"Rosyjska arka": PRODUKCJA
Historia powstania "Rosyjskiej arki" to zapis rekordów i innowacji - pierwszy pełnometrażowy film zupełnie bez montażu, nakręcony pojedynczym ujęciem; najdłuższa sekwencja nakręcona steadicamem; pierwszy nie poddany kompresji film zapisany na twardym dysku. I zamiast nagrania na taśmie, nagrywany bezpośrednio na nim.
Jest to jednak jednocześnie historia powstania filmu, którego reżyser zupełnie nie jest zainteresowany przecieraniem nowych szlaków i biciem rekordów, który niespecjalnie się garnie do wymyślania czegoś "nowego”. Aleksandra Sokurowa bardziej zajmują proste, podstawowe elementy kina: dźwięk, obraz, czas.
Gdy ponad cztery lata temu rozpoczęła się podróż, która miała się stać "Rosyjską arką", wydawała się czymś nowym, lecz prostym. "Mam dosyć montażu - stwierdził Sokurow - Nie bójmy się czasu.” Jego pomysł na cyfrowy film nakręcony w jednym ujęciu, przemieszczający się w czasie rzeczywistym przez kolejne pokoje i sale Ermitażu wydawał się fantastycznie prosty, ba, wręcz łatwy. Cyfrowy zapis, jeden dzień zdjęciowy, zero montażu! Marzenie producenta.
Oczywiście rzeczywistość wyglądała zupełnie inaczej. "Rosyjska arka" była tour de force - znacznie przerosła to, z czym zwykle styka się ekipa filmowa. Lata doskonalenia pomysłu, którego większość ludzi nie byłaby w stanie nawet pojąć lub skazałaby na straty jako niewykonalny. Miesiące prób i przygotowań, prowadzące do pojedynczego ujęcia, zawierającego cały film w trakcie jednego dnia zdjęciowego. Mieszana ekipa z Rosji i Niemiec musiała symbiotycznie współdziałać, by uzyskać jeden ekscytujący moment czystego, filmowego opanowania.
A gdy było już po wszystkim, okazało się, że to było jednak proste. Sokurow miał wizję, która rozlała się i scaliła z powrotem w jednym momencie. To wszystko tkwiło w jego głowie, a półtorej godziny później znalazło idealne odbicie w filmie. Filmie, który był montowany na bieżąco. W filmie dokładnie odzwierciedlającym przepływ czasu, którego - podobnie jak to jest w życiu - nie da się podzielić.