"Rosyjska arka": WYWIAD Z ALEKSANDREM SOKUROWEM
Nie jestem teoretykiem. Jestem reżyserem praktycznym. Nigdy nie chciałem odkrywać czegoś nowego. Idea tego długiego, nieprzerwanego ujęcia istniała od lat. Nigdy nie robię czegoś nowego... Interesuje mnie tylko klasyczna forma i zawartość. W naszym zawodzie zupełnie zapomniano o wielu aspektach sztuki, dlatego też mój sposób myślenia może się czasem wydawać radykalny. Jednak ja po prostu dużo pamiętam... Na przykład o tym, że sztuka jest niezmienna; została dopracowana do perfekcji już dawno temu. Pojedyncze ujęcie jest osiągnięciem z formalnego punktu widzenia, ale w jeszcze większym stopniu jest po prostu narzędziem, z pomocą którego mogę rozwiązać konkretną kwestię artystyczną. To zaledwie narzędzie.
A jak nazywa się to narzędzie?
Oddech. Trzeba przeżyć określony czas na jednym oddechu. Wiosną 1999 roku producent Andrei Deriabin zasugerował, żebym podjął się poważnego projektu skupionego wokół Ermitażu. Zna mój podziw, wręcz cześć dla tego muzeum. Miałem pewien pomysł, ale wprowadzenie go w życie byłoby bardzo kosztowne i skomplikowane. Był to pomysł na film nakręcony "jednym tchem”.
Format ekranu, zdjęcia - wszystko to zależy od nożyczek. Montażyści i producenci zbierają, a potem montują, modelując czas dowolnie wedle własnego uznania. Ja chciałem spróbować wkomponować się w sam bieg czasu, nie odmieniając go na życzenie. Chciałem naturalnie współpracować z czasem, przeżyć te półtorej godziny, jakbym po prostu nimi oddychał. To był mój główny - jedyny - artystyczny cel...
Nikt tego przedtem nie próbował. By nakręcić film jednym tchem trzeba sprawić, żeby wszystkie komponenty całości się ze sobą zgadzały, wszystkie części muszą być ze sobą powiązane, a każda z nich musi wynikać z poprzedniej... Jakby się hodowało drzewo. Gdy pracuję nad filmem, to chce wyhodować drzewo. Nie krzak, ale drzewo. To zasada, którą kieruję się od wielu lat.
Czy akcja ma miejsce w różnych okresach czasu?
Tak. W czasach Piotra Wielkiego i Katarzyny Wielkiej, Mikołaja I i Mikołaja II... Dla mnie to jednak pojedyncza, tymczasowa przestrzeń. Ja żyję w tych czasach. Jeśli o mnie chodzi, to żaden z tych okresów się nie zatrzymał, żaden się nie zakończył. Czas historyczny nie może odejść, nie może się zapaść.
To film historyczny, w którego centrum stanowią dwaj bohaterowie. Jakiś nieznany cudzoziemiec, który urodził się w XIX wieku i odwiedził Rosję. I druga postać, współczesna - Autor. Obaj przemierzają labirynt. Tym labiryntem jest Ermitaż, jedyne miejsce w Rosji, w którym znaleźć można coś takiego, gdyż nigdzie indziej nie ma równie artystycznej, wyrazistej matni.