Reklama

"Siostra Betty": PRODUKCJA

"Podczas czytania scenariusza uderzyły mnie dwie rzeczy: po pierwsze, że jest niesłychanie zabawny i inteligentny, i po drugie, że nikomu dotąd by nie przyszło do głowy, że ja go wyreżyseruję. Więc natychmiast uczepiłem się tej możliwości"- stwierdza reżyser Neil LaBute.

"Siostrę Betty" stworzyli scenarzyści John C. Richards i James Flamberg, którzy przedstawili scenariusz Gail Matrux. Ona przekazała go Steve`owi Golinowi w Propaganda Films. Także Golinowi film się spodobał. "Przypomina mi filmy, które rzeczywiście podziwiam, takie jak "Wystarczy być" czy "Za wszelką cenę". Producenci pokazali scenariusz Neilowi LaBute, kończącemu post produkcję "Your Friends and Neighbours" dla Propaganda Films. "Siostra Betty" to jego trzeci film, ale pod wieloma względami - jakby pierwszy.

Reklama

"To pierwszy reżyserowany przez mnie film, którego sam nie napisałem - komentuje LaBute - jako że nie ja byłem autorem, mogłem spojrzeć na niego bardziej obiektywnie i stwierdzić, co zasługuje na uznanie". W odróżnieniu od jego poprzednich filmów, niskobudżetowych, nastrojowych historii osadzonych w bezimiennych wielkich miastach, "Siostra Betty" to opowieść na dużą skalę i na tle specyficznych plenerów. Po raz pierwszy u LaBute`a bohaterowie wyłamują się ze swego naturalnego i ograniczającego ich środowiska - zarówno fizycznie jak psychicznie. Dla reżysera wszystko to złożyło się na "rok poważnych eksperymentów".

Oceniając rozwój swojej kariery reżyserskiej LaBute komentuje: "Do pierwszego filmu wybrałem ten ze swych scenariuszy, który wydawał mi się najkorzystniejszy do realizacji za pieniądze, którymi dysponowałem. Przy drugim filmie poczułem, że mając większe fundusze, więcej czasu mogę poświęcić na reżyserię, bo nie musiałem spełniać roli wszystkich tych fachowców, na których zatrudnienie nie mogłem sobie przedtem pozwolić. Przy "Siostrze Betty" miałem to samo uczucie".


Nawet w najbardziej ruchliwych scenach LaBute się nie przemęczał. "Nie jestem niewolnikiem kamery, choć ci którzy widzieli moje filmy powiedzą teraz, że żartuję"- śmieje się LaBute. "Kamera sporo jeździ przy "Siostrze Betty", bo wiedziałem, że przy tym akurat filmie tak powinno być. Dostosowuje sposób kręcenia do historii, którą filmuję." Kolejnym wkładem LaBute`a do filmu był jego zdrowy szacunek dla scenariusza. "Ostatnio reżyserzy rzeczywiście robią ze scenariuszem to, co im się podoba. Tworzą atmosferę, a potem schodzą z drogi i pozwalają grać aktorom i dźwięczeć słowom". LaBute określa plan jako "salę sądową". Wszyscy przychodzą tu pełni nadziei na dyskusje. Nie oznacza to wrzasków i okrzyków. Podchodzę do tego swobodnie. Jeśli można coś zrobić lepiej, jeśli ktoś z ekipy lub z obsady zasugeruje lepszy pomysł, dlaczego nie? Potem to sobie omówicie i pójdziecie razem na obiad. Takie podejście daje według mnie najlepsze rezultaty". By uwiarygodnić (a nie skarykaturyzować) sekwencje z opery mydlanej LaBute postarał się maksymalnie odtworzyć sytuację. Zostali wynajęci prawdziwi kamerzyści z seriali do obsługi elektronicznych kamer na planie "Kogoś do kochania". LaBute musiał więc nadzorować dwa plany jednocześnie: kamery kręciły "Siostrę Betty" a po sekundzie "Kogoś do kochania", zamieniając się i wgrywając fragmenty równolegle obok siebie. Światowa premiera "Siostry Betty" odbyła się 12 maja 2000 na Festiwalu w Cannes, gdzie film zdobył nagrodę za najlepszy scenariusz.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Siostra Betty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy