Reklama

"Służąca": ROZMOWA Z REŻYSEREM

- Jaki związek ma ten film z twoim życiem prywatnym? Czy jest to historia gosposi, która opiekowała się Tobą, gdy byłeś dzieckiem, czy są jakieś różnice?

Prawda jest taka, że nie jest to historia oparta na faktach, raczej inspirowana tym, co przeżyłem. Nie wszystko, co widzimy w filmie jest prawdziwe. Oczywiście, jest dużo fikcji, ponieważ, żeby zrobić dobry film, trzeba najpierw szukać tego, co najlepsze, a nie koniecznie tego, co wydarzyło się naprawdę. Jednak odniesienia do prawdziwego życia są dość widoczne. Po pierwsze, film kręcony był w moim rodzinnym domu. Około 85% akcji rozgrywa się w miejscu, w którym się wychowywałem od dziesiątego do, mniej więcej, dwudziestego roku życia. Wszystkie lokalizacje, jak pokój niani, jadalnia, schody, pokoje rodziców i dzieci, jest dokładnie takie, jak z tamtych czasów. Jeśli chodzi o inne podobieństwa czy różnice - w mojej rodzinie jest bardzo dużo osób, w Służącej jest mniej rodzeństwa. Podobieństwo fizyczne między moimi prawdziwymi nianiami a tymi filmowymi jest dosyć oczywiste, przypominają też siebie nawzajem w gestach i ruchach. Do mojego domu przyjechała raz służąca z Peru i z nią też związana jest trochę ta historia. Pomyślałem, że warto pokazać zjawisko "niani peruwiańskiej", które staje się coraz powszechniejsze w Chile i podejrzewam, że również w Argentynie.

Reklama

- Niania czy służąca zdaje się zastępować matkę, czy - ujmując to inaczej - jest "dodatkowym" członkiem rodziny, prawda?

Oczywiście. W filmie mówimy po części o zjawisku wspólnym dla Ameryki Łacińskiej, który nazywa się "la nana puertas adentro" (a w Argentynie "la empleada cama adentro"). Mówię o kobietach niezamożnych, które podróżują do dużych miast z mniejszych, prowincjonalnych miejscowości i zdobywają pracę w bogatych domach. Traktują to trochę jak schronienie, ponieważ na zewnątrz same sobie nie radzą. Nie wiedzą np. jak korzystać z metra, ani w ogóle jak żyć w większym mieście. Zamieszkanie z rodziną, u której pracują, jest jak ochrona. I tak jak wszyscy potrzebują bliskiej więzi, więc przywiązywanie się i czucie się częścią rodziny, mimo braku pokrewieństwa przychodzi im bardzo łatwo.

- Jednak film pokazuje też wszystkie typy rywalizacji wewnątrz tego kontekstu.

To jest pewne zjawisko, które opisuję - Raquel, moja główna bohaterki, przybywa jako młoda osoba do domu i nieuniknione jest, że poczuje się częścią rodziny. Oczywiście boli ją, że nie jest prawdziwym członkiem rodziny, bo nie jest ani siostrą, córką, czy ciotką, tylko kobietą zatrudnioną, by pracować dla tej rodziny. I nie ma w tym nic złego ani "winnego", bo nie jest to rodzina, która uważa się za właścicieli czarnych o zapędach niewolniczych. Taka jest rzeczywistość Ameryki Łacińskiej obarczonej spadkiem kolonializmu, gdzie brak zatrudnienia i środków sprawiają, że taki rodzaj pracy jest tam popularniejszy i powszechniejszy niż w innych częściach świata, tj. że w jakimś domu pracujesz na pełny etat. Nasz film pokazuje też niebezpieczeństwa natury emocjonalnej, jakie taka praca może ze sobą nieść. Oczywiście dla niektórych zatrudnionych, bo nie chcę generalizować, mówiąc, że każda służąca będzie cierpieć z powodu niepowodzenia i niedostatku, jak Raquel. Jednak w przeważającej części tak jest.

- Zmieniając temat - mówi się, że coraz mniej ludzi w Twoim kraju ogląda filmy rodzimej produkcji. Skąd to wynika? Z braku promocji tych filmów w samym Chile?

Wydaje mi się, że sytuacja w moim kraju się pogarsza. Myślę, że jest to nawet problem globalny, związany z piractwem czy kinem domowym. Dużo łatwiej i wygodniej jest oglądać filmy w domu, nie trzeba wychodzić na zewnątrz ani płacić za bilet. I tak dzieje się na całym świecie. Dla mojego filmu i tak sprawy potoczyły się wyjątkowo dobrze, bo wygrał Sundance. Zresztą, to stało się wielką sprawą w moim kraju, bo trzeba podkreślić, że po raz pierwszy chilijski film uczestniczył w tym festiwalu i, na dodatek zdobył nagrodę. Wywołało to ogromne poruszenie, pojawiło się wiele notek w prasie o tym, że to najbardziej oczekiwana premiera roku. I kiedy takie rzeczy się dzieją, zmienia się perspektywa. Mam nadzieję, chilijskie sale kinowe będą pełniejsze, niż gdyby film nie odniósł takiego sukcesu. Teraz jestem dużo bardziej spokojny o jego premierę.

(www.cinestel.com; 29.01.2009)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Służąca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy