Reklama

"Rzecz o mych smutnych dziwkach": REŻYSER O FILMIE

"Rzecz o mych smutnych dziwkach" - kusząco zmysłowa i jednocześnie uroczo niewinna przygoda - opowiada urzekającą historię spóźnionej miłości, odkrytej dopiero w starczym wieku. Po raz pierwszy przeczytałem tę powieść latem 2005 roku. Niedługo później pojawiła się oficjalnie na duńskim rynku wydawniczym. Z początku doceniłem ją jedynie jako świetnie napisaną lekturę, którą czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Tak się jednak złożyło, że w październiku tego samego roku olśniło mnie, iż powieść ta mogłaby posłużyć za podstawę interesującego filmu. Najprawdopodobniej podświadomie przekształciłem strukturę tej historii, by mogła ona funkcjonować jako dzieło filmowe, jednocześnie niczego nie ujmując materiałowi źródłowemu.Co więcej, dość szybko dostrzegłem podobieństwa pomiędzy historią snutą przez Márqueza oraz powieścią "Głód" autorstwa norweskiego pisarza Knuta Hamsuna (będącego tak jak Márquez laureatem Literackiej Nagrody Nobla), którą wiele lat temu, w 1966 roku, zaadaptowałem na ekran kinowy. Protagoniści obu powieści są intelektualistami i pisarzami, obaj to kawalerowie, obaj zakochują się w osobie, która zupełnie nie pasuje do znanych im światów.

Reklama

Jednocześnie obaj noszą w sobie iskierkę szaleństwa. Na dodatek i powieść Márqueza, i dzieło Hamsuna zawierają się w perspektywie pierwszoosobowej, stanowiącej jeden długi ciąg narracyjny.

Skontaktowałem się ze swoim przyjacielem Jean-Claude'em Carriere, by pomógł mi udźwignąć ciężar przenoszenia tej niezwykle pięknej literatury w ramy scenariusza filmowego. Nie znalazłoby się wystarczająco miejsca, bym zdołał opowiedzieć o szczegółach naszej współpracy, mogę natomiast z czystym sumieniem napisać, iż była to prawdziwa przyjemność. Tak jak zresztą wszystko, co związane z powstawaniem tego filmu.

Henning Carlsen

materiały dystrybutora
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy