego u zachodnich wybrzeży Stanów Zjednoczonych spadło się o ponad 85 procent w porównaniu do lat siedemdziesiątych. Ponieważ jednak w Azji ryby te w postaci sushi mają wartość dziesiątków tysięcy dolarów za sztukę, kwoty połowowe zostały niedawno podwyższone.

Rozmnażająca się populacja atlantyckiego miecznika stanowi obecnie 20 procent populacji sprzed 15 lat. Obecnie 90 procent mieczników łowi się przed osiągnięciem przez nie wieku dojrzałości płciowej.

W dwudziestym wieku nastąpił 25-krotny wzrost połowów ryb oceanicznych.

Zagłada lasów

W dziesięciu najbardziej uprzemysłowionych krajach świata nie ma żadnych lasów deszczowych.

Lasy wycina się na naszej planecie od wielu stuleci. Proces ten znany jako deforestacja polega na ścinaniu i paleniu drzew na tak masową skalę, że całe ekosystemy ulegają przy tym dewastacji.

Jeśli obecne tempo deforestacji utrzyma się na dotychczasowym poziomie, to lasy deszczowe znikną na całym świecie w ciągu 50 lat, co pociągnie za sobą niemożliwe do przewidzenia zmiany ziemskiego klimatu i zagładę większości gatunków roślin i zwierząt występujących na naszej planecie.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: SOS dla Planety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy