Reklama

"Śmierć nadejdzie jutro": MÓWI JUDI DENCH

”SˇDZĘ, ŻE ‘M’ BARDZO ZALEŻY NA BONDZIE”

Kiedy zaczynałam pracę nad ”GoldenEye” byłam przerażona bardziej niż przed którąkolwiek z moich premier teatralnych. Czasy się zmieniły i muszę przyznać, że nie mogłam się doczekać rozpoczęcia zdjęć do ”Śmierć nadejdzie jutro”. Czułam się, jakbym wracała do domu - zewsząd otaczały mnie znajome twarze.

Zarówno mój nieżyjący już mąż, jak i moja córka, byli bardzo podekscytowani, gdy zaproponowano mi rolę ‘M’ - nawet bardziej niż ja sama. Powiedzieli mi: ”Bierz ją, zostań dziewczyną Bonda”. Zawsze byłam wielką fanką serii, a producenci Michael Wilson i Barbara Broccoli zapewniają aktorom idealne warunki do pracy, nawet wtedy, gdy musimy pracować w deszczu i błocie.

Reklama

Uwielbiam ‘M’, bo to wspaniale napisana rola. Z każdym kolejnym filmem bardziej angażuję się w akcję i mam lepsze kwestie. Dotąd ‘M’ grany był zawsze przez mężczyznę, obsadzenie w tej roli kobiety dowodzi, jak bardzo zmieniły się czasy, w których żyjemy. Muszę przyznać, że bycie szefową Bonda to świetna zabawa.

Więzi łączące ‘M’ i Bonda coraz bardziej się zacieśniają. Myślę, że bardzo zależy jej na Bondzie, choć tego nie okazuje. Zdaje sobie sprawę z jego pozycji i wie, że jest najlepszy. Ich stosunki znacznie się ociepliły od czasu, gdy w ”GoldenEye” nazwała go ”mizoginicznym dinozaurem”... O tym, jak wielką popularnością cieszą się filmy o Bondzie, przekonałam się na własnej skórze. Od czasu, gdy zagrałam ‘M’ jestem zasypywana listami z prośbą o autograf. Z każdym nowym filmem Bond zaskarbia sobie nową rzeszę fanów. Oby tak było wiecznie!

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Śmierć nadejdzie jutro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy