Reklama

"Samotne": ROZMOWA Z REŻYSEREM

Z BENITO ZAMBRANO ROZMAWIAJˇ FRANÇOIS VILA I VICTORIA SAEZ

Czym zajmował się pan przed nakręceniem "Samotnych"?

Zaczynałem od teatru. Później pracowałem jako fotograf i operator w telewizji. Ale potem chciałem kręcić filmy. Studiowałem w międzynarodowej szkole San Antonio de Los Baños, w Hawanie na Kubie. To wydarzenie zmieniło moje życie. Studiowałem przez dwa lata, pomimo tego, że wcześniej nic nie wiedziałem o kinie. W 1992 roku, kiedy wyjeżdżałem, w Andaluzji, i w Hiszpanii w ogóle, nie było szkoły filmowej. Wyjazd na Kubę był ważnym doświadczeniem w moim życiu. Nauczyłem się tam wszystkiego, co wiem o kinie. Oprócz scenariusza "Samotnych", napisałem na Kubie jeszcze dwa inne scenariusze i nakręciłem krótkometrażowy El encanto de la luna llena. Wróciłem do Hiszpanii, gdzie przez dwa lata szukałem producenta...

Reklama

Czy miał pan trudności ze znalezieniem?

Tak, ponieważ początkowo scenariusz był smutny i ciężki, i nie odpowiadał temu, do czego przywykła publiczność w kinie. Myślałem, że nikogo już to nie zainteresuje. Pomimo, że dużo w nim zmieniłem, producenci mówili mi, że jest dobrze napisany, ale szukają historii bardziej konwencjonalnej. Innymi słowy, takiej która mogłaby zainteresować ludzi między piętnastym a dwudziestym piątym rokiem życia. Niektórzy nawet tego scenariusza nie czytali. Na szczęście w Hawanie spotkałem Antonio Péreza [producent] i zaprzyjaźniliśmy się. Mój scenariusz mu się podobał, ale również jemu zajęło dwa lata znalezienie pieniędzy: tutaj w Hiszpanii, nakręcenie swojego pierwszego filmu nie jest łatwe, mimo pomocy ministerstwa kultury. Potrzeba, aby także telewizja przyłączyła się do produkcji albo inne przedsiębiorstwo produkcyjne. Ale też temat "Samotnych" nie czynił sprawy łatwiejszą. Za pierwszym razem nie dostaliśmy wsparcia ministerstwa kultury. Na szczęście w następnym roku zmieniła się komisja i film dostał subwencję. Zaczęliśmy kręcić bez najmniejszej gwarancji na dystrybucję, aż do momentu selekcji na festiwalu w Berlinie, co pozwoliło nam znaleźć dystrybutora.

Jak narodził się pomysł scenariusza do "Samotnych"?

Pomysł przyszedł tak po prostu i im bardziej go rozwijałem, tym bardziej mi się podobał. I wtedy zdałem sobie sprawę, że mówię o swoim życiu, mojej rodzinie i moim świecie.

Jak określiłby pan swój film?

Określiłbym go jako film uczciwy, spójny i prostolinijny, którego celem jest dotarcie do widza i poruszenie jego serca. Opowiada o miłości i czułości, solidarności i samotności, o drogach bez końca, o relacji między matką a córką... tematy są liczne. Ale to, co mnie interesuje, to bohaterowie u progu cierpienia, życia i śmierci, tak jak bohaterka, grająca matkę. Chciałem o tym mówić z czułością, szacunkiem i z dużą miłością. Mam nadzieję, że mi się to udało.

Która z postaci jest panu najbliższa?

Wszystkie! Ale oczywiście, tę, którą traktowałem ze szczególną czułością była matka, następnie postać sąsiada, a później w jakimś stopniu ojca.

Po przeczytaniu scenariusza oczekujemy filmu zimnego, sztywnego, ale jest on pełen życia. Jakie były pana intencje w momencie pisania scenariusza?

Zawsze chciałem, żeby mój film był pełen życia, żeby mówił o czułości, o miłości o możliwości rozwikłania problemów na przekór wszystkiemu. Chciałem, żeby matka była osobą, która zbiera kwiaty, wpuszcza światło i życie do tego domu. Chciałem, żeby ludzie, wychodząc z kina, byli poruszeni i w dobrym nastroju, ale jednocześnie doświadczyli chęci kochania, zadzwonienia do swoich przyjaciół i spotkania się z nimi.

Jak przeżył pan sukces filmu?

Starałem się przeżyć spokojnie, a przede wszystkim z dużym poczuciem humoru. Patrząc w przeszłość, na wszystkie trudności, jest zdumiewające, że teraz w Hiszpanii wszyscy kochają ten film: publiczność, krytycy i koledzy po fachu (pięć nagród Goya). To prawda, że nikt, nie wyłączając mnie, nie mógł tego przewidzieć... nawet w marzeniach!

(materiały promocyjne producenta)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Samotne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy