"Ranczo Wilkowyje": Swojsko jak na ranczu
Na temat samego serialu "Ranczo", którego trzecia seria właśnie powstaje, wypowiadali się już socjologowie i badacze mediów. To nie tylko fenomen pod względem sukcesu frekwencyjnego i potężnej grupy wiernych wielbicieli. To także, w powszechnej opinii, jeden z najbardziej udanych komediowych portretów własnych Polaków, jakie powstały w ciągu ostatnich lat. Miarą popularności "Rancza" jest fakt, że niektóre powiedzonka i fragmenty dialogów przedostały się już do języka potocznego. Tak wielki autorytet w dziedzinie komedii, jak reżyser "Samych swoich" - Sylwester Chęciński, po obejrzeniu kilku odcinków "Rancza" stwierdził, że wreszcie doczekał się godnych następców.
5 marca 2006 roku w TVP 1 pokazano pierwszy odcinek serialu "Ranczo". Była to opowieść o Lucy Wilskiej, Amerykance polskiego pochodzenia, która odziedziczyła ponad stuletni dworek w podlaskiej wsi Wilkowyje. Początkowo mieszkańcy są wielce nieufni, a sytuacja jest tym bardziej skomplikowana, że władzę sprawuje tu Wójt, mający wiele najgorszych cech rodzimych ludzi władzy, w dodatku skonfliktowany od lat ze swym bratem bliźniakiem - proboszczem.
Z pewnością jedną z przyczyn sukcesu "Rancza" był inteligentny i w wielu szczegółach realistyczny scenariusz, który wyszedł spod pióra doświadczonych scenarzystów - Roberta Bruttera ("W pustyni i w puszczy", doskonały serial "Rodzina zastępcza") i Jerzego Niemczuka ("Stacyjka"). Ominęli oni zręcznie mielizny sentymentalizmu czy łatwej farsowości. Nasycili tekst przenikliwą satyrą, ale i ciepłem. Powodzenie przeszło najśmielsze oczekiwania realizatorów. Założenie podobne [do serialu "Stacyjka"] - pisał celnie w "Gazecie Wyborczej" Tadeusz Sobolewski - pokazać Polskę w pomniejszeniu, jako wieś Wilkowyje, z rywalizującymi między sobą, nienawidzącymi się bliźniakami - wójtem i plebanem - których gra ten sam aktor: Cezary Żak. Waśń, zgoda i znów waśń, jak w "Zemście", jak w "Samych swoich". Brakuje tylko okrzyku "Podejdź no do płota!" z filmu Chęcińskiego i Mularczyka.
Sobolewski słusznie zwracał uwagę, że jednym z atutów filmu jest fakt, iż na polskie sprawy w dużej mierze patrzymy z punktu widzenia osoby przybyłej z zewnątrz, która dla ludzi z Wilkowyjów jest lepszym wcieleniem ich samych. Jest pańska i demokratyczna zarazem, jak z westernu i z Rodziewiczówny - pisał krytyk. A więc wizerunek tylko łagodnie upiększony, bajka, ale bynajmniej nie bezkrytyczna czy przesłodzona. Okazuje się, że właśnie tego polska widownia oczekiwała.