Reklama

"Rytm to jest to!": WYWIAD Z REŻYSERAMI

Wywiad z reżyserami: Enrique Sanchezem Lanschem i Thomasem Grube

Skąd wziął się pomysł na ten film?

Enrique Sanchez Lansch: Długo rozważaliśmy jak przedstawić w filmie muzykę w taki sposób, by stała się jego zasadniczym elementem. Na przykład jak połączyć takie dzieło jak „Święto wiosny” z opowieścią – prawdziwą lub fikcyjną, w taki sposób, żeby opowieść stała się bardziej wzruszająca, a widzowie lepiej zrozumieli muzykę. W 2002 roku wpadliśmy na konkretny pomysł. Postanowiliśmy zrobić film o nowej erze w dziejach Filharmonii Berlińskiej, pod batutą nowego dyrygenta, Sir Simona Rattle’a. Podczas dokumentacji uświadomiliśmy sobie, że projekt edukacyjny więcej mówi o nowym kierunku rozwoju tej wybitnej orkiestry, niż zmiany w programie koncertów. Okazało się, że ta instytucja kulturalna była skłonna podjąć aktywną działalność społeczną.

Reklama

Wybór projektu był wiec prosty. Uczestniczyło w nim 250 osób, a współpraca tancerzy z orkiestrą przyczyniła się do realizacji najbardziej efektownego wizualnie projektu

pierwszego sezonu.

Thomas Grube: Najbardziej pobudził naszą wyobraźnię kontrast. Z jednej strony twórczość Roystona Maldooma, który od trzydziestu lat podróżuje po świecie czerwoną furgonetką pocztową, realizując spektakle taneczne, głównie z udziałem

uliczników, a z drugiej orkiestra Filharmonii Berlińskiej, bastion wysokiej kultury – a wszystko wydarzyło się miedzy dzielnicami Weissensee i Markishes Vertel. Chcieliśmy zobaczyć jak będzie wyglądał gwałtowne, rytualne widowisko Strawińskiego, w interpretacji uliczników, którzy nic nie wiedzieli o Filharmonii i nie znali muzyki klasycznej. Postanowiliśmy zaobserwować do czego doprowadzi ten proces zbliżenia dwóch światów, Byliśmy ciekawi, na jaki grunt padną ziarna tego projektu edukacyjnego i co z nich wyrośnie.

Po raz pierwszy zrealizowano podobny projekt w Berlinie, więc jego wyniku nikt nie mógł przewidzieć. Taki był punkt wyjścia naszego filmu.

Enrique Sanchez Lansch: Jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć, postanowiliśmy śledzić równolegle przygotowania młodzieży i orkiestry. Chcieliśmy bliżej przedstawić kilkoro młodych uczestników, żeby pokazać jak muzyka zmienia ludzi. Zamierzaliśmy

też przedstawić kolejne etapy życia Sir Simona, żeby zrozumieć, które doświadczenia osobiste sprawiają, że postanowił w pełni wykorzystać swoje wykształcenie muzyczne i umiejętność porozumiewania z innymi. Cztery tygodnie przed rozpoczęciem

warsztatów poznaliśmy Roystona Maldooma. Wkrótce stało się dla nas jasne, że człowiek o tak niezwykłym życiorysie i osobowości odegra w filmie podobną rolę jak Sir Simon.

Thomas Grube: Uzgodniliśmy, że wszyscy uczestnicy będą pracować w takich samych warunkach. Grupa dwustu pięćdziesięciu młodych ludzi miała poznać choreografa i członków orkiestry podczas prób. Umowa dotyczyła także nas, więc nie

mogliśmy zawczasu przeprowadzić wywiadów z głównymi bohaterami. Zgodnie z założeniem, scenariusz miał także powstawać na gorąco. Filmowanie – zwłaszcza zajęć warsztatowych było pasjonującym, trzymiesięcznym maratonem, w który zaangażowali się wszyscy uczestnicy. Kiedy odbywa się próba baletu, przy udziale pięćdziesięciu młodych osób, zawsze coś się dzieje.

Różnorodność sytuacji stawiała przed nami rozmaite wymagania, więc filmowaliśmy w dwóch formatach, które dotychczas rzadko ze sobą łączono. Portrety młodych i próby

orkiestry zarejestrowaliśmy w formacie o wysokiej rozdzielczości 25p. Jest to format zapewniający najlepszą jakość obrazu. Podczas prób posługiwaliśmy się kamera cyfrową. Dzięki niej operatorzy mogli robić więcej ujęć, oraz poruszać się

z większą swobodą i dyskrecją wśród tancerzy i choreografów. Nakręciliśmy 200 godzin surowego materiału. Przeglądy, transkrypcja i selekcja zajęły nam trzy miesiące. Dopiero

po zapoznaniu się z materiałem zaczęliśmy go montować.

Zajęło nam to kolejne półtora roku.

Jak wybraliście swoich bohaterów z grupy młodzieży?

Thomas Grube: Od początku braliśmy udział we wszystkich warsztatach. Należeliśmy do ekipy, więc młodzież traktowała nas jak swoich, chociaż musiało upłynąć trochę czasu, zanim nam w pełni zaufali. Głównych bohaterów najpierw odwiedzaliśmy i – jeśli sobie tego życzyli – rozmawialiśmy z ich rodzicami. Po każdym dniu zdjęciowym cała ekipa omawiała swoje wrażenie z pracy z młodzieżą. Stopniowo, z tej wzajemnej wymiany tworzy się narracyjna nić.

Enrique Sanchez Lansch: Wyglądało to różnie. Na przykład na Martina zwróciliśmy uwagę już na pierwszej próbie i od tej pory wciąż go obserwowaliśmy. W wypadku młodych tancerzy nie było to takie proste. Oglądając ujęcia nakręcone pod koniec zdjęć, uświadomiliśmy sobie, że spora grupa młodych odpadła, zwłaszcza w ciągu pierwszych dwóch tygodni.

Jak układała się wam współpraca z zawodowcami

uczestniczącymi w projekcie, Sir Simonem Rattlem oraz

Roystonem Maldoomem i jego ekipą?

Thomas Grube: Przedsięwzięcie mogło się udać tylko dzięki wzajemnemu zaufaniu wszystkich partnerów. Musieliśmy uwierzyć w powodzenie filmu bez scenariusza, z otwartym zakończeniem. Orkiestra musiała wierzyć w Roystona Maldooma, który zamierzał zapewnić publiczności liczącej trzy tysiące osób niezapomniane przeżycie artystyczne. Wszyscy członkowie ekipy – orkiestra, młodzież, Sir Simon Rattle i Royston Maldoom – musieli uwierzyć w nas jako filmowców, a my musieliśmy wierzyć w siebie. Poznaliśmy już orkiestrę filharmonii, rejestrując jej pracę nad Falstaffem, wystawionym przez Claudio Abbado, i dużo słyszeliśmy o Roystonie. Spotkaliśmy się z nim po raz pierwszy zaledwie cztery tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć.

Enrique Sanchez Lansch: Musieliśmy przekonać członków orkiestry, że powinni nam pozwolić na filmowanie prób, żebyśmy mogli zarejestrować cały proces powstawania spektaklu. Nie zdarzyło się to nigdy przedtem w historii orkiestry. Zasadnicze znaczenie miała wiara, jaką okazywał nam Sir Simon Rattle.

Wielokrotnie opuszczacie próby, przerywacie

rejestrowanie warsztatów i wyruszacie na wędrówkę

po mieście. Jaką rolę odgrywa w waszym filmie Berlin?

Enrique Sanchez Lansch: Celowo pokazaliśmy surową, brutalną, nieprzyjazną stronę miasta. Nasi bohaterowie nie dorastali w pocztówkowej scenerii, lecz na jej ponurych obrzeżach. Tam chodzą do szkoły i spędzają wolny czas. Ale film pokazuje, że

piękno istnieje nawet tu, w sekwencji baletowej na Arenie, dawnej zajezdni autobusowej, w przemysłowej, nadrzecznej części miasta. O dziwo, te fragmenty sprawiły, że film stał się bardziej uniwersalny. Jego akcja mogłaby się rozgrywać w Londynie, Paryżu albo Nowym Jorku.

Mówiliście o związku między muzyką a filmem

W jaki sposób film „Rytm to jest to!” przedstawia

muzykę jako doświadczenie?

Enrique Sanchez Lansch: Zależało nam na tym, żeby w scenach

z prób orkiestry pokazać muzyków w niedbałych strojach i odtworzyć atmosferę tymczasowości związaną z nietypowym

miejscem pracy. Wykorzystaliśmy też możliwość pokazania tematu z różnych perspektyw, a szybki rytm montażu ułatwił rozszyfrowanie muzyki Strawińskiego i sprawił, że stała się bardziej przystępna. „Święto wiosny” obejmuje szerokie spektrum

emocjonalnych scen, którym próbowaliśmy nadać symboliczny charakter. Muzyka stała się więc kontrapunktem fragmentów dokumentalnych, na przykład kluczowych wydarzeń z życia Sir Simona, konfrontacji Martina z miejscem, w którym spędził

dzieciństwo i pierwszym zetknięciem Royston Maldooma ze światem tańca. Myślę, że tylko muzyka może wyrazić emocjonalny wpływ tej chwili na dalszy przebieg jego życia.

Thomas Grube: Ważna była też kwestia techniki nagrywania. Podczas warsztatów, nagrywaliśmy dźwięk na czterech ścieżkach.

We wszystkich salach zainstalowaliśmy system 6.1 atmos. Orkiestrę nagrywaliśmy w systemie 5.1 surround, a całość zmiksowaliśmy systemem Dolby Digital. Jest to bardzo czasochłonna, ale skuteczna metoda, bo dzięki niej, muzyka w kinie brzmi jak w sali koncertowej. Widzowie czują się wiec jak w sercu wydarzeń.

Czy istnieje jakiś związek między treścią „Święta wiosny”,

a tematem waszego filmu?

Thomas Grube: Rozważając wykorzystanie tej muzyki, byliśmy

trochę zaniepokojeni, ponieważ „Święto wiosny” jest gwałtowne

i przejmujące. Podczas pracy nad filmem zdaliśmy sobie sprawę,

że ta muzyka odzwierciedla w pewnym sensie doświadczenie życiowe tych młodych ludzi. W naszym społeczeństwie, kształcenie młodych jest nastawione głównie na realizację celów finansowych, narażając na szwank naszą przyszłość. Za pośrednictwem filmu, chcieliśmy się wypowiedzieć w tej sprawie.

Enrique Sanchez Lansch: Tematem „Święta wiosny” jest kształcenie i przekazywanie wiedzy. Pomaganie młodzieży w dorastaniu poprzez wprowadzenie jej w tajemnice życia wspólnoty i natury za pośrednictwem rytuałów i kultowych tańców.

Przebieg warsztatów ewidentnie wiąże się z tematem filmu. Istnieje też analogia między przeciwnościami jakim muszą stawić czoło bohaterowie baletu, a nieprzyjaznym środowiskiem, z którego pochodzi spora część jego wykonawców.

Wasz film przekracza granice tradycyjnych gatunków

filmowych – dokumentu, filmu muzycznego albo filmu o balecie.

Thomas Grube: Próbowaliśmy znaleźć własny język filmowy,

wiec nie baliśmy się mieszania gatunków. Zależało mi

na tym, żeby nasza opowieść silnie działała na emocje,

więc stosowałem środki wyrazu typowe dla filmów fabularnych. Nawet w filmie dokumentalnym mogą występować elementy przygody, uwodzenia widzów i oczywiście

subiektywny punkt widzenia. Ale podoba mi się nazwa

„film muzyczny”. Muzyka to nie tylko to, co słychać. Wierzę w przyszłość musicalu, który nie tylko przedstawia piękną muzykę, lecz opowiada także wzruszające opowieści – o tym, ile muzyka może znaczyć dla słuchaczy.

Od autorów filmów dokumentalnych oczekuje się krytycznego dystansu do opisywanego tematu. Czy można to pogodzić z waszym osobistym

zaangażowaniem w projekt „Święta wiosny”?

Enrique Sanchez Lansch: Gdybyśmy się nie zbliżyli do uczestników

projektu, nie moglibyśmy brać w nim czynnego udziału. Niezbędnego dystansu nabraliśmy w okresie, który nastąpił po zdjęciach i przed montażem. Proces selekcji materiału trwał długo, bo musieliśmy odzyskać krytyczny dystans. Podczas montażu zawsze wracaliśmy do tego, co przeżyliśmy podczas pracy z poszczególnymi bohaterami.

Thomas Grube: Odgrywam inną rolę niż krytyczny, obiektywny filmowiec. Chcę się angażować w sytuacje i nawiązywać kontakty z ludźmi. Pragnę pokonywać dystans, stawać się przyjacielem i uczestnikiem wydarzeń. Nie zamierzaliśmy

nakręcić krytycznego filmu, lecz obserwować uważnie i sprawić, by złożony proces przygotowywania „Święta wiosny” stał się atrakcyjny dla widzów.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Rytm to jest to!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy