Reklama

"Sex Pistols: Wściekłość i brud": OŚWIADCZENIE REŻYSERA

Kiedy „Sex Pistols” jeszcze grali, byłem prawdopodobnie osobą znajdującą się najbardziej pośrodku konfliktu pomiędzy Malcolmem McLarenem a zespołem. Ukazanie drugiej strony tego wszystkiego było dla mnie wspaniałym doświadczeniem. Członkowie zespołu są w tym filmie niezwykle szczerzy i myślę, że to właśnie ich szczerość jest tym, co przemówi do publiczności.


Z muzycznego punktu widzenia, „Pistolsi” byli bardzo wpływowym zespołem. Zdołali zachęcić ludzi do tego, by uwierzyli, że nie potrzeba popisywać się 20 minutową solówką na perkusji, aby przekazać coś, co jest warte słuchania. Jednak, co jest jeszcze ważniejsze niż muzyka, to według mnie, ich zawzięta i wytrwała obrona prawa do indywidualizmu i postawa kwestionująca system i uznane wartości.

Reklama


Sądzę, że film o „Sex Pistols” jest dziś jak najbardziej na miejscu, gdyż jest bardzo ważne, aby ludzie – szczególnie młodzi – znali swoją własną historię. A także, aby i oni potrafili zmierzyć się z tym, co się im mówi, a nie po prostu akceptowali to, co im zaprezentowano, a to, jak wynika z mojej obserwacji, ma miejsce coraz częściej. W powojennej brytyjskiej kulturze nie było innego tak wyzywającego i prowokującego zjawiska jak głos „Sex Pistols”. Nikt inny nie miał na tyle odwagi. „Sex Pistols” stworzyli swoisty kod prowokacji i niezależności. A nam grozi jego utrata.


Po „Sex Pistols” cały ruch punkowy stał się okropny: depresyjny, konformistyczny lub po prostu śmieszny. Prawdopodobnie napisano o punku więcej teoretycznych, intelektualnych wywodów, niż o jakimkolwiek innym rodzaju pop kultury. Wspaniale jest móc usłyszeć wersję zespołu na temat tego, jak stali się częścią historii.


Zawsze wiedziałem, że żaden inny zespół nie zagraża ich pozycji. Szczególnie jeśli chodzi o emocje, jakie wywoływali. Jednak wydaje mi się, że dopiero teraz można mówić o prawdziwych emocjach, które towarzyszyły karierze zespołu i końcowi ich wspólnego grania – związanych szczególnie z tym, co stało się z Sidem. Dopiero teraz mogą być one poruszane przez ludzi osobiście w to zaangażowanych, szczególnie przez Johna. Ludzie oglądali film i pod koniec mieli łzy w oczach, a to jest ostatnia rzecz, której spodziewano by się po filmie o „Sex Pistols”. Ale to właśnie jest wspaniale, bo tak naprawdę nigdy nie było wiadomo, czego można się po nich spodziewać, na tym polegała ich siła.

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy