"Skyfall": ENERGIA CRAIGA I BARDEMA
Producentka Barbara Broccoli zwracała uwagę, że jeśli mówić o trylogii zapoczątkowanej przez "Casino Royale", to tylko w luźnym sensie. Bond walczy wprawdzie ze zbrodniczą organizacją Quantum, ale ma ona innych szefów niż dotychczas. Natomiast Mendes twierdził, że nie będzie żadnego głębszego powiązania z poprzednimi dwoma filmami. Craig mówił: - Seria ewoluuje. Moim zdaniem wiele aspektów cyklu wyczerpały parodie, takie jak seria "Austin Powers". Zaczęliśmy od maksymalnej wiarygodności. W najnowszym filmie powracają dawne postaci jak Q, mamy też groźną kryjówkę "czarnego charakteru". Jeśli chodzi o Bonda, to nie jest on starszy i mądrzejszy. Podobnie jak i ja. Tak naprawdę kluczowy jest scenariusz i zatrudnienie świetnych aktorów - a udało nam się pozyskać Judi Dench, Ralpha Fiennesa czy Javiera Bardema. Craig twierdził, że podobnie jak w przypadku Mendesa, to on pierwszy dokonał wstępnej rekrutacji Bardema, kilka lat temu, gdy spotkali się na gali dobroczynnej w Los Angeles. - Po prostu go o to spytałem, a on powiedział: tak - śmiał się Craig.
Odtwórca roli Bonda podkreślał, że - swym zwyczajem - starał się samodzielnie wykonywać jak najwięcej zadań kaskaderskich, bo widownia zawsze to docenia. - Musisz być naprawdę w formie. Czasem dużo kłopotu sprawiają, wydawałoby się, proste sceny. Zbiegasz po schodach i kręcisz dziesięć dubli. A zwykle dzieje się tak, że akurat podczas dziewiątego coś zrobisz sobie w kolano. Craig twierdził rzecz jasna, że jego Bond jest zarówno oryginalną kreacją, jak i stworzoną z szacunkiem dla poprzedników rolą. Szczególnie podziwiał Seana Connery'ego, twierdząc, że to w dużej mierze jego występom seria zawdzięcza swą długowieczność. Doceniał także Timothy'ego Daltona, a jego dwa ulubione filmy cyklu to "Pozdrowienia z Rosji" oraz "Goldfinger". - Bond jest trudny do zagrania - komentował Mendes - ponieważ z zasady nie mówi zbyt wiele, a gdybyśmy pozwolili mówić mu zbyt wiele, to nie mielibyśmy Bonda. Kieruje się głównie instynktem, choć nie ulega wątpliwości, że gnębią go wewnętrzne demony. W "Skyfall" widzimy, jak upada i się podnosi, ale nikt nie ma pełnego wstępu za tę kurtynę, którą się odgradza od otoczenia. Daniel w pełni potrafił to oddać. Broccoli była podobnego zdania: - Daniel jest jednym z najzdolniejszych aktorów, z jakimi miałam okazję się zetknąć. Dlatego właśnie jemu udało się - co miało już miejsce w obu poprzednich filmach - obdarzyć Bonda życiem wewnętrznym, które miał u Fleminga.
Z kolei Bardem wspominał, że pierwszym Bondem, którego obejrzał w wieku 11 lat, był "Moonraker" z Rogerem Moorem. Od tamtej pory, jak twierdził, nie opuścił żadnego filmu z serii. Duże wrażenie zrobił na nim zwłaszcza słynny Jaws ("Buźka"), czarny charakter grany przez Richarda Kiela. - Myślę, że mój występ jest rodzajem hołdu złożonego malowniczym "czarnym charakterom" obecnym w tym gatunku, choć pracując nad rolą, nie odwoływałem się szczególnie do żadnego z nich. Moim zdaniem Silva to anioł śmierci całkowicie zepsuty, do szpiku kości, który jednak potrafi sprawiać doskonałe wrażenie. Nie potrafię grać symboli. Silva to nie jest ktoś, kto chce zniszczyć świat. To człowiek pełen bólu i frustracji, który myśli głównie o zemście. Bardem cenił sobie swobodę, którą dawał mu Mendes: - Oczywiście było jasne, że gram złoczyńcę w filmie o Bondzie, ale atmosfera na planie była naprawdę twórcza, a Sam należy do tych reżyserów, którzy słuchają aktorów i dyskutują z nimi ich pomysły, biorą je serio. Pozwoliłem więc sobie nawet przefarbować włosy na blond. Podczas konferencji prasowej Bardem opisywał swego bohatera jako "człowieka, który dawno temu poczuł się zdradzony" i którego łączą "silne związki z jego przeciwnikiem". Nie jest też tajemnicą, że przekonany przez Craiga Mendes mocno namawiał producentów, by zatrudnili właśnie tego aktora, ponieważ właśnie on doskonale mógł wcielić w życie jego koncepcję, by w nowym filmie znalazł się "czarny charakter, jakiego w cyklu bondowskim nie było od dawna". Reżyser podkreślał: - Ważne było zachowanie proporcji pomiędzy pewną teatralnością Silvy - to przecież tradycja filmów o Bondzie - a wiarygodnością jego charakteru. Musiał on być na swój sposób zabawny, ale niebezpieczny, nawet dziwaczny. Jestem zdania, że Javier spełnił nasze oczekiwania z nawiązką. Bardem czytał scenariusz przetłumaczony na hiszpański, by dobrze oddać niuanse postępowania swego bohatera.