Reklama

"Requiem dla snu": REŻYSER OPOWIADA

"Wychowałem się na Brooklynie. Któregoś razu wpadła mi w oko książka i słowo 'Brooklyn' w tytule [mowa o powieści Huberta Selby'ego Jr. pt 'Last Exit to Brooklyn' z 1964 roku]. Jeśli pochodzisz z Brooklynu, wszystko co dotyczy tej dzielnicy wydaje ci się interesujące. Książka wciągnęła mnie od pierwszego zdania. Czytałem i wydawało mi się, że ten pisarz potrafi opowiadać historię. Rozumiał ludzi. Była to głęboka i jednocześnie prosta analiza ludzkich zachowań. Nagle zrozumiałem, co chcę robić w życiu. Postanowiłem opowiadać historie (…)".

Reklama


"Przy pisaniu scenariusza do Requiem dla snu trudność polegała na wybraniu głównego bohatera. Jednak w pewnym momencie uświadomiłem sobie, że w historii Selby'ego jest pewna logika - za każdym razem, kiedy oczekujemy, że bohaterom przydarzy się coś pozytywnego, dzieje się na odwrót. Dlatego trudno mi było znaleźć jednego głównego bohatera. Po dokładnym przeanalizowaniu zachowań postaci, wpadłem na pewien pomysł. Zdecydowałem, że ani Sara, ani Harry, ani Tyrone ani Marion nie zostaną głównymi bohaterami. Bohaterem będzie nałóg - ich największy wróg. To tak, jakbym miał zrobić film o potworze, którego nie widać, ponieważ żyje w wyobraźni bohaterów. Chciałem pokazać, że nie ma różnicy między nałogowym piciem kawy, braniem narkotyków, opychaniem się słodyczami i oglądaniem telewizji. Te nałogi są takie same. Osoba, która postanowiła, że nie będzie palić męczy się tak samo, jak ktoś kto próbuje schudnąć. Opis uzależnienia w książce Selby'ego wydał mi się bardzo wiarygodny. Wpadłem na pomysł, aby zrobić film o ludziach walczących z nałogiem.

Historia opowiedziana w Requiem dla snu jest ponadczasowa. Bycie uzależnionym towarzyszyło człowiekowi, odkąd pojawił się na ziemi. Dlatego akcja filmu nie dzieje się w żadnym konkretnym czasie. To opowieść o ludziach, którzy skaczą z samolotu i nagle - pomiędzy niebem a ziemią uświadamiają sobie, że nie mają spadochronów. Film opowiada o ich drodze w dół - do momentu kiedy ich ciała uderzają o ziemię. Kiedy czyta się powieść Selby'ego duże wrażenie robi język, jakim mówią bohaterowie. Postanowiłem tego nie zmieniać. Miałem nadzieję, że zrobi to duże wrażenie. Chodziło mi także o to, żeby stworzyć ponadczasową historię - dlatego zachowałem styl dialogów powieści, mając nadzieję, że uda mi się oddać nastrój Coney Island.

Młodzi aktorzy: Jared, Jennifer i Marlon dali z siebie wszystko. Jared stracił dwanaście kilo, Marlon udowodnił, że potrafi zagrać dramatyczną rolę, Jennifer okazała niezwykłą odwagę i zaufanie. Aktorzy pracowali ciężko i uczestniczyli w próbach, które trwały miesiąc. Wzięli najniższe stawki za swoje role, ponieważ wierzą w przesłanie Selby'ego.

Jednym z powodów, dla którego chciałem nakręcić ten film było to, że mogłem pracować nad pomysłami, wykorzystanymi w (Pi), chociaż sposób opowiadania historii był w moim debiucie zupełnie inny".


(Darren Aronofsky)

materiały dystrybutora
Dowiedz się więcej na temat: Requiem dla snu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy