Reklama

"Rozstania i powroty": TO NIE BYŁ JEDEN SZYBKI TELEFON

Jude Law wspominał, że obsadzenie go w roli Willa było długim procesem. Ludzie sobie często wyobrażają, że ma to prosty przebieg. Pracowaliśmy z Anthonym przy dwóch filmach i całkiem dobrze nam szło, więc on po prostu chwyta za telefon, dzwoni do mnie i za chwilę robimy kolejny film. Nic podobnego. Anthony myśli przede wszystkim o tym, co będzie dobre dla filmu. Dał mi do przeczytania jedną z pierwszych wersji scenariusza i spytał o zdanie. Podobało mi się. Wtedy on powiedział: Wrócę do ciebie, ale muszę się zastanowić. I w końcu wrócił, ale dopiero, gdy przemyślał całą koncepcję filmu i stwierdził, że jest tam miejsce dla mnie. Aktor mówił, że rozumiał wahania Minghelli. Po pierwsze, w postaci Willa jest wiele elementów, których nigdy nie grałem. Anthony nie mógł być do końca pewien, czy dam sobie z nimi radę. Po drugie, to jest jego bardzo osobisty projekt, a z postacią Willa z pewnością w dużej mierze się identyfikuje. Chciał więc mieć absolutną pewność, że jego intencje zostaną przez wykonującego tę rolę aktora właściwie odczytane. Patrząc na rzecz z mojej strony, były tu rzeczy dla mnie trudne, bo przypominały mi o bolesnych wydarzeniach z mojego życia - wyznał aktor. Występ Lawa tak komentował Ray Winstone: Pamiętam Jude'a jako pełnego entuzjazmu dzieciaka. Dorósł i jest moim zdaniem aktorem pełną gębą. Nie tylko z ładną buzią - co w pewnym momencie mogło mu przeszkadzać - ale facetem, z którym po prostu chce się grać. Minghella też należy do wielbicieli talentu Lawa. Jest wrażliwy i inteligentny. Zrobiliśmy razem trzy filmy i sztukę teatralną i mówię z ręką na sercu, że nie było ani jednego momentu, kiedy porozumienie pomiędzy nami byłoby zerwane, co przecież bardzo często w relacji aktor-reżyser się zdarza. Myślę, że Jude bywa niedoceniany ze względu na swój wygląd: jest zbyt przystojny. Mój przyjaciel Sydney Pollack miał podobny problem, ale się nie przejmował i nakręcił osiem czy dziewięć filmów z Robertem Redfordem. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby Jude był moim Redfordem. Law tak posumował swą współpracę z Minghellą: To sprawa absolutnego zaufania, na tym to polega. Robię po prostu to, o co mnie Anthony poprosi, bo wiem, że on doskonale wie, co chce uzyskać. To pomaga, bo jestem mocno zaangażowany w pracę. Niepewność, napięcie ustępują. Nie muszę przeglądać materiałów nakręconych w ciągu dnia - po prostu wiem, że wypadły dobrze.

Reklama

Zły wujek i piętnastolatek na rozdrożu

Rafi Gavron, debiutant, odtwórca roli piętnastoletniego Miro, tak mówił o swojej postaci: Ten chłopak nie jest kimś, kto znajduje w kradzieży upodobanie. Jest bardzo samotny, jego jedynym przyjacielem jest Zoran. Niestety, ojciec tego ostatniego, a wujek Miro, prowadzi nielegalny "biznes", czyli dowodzi grupą młodych włamywaczy. Ale Miro nie jest materiałem na kryminalistę, ma po prostu kłopoty. Oczywiście mogą one okazać się poważne. Bricknell wspominał, że obsadzenie tej roli sprawiło wielkie trudności: Szukaliśmy wszędzie: w szkołach, szkołach cyrkowych, parkach skate'owych, ponieważ pasją Miro są niebezpieczne dyscypliny sportu, zwłaszcza "parkour". Chłopak musiał nie tylko ujmować naturalnością, ale i umieć grać. Wtórował mu Minghella: Castingi trwały wiele miesięcy. To była kluczowa rola. Potrzebowaliśmy młodego człowieka, który potrafiłby oddać trudne doświadczenia emocjonalne, nie będące przecież udziałem każdego piętnastolatka. Problem polegał na tym, że chłopcy w tym wieku bardzo niechętnie ujawniają swe życie wewnętrzne, kryją się często za pozami albo są sztywni. Gdy wreszcie trafiliśmy na Rafiego, pomyślałem: to on, tego właśnie mi trzeba, jest skomplikowany i potrafi to pokazać.

Binoche dodawała: Zobaczyłam go i pomyślałam: ten chłopak naprawdę mógłby być moim synem. Na planie czułam się trochę jak matka. Aktorstwo jest trudne: to tak, jakby pokazywać się nieustannie nago. Zwłaszcza debiutant może mieć z tym wielkie problemy. Starałam się pomóc Rafiemu je zminimalizować. Sam młody aktor wspominał pracę z wielką sympatią: Czułem się jak w rodzinie, byłem jednym z nich. Nikt nie okazywał mi wyższości. A jednak było mi czasem trochę dziwnie. Jestem tu razem z tymi ludźmi o wielkim dorobku i gram. To wydawało się jak sen.

Młody aktor oczywiście chciał samodzielnie występować w scenach niebezpiecznych ewolucji. Nie pozwolono mu na to jednak, ze względu na młody wiek i przepisy związkowe. Najbardziej ryzykowne ewolucje wykonali zawodowcy.

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Rozstania i powroty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy