Reklama

"Sezon na leszcza": PO OBU STRONACH KAMERY

„Scenariusz "Sezonu na Leszcza" przeczytałem w łazience, to miejsce dające maksymalne skupienie i koncentrację” - opowiada Bogusław Linda. „Zająłem ją na dość długo. To jeden z lepszych scenariuszy filmowych, jakie ostatnio czytałem. A czytam ich, z racji zawodu, wiele. Całkowicie inny od polskich filmów akcji, chociaż akcji nie pozbawiony. Myślę, że jego atutem są młodzi bohaterowie. Nie ma tu brutalnych tekstów i zabawy w efekty pirotechniczne, chociaż jest jeden porządny wybuch... Fabuła może kojarzyć się z filmem drogi, ale nie jest stylizowana na znane wzorce amerykańskie” – dodaje.

Reklama

Bogusław Linda przyznaje, że najpierw zainteresował się scenariuszem wyłącznie pod kątem reżyserskim. „To pierwszy film, jaki naprawdę chciałem zrobić” - mówi. Dopiero później postanowił sam zagrać jednego z bohaterów: tytułowego Leszcza, czyli życiowego nieudacznika w mundurze. Choć Linda występuje w "Sezonie na Leszcza" w podwójnej roli: aktora i reżysera, nie on jest główną postacią filmu. Wiodące role powierzył dwójce młodych ludzi: 20-letniemu muzykowi Gabrielowi Fleszarowi i o rok starszej Annie Przybylskiej, znanej z ról w serialach: "Złotopolscy" i "Lot 001". Celowo postawił na osoby, którym brak wykształcenia aktorskiego. „Aktorzy zawodowi zatracili w sobie świeżość, którą mają amatorzy. Nie wyobrażam sobie, bym mógł w rolach głównych obsadzić profesjonalistów. Choć wcale nie neguję szkół aktorskich. Sam jestem absolwentem jednej z nich. I co ze mnie wyrosło!” - żartuje.

Aby znaleźć odtwórców ról Dziewczyny i Figlarza, reżyser ogłosił casting, w którym wzięło udział około 1700 osób. O ile Anna Przybylska tą właśnie drogą zakwalifikowała się na zdjęcia próbne, o tyle Gabriel Fleszar nie brał nawet udziału w konkursie. „O filmie Bogusława Lindy dowiedziałem się przez przypadek” - opowiada muzyk. „Po prostu jednego dnia mieliśmy sesję fotograficzną w tym samym studiu. Styliści, którzy pracowali z Lindą, zajmowali się również mną. On im powiedział, że przygotowuje się do filmu i poszukuje młodego chłopaka. Jeden ze stylistów powiedział, że właśnie obok jest na zdjęciach młody chłopak i może się przyda. Bogusław Linda przyszedł, zaczęliśmy rozmawiać... Następnego dnia, kiedy zjawiłem się w firmie, powiedziano mi: ‘Szykuj się, za pół godziny jedziemy na zdjęcia próbne’. Po trzecim etapie zdjęć dowiedziałem się, że prawdopodobnie ja dostanę tę rolę”.

Choć Annę Przybylską niemal codziennie widzimy w telenoweli "Złotopolscy", nie jest ona zawodową aktorką. Studiuje pedagogikę w Akademii Marynarki Wojennej w Gdyni. „Nie wiem, z czym zwiążę swoją przyszłość, z pedagogiką czy aktorstwem. Żyję dniem dzisiejszym” - mówi odtwórczyni roli Dziewczyny. Swoją bohaterkę opisuje następująco: „To spontaniczna osoba, podobnie jak Figlarz. Jest zdecydowana na coś i myślę, że sporo z Dziewczyny jest we mnie. Ten film opowiada o pięknych emocjach. Mam nadzieję, że udało mi się je zagrać”.

Bez dwóch zdań ulubieńcem wszystkich aktorów i członków ekipy jest trzyipółletni Dawid Łepkowski, odtwórca roli Małego. O Bogusławie Lindzie mówi: „To mój kumpel”, na planie zaś owinął sobie reżysera wokół palca. Po każdej dobrze zagranej scenie dostawał od Bogusława Lindy nową zabawkę, a w wolnych chwilach karmił go krakersami i paluszkami. Mimo młodego wieku Dawid nie jest debiutantem. Ma na swoim koncie udział w filmie Doroty Kędzierzawskiej "Nic", a także w paru reklamówkach i spektaklach Teatru Telewizji. „Jest bardzo zdyscyplinowanym aktorem. Pierwszego dnia zdjęć w samym środku kręcenia ujęcia w samochodzie Dawid... zasnął. Ale zanim zamknął oczy, zdążył nas uprzedzić: Chyba będę spał” - śmieje się Bogusław Linda.

Reżyser nie ukrywa, że dla niego występ po obu stronach kamery był szczególnie stresującym zadaniem. „Było to trochę żenujące, kiedy musiałem oglądać siebie na monitorze po zrobieniu aktorskiej roboty” - wspomina. „Mam poważne obawy co do swoich predyspozycji aktorskich. Strasznie się wstydzę grać przed reżyserem, który nazywa się Bogusław Linda. No i, jak zawsze, boję się o wyniki pracy”.

Podczas realizacji "Sezonu na Leszcza" Bogusławowi Lindzie często zadawano pytanie, co by zrobił, musząc wybierać pomiędzy aktorstwem a reżyserią. „Gdybym mógł dokonać wyboru, gdyby to było takie proste, to pewnie dawno bym wybrał i został na przykład stolarzem. Nie czuję się bardziej aktorem, a mniej reżyserem. Potrafię robić różne rzeczy. I niech tak zostanie. Bo co ja mógłbym robić w moim wieku?” - żartuje Linda. I dodaje z przekąsem: „Na rozważania: ‘co bym robił, gdybym’ jest za późno. Od wielu lat uprawiam ten zawód, ale go nie polecam młodym. To głupi zawód i praca bez sensu”.

Dariusz Jabłoński, producent filmu "Sezon na Leszcza", mówi: „Myślę, że mamy do czynienia z niezwykłym i rzadko w Polsce spotykanym faktem, kiedy człowiek mający pełnię sukcesu i będący na absolutnym topie postanawia wyreżyserować film po to, by wesprzeć świetny scenariusz o młodych ludziach, dla młodych ludzi i zrobiony z młodymi ludźmi”.

Anna Przybylska dodaje: „Wierzę, że reżyser zrobił z ‘Sezonu na Leszcza’ kawał dobrego kina”.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Sezon na leszcza
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy